Jesteś potrzebny tylko wtedy, gdy jesteś użyteczny.

newskey24.com 1 tydzień temu

Jesteś tylko wygodny. Dopóki cię nie potrzebują — zapomną.

Marek przyjechał po żonę do teściowej, aby zabrać ją do domu po kolejnej „małej sprzeczce”. Zatrzymał samochód pod starym dziewięciopiętrowym blokiem, poprawił kołnierzyk i ruszył w stronę klatki schodowej. Był już prawie przy drzwiach, gdy nagle dostrzegł kogoś przy oknie na parterze. Serce mu zamarło.

— Mamo? Co ty tu robisz? — zapytał zdezorientowany, rozpoznając swoją matkę.

— Ciszej — szepnęła Krystyna Stefanowa. — Chodź tu.

— O co chodzi? — zmarszczył brwi.

— Po prostu podejdź i posłuchaj — wskazała na uchylone okno.

Z mieszkania teściowej dobiegały kobiece głosy. Mówiły głośno, bez zahamowań. To była Ewa — jego żona — i jej mama.

— Mamo, powinnaś była widzieć, jak się wystraszyli. Szczególnie ta — z płaczliwą miną. „Ja winna, nie uchroniłam wnuka!” — Ewa parsknęła śmiechem. — Wszystko idzie zgodnie z planem. A mój Mareczek to skarb: wystarczy skinąć, a już pędzi ratować, jak piesek. choćby do szpitala zawiózł. Wiedziałam, iż jeżeli nie przycisnę go tą „ciążą”, to nigdy nie doczekam się propozycji.

— Ewa… no ale to podłość — słabo zaprotestowała jej matka.

— Mamo, ty nic nie rozumiesz. Teraz najważniejsze, żeby wyciągnąć od niego mieszkanie. Mają trzypokojowe w centrum, pamiętasz? Już im mówiłam — trzeba się zwinąć, skoro dziecko w drodze. A potem jakoś przepchniemy dziadków. Grunt, iż Marek wszystko łyknie. Nie jest z tych, co drzwiami trzaskają. Można go cicho, delikatnie… prowadzić. Tam, gdzie mi potrzeba.

Marek stał, jakby ktoś wyjął mu serce z piersi. Słyszał każde słowo, nie mogąc się ruszyć. Obok matka ścisnęła jego dłoń.

— Słyszałeś? — szepnęła.

Skinął głową. Twarz miał białą jak papier.

— Chodźmy.

Weszli do mieszkania. Marek mocno zadzwonił. Drzwi otworzyła Ewa, rozpromieniona — widocznie jeszcze pod wrażeniem własnych słów.

— Kochanie! A ty czemu tak wcześnie? — powiedziała, wymuszając uśmiech.

— Nie gadaj. Rzeczy sam ci przywiozę — spokojnie odparł. — A jutro składam pozew o rozwód.

— Co?! Zwariowałeś? Dlaczego?

— Bo wszystko usłyszałem. O „ciąży”, o mieszkaniu, o tym, jaki jestem wygodny. Dziękuję, iż gwałtownie pokazałaś, kim naprawdę jesteś.

Ewa próbowała coś powiedzieć, ale słowa utknęły jej w gardle.

Krystyna Stefanowa tylko rzuciła w stronę byłej synowej:

— A ja się obwiniałam. Myślałam — może nie zaakceptowałam cię, nie znalazłam wspólnego języka. A tu się okazuje, iż serce matki wszystko wyczuwa. Po prostu nie chciało widzieć.

Odeszli. Marek nie odwrócił się nawet. W piersiach zrobiło mu się lżej — jakby wreszcie zdjął z siebie ogromny ciężar. Szedł w milczeniu, a obok matka — pierwszy raz od lat — też nic nie mówiła, tylko trzymała jego dłoń w swojej. Cicha siła, która znaczyła więcej niż wszystkie słowa.

Idź do oryginalnego materiału