JOANNA KUCIEL-FRYDRYSZAK: – Druga część raczej nie, ale będzie coś w rodzaju kontynuacji, a w przyszłości pewnie poszerzone wydanie, uzupełnione o kolejne relacje. Myślałam, iż zainteresowanie książką samo wygaśnie, ale nie wygasa. To już ponad półtora roku, 20 miesięcy, nie byłam na taki odbiór przygotowana, usiłuję to cały czas zrozumieć. Moje rozmowy z czytelnikami polegają na tym, iż próbuję się połapać w tych emocjach.
Na spotkaniach podaje pani swój mail, czytelnicy wysyłają pani swoje relacje?
To nie są zawsze relacje, bo nie każdy ma szczegółową wiedzę o swoich babciach, a raczej rzadko kto ją ma. W rodzinach chłopskich te wspomnienia były często wyparte, mgliste i skąpe, częściowo wynikało to z trybu życia tych kobiet i z braku potrzeby mówienia o sobie. A i rodziny nie szczyciły się ich losami. Obudził się więc głód wiedzy w rodzinach, które bardzo kilka wiedzą, to jest zresztą też moja sytuacja. Zostajemy z pytaniami, których nie mamy komu zadać. Dlatego cieszy mnie, iż młodsze czytelniczki wyruszają teraz, żeby nagrywać swoje babki, i traktują moją książkę jako zestaw kluczy i pytań do swoich babek, których życie okazuje się interesujące i warte opowieści.
Czy to, co się odbywa wokół książki, docieranie do tego, co wyparte, jest rodzajem terapii społecznej?
Kiedy tuż po ukazaniu się „Chłopek” pojawiał się wątek terapeutyczny mojej książki, uciekałam od tego, przestraszyłam się, bo nie chcę sobie uzurpować kompetencji, których nie mam, nie mam przecież psychologicznego wykształcenia. Ale dziś myślę o tym z mniejszym lękiem i o ile rozmowy wokół książki rzeczywiście służą czemuś dobremu, czyli budowaniu porozumienia między ludźmi i mierzeniu się z traumami, to jest dla mnie wspaniała nagroda i prezent od czytelników.