Jesteś tylko wygodny. Zapomną o tobie, gdy przestaniesz być potrzebny.

polregion.pl 2 dni temu

Marek zatrzymał samochód pod starym blokiem na Woli, poprawił kołnierzyk i ruszył w stronę klatki. Miał właśnie wejść do środka, gdy nagle coś dostrzegł w oknie na parterze. Serce mu zamarło.

— Mama? Co ty tu robisz? — zapytał zdezorientowany, rozpoznając swoją matkę.

— Cicho — syknęła Krystyna Januszówna. — Chodź tutaj.

— O co chodzi? — zmarszczył brwi.

— Po prostu podejdź i posłuchaj — wskazała lekko uchylone okno.

Z mieszkania teściowej dobiegały podniesione głosy. Rozmawiały jego żona, Kinga, i jej matka.

— Mamo, żebyś widziała, jak się wystraszyli! Ta jedna, z zalewającymi się łzami oczami: „To moja wina, nie uchroniłam wnuka!” — Kinga parsknęła śmiechem. — Wszystko idzie zgodnie z planem. A mój Mareczek to istny skarb: tylko pisnę, a już biegnie ratować jak dobry piesek. choćby do szpitala mnie zawiózł. Wiedziałam, iż jeżeli nie przycisnę go tą „ciążą”, to nigdy się nie oświadczy.

— Kinga… to jednak podłość — wątpiąco odezwała się jej matka.

— Mamo, ty zupełnie nie ogarniasz. Teraz liczy się tylko, żeby wyciągnąć od niego mieszkanie. Przecież mają tę trzypokojową w centrum, pamiętasz? Już im powiedziałam, iż trzeba się wprowadzić, skoro dziecko w drodze. A potem jakoś „przesuniemy” dziadków. Najważniejsze, iż Marek wszystko łyknie. Nie jest typem, który trzaska drzwiami. Można go delikatnie… prowadzić. Tam, gdzie ja chcę.

Marek stał jak sparaliżowany. Słuchał każdego słowa, niezdolny do ruchu. Obok matka ścisnęła jego dłoń.

— Słyszałeś? — szepnęła.

Skinął głową. Twarz miał białą jak kreda.

— Chodźmy.

Weszli do mieszkania. Marek gwałtownie nacisnął dzwonek. Drzwi otworzyła Kinga, rozpromieniona — wciąż pod wrażeniem własnej przemowy.

— Kochany! A ty co tak wcześnie? — rzuciła sztucznym uśmiechem.

— Nie przygotowuj przemówień. Przywiozę ci je sam — odparł spokojnie. — Jutro składam pozew o rozwód.

— Co?! Zwariowałeś? Dlaczego?

— Bo wszystko usłyszałem. O „ciąży”, o mieszkaniu, o tym, jaki ze mnie wygodny egzemplarz. Dzięki, iż tak gwałtownie pokazałaś, kim naprawdę jesteś.

Kinga próbowała coś wykrztusić, ale słowa utknęły jej w gardle.

Krystyna Januszówna tylko rzuciła w stronę byłej synowej:

— A ja się tak obwiniałam. Myślałam, iż to ja cię nie zaakceptowałam, nie potrafiłam dogadać. A tu okazuje się, iż serce matki zawsze wie. Po prostu nie chciało widzieć.

Wyszli. Marek nie obejrzał się ani razu. W piersi zrobiło się lżej — jakby wreszcie zrzucił ogromny ciężar. Szedł w ciszy, a obok matka — pierwszy raz od lat — milczała, tylko przytrzymywała jego dłoń. Cicha obecność, która znaczyła więcej niż tysiąc słów.

Idź do oryginalnego materiału