Jonas Brothers powrócili z kolejną płytą, tym razem z ciekawszym tytułem niż The Album. Greetings From Your Hometown nie różni się jednak tak bardzo od poprzedniego krążka…ale zaskakuje!
Greetings From Your Hometown to już trzeci album po powrocie Jonas Brothers i każdej premiery zawsze niecierpliwie wyczekuję. Do tego bracia aktywnie prowadzą zespołowe social media, więc pogrzewają atmosferę premier swoich wydawnictw. Tak i teraz – a ja po raz kolejny mam wrażenie, iż ich płyty są do siebie łudząco podobne.
Może to kwestia osłuchania, bo z poprzednich albumów zostały ze mną po 2-3 piosenki. Wypracowane brzmienie Jonasów niezmiennie jest bardzo przyjemne i relaksacyjne, ale raczej nie zaskakuje. Najnowszy krążek to płyta zdominowana przez Nicka Jonasa. Rzeczywiście jego barwa głosu wyróżnia się najbardziej sposród całej trójki, ale mimo wszystko brakuje mi przynajmniej większego wkładu Joe. Kevin – który jednak nie ma na imię Kevin – zawsze jest najmniej widoczny i najmniej słyszalny ze wszystkich Jonas Brothers.
Pierwsza połowa albumu aż do siódmego (tytułowego) utworu to dynamiczne piosenki, w których słyszymy głównie Nicka. Wszystkie utrzymane są w podobny tonie i rytmie, przez co zlewają się w jedno. W tej części warto wyróżnić jedynie No Time to Talk, które wykorzystuje fragement kultowej piosenki Stayin’ Alive zespołu Bee Gees. To świetny akcent, w którym głos Nicka pasuje najlepiej i pieści ucho. Samo otwarcie albumu, I Can’t Lose, działa lepiej w następnych odtworzeniach niż w pierwszym odsłuchu. W nim zresztą też mamy odwołania do innego kultowego zespołu, no bo kto tak przechodzi przez Abbey Road?
Drugą połowę albumu Jonas Brothers uważam za zdecydowanie ciekawszą i bardziej udaną. When You Know oraz Heat Of The Moment to utwory z większym wkładem Joe. Kolejny Bully ma lekko ironiczny wydźwięk. Waste No Time wraca do jonasowego „eeee”, które bardzo kojarzy mi się z ich brzmieniem i jest przyjemnym powracającym elementem. Następnie pojawia się bardzo delikatne i spokojne Lucky, rytmiczne Mirrors to the Sky, a w finale – udana kolaboracja z Marshmello, Slow Motion. Płytę zamyka bardziej radiowe brzmienie, które kojarzy mi się z latem, kiedy wszędzie słychac było Closer The Chainsmokers.
Przy pierwszym odsłuchu gwałtownie zaczęłam się nudzić powtarzalnością, ale druga połowa albumu przywróciła moje nadzieje. Greetings From Your Hometown zaczyna przyjemnie, ale bez zaskoczenia. Cały czas czeka się na trochę więcej pazura, trochę więcej wariacji w tym – wciąż dobrym – brzmieniu trzech Jonasów. Druga połowa płyty oferuje właśnie to. Niespodziewanie pojawia się ten zastrzyk energii i większa różnorodność. Ostatecznie więc całość wypada dobrze i myślę, iż przyjmie się lepiej niż poprzednie albumy – mam nadzieję, iż utrzyma się dłużej w moich playlistach.
Fot. główna: Materiał promocyjny.