Jesteś Alicją. Od tej chwili żyjesz w filmie.
Ewa już ponad godzinę woziła swoją córkę po wieczornej Łodzi. Wstąpiły do kilku sklepów – nie po to, by coś kupić, ale żeby poczuć się jak zwyczajna rodzina. Kupiły tylko lody i sok. Potem usiadły na ławce pod blokiem, pod kwitnącą jabłonią. Zosia uwielbiała te spacery i nie spieszyła się do domu – wydawało jej się, iż tu, pod otwartym niebem, jest trochę bliżej wolności.
Nagle pod blok podjechał samochód z napisem „FILM”. Wysiadł z niego wysoki mężczyzna, rozejrzał się po podwórku i z uśmiechem podszedł do nich. Stanął przed Zosią:
— Ty jesteś Zosia?
— Tak… — dziewczynka zmieszała się.
— Przyjechałem po ciebie.
— Po mnie? — powtórzyła, a serce zaczęło jej bić szybciej.
— Chcesz zagrać w filmie?
Zosia spojrzała na mamę, potem na nieznajomego, a w jej głosie zabrzmiała uraza:
— Po co pan żartuje?
— Nie żartuję. Nazywam się Tomek, jestem reżyserem. Szukamy głównej bohaterki. Ty jesteś idealna.
Ewa początkowo nie wierzyła, ale widząc, jak oczy córki rozbłysły, jak na jej twarzy pojawiła się prawdziwa nadzieja, tylko skinęła głową:
— jeżeli pan nie kpi – spróbujmy.
Tak trafiły na plan filmowy. Zosię wjechała na środek sali, jasne światła, kamery, pustka. Nagle pojawił się chłopak – wysoki, przystojny, z uśmiechem jak z filmu:
— Cześć. Jestem Kacper. W filmie gram twojego partnera. A ty jesteś Alicją.
Zosia nie odpowiedziała. Nie mogła uwierzyć, iż to dzieje się naprawdę. Nie była aktorką – tylko dziewczyną na wózku, którą nagle postanowiono uczynić częścią opowieści.
Rozpoczęły się zdjęcia. Uczyli ją, tłumaczyli, prowadzili. Najpierw były sceny z rodzicami, potem – z Kacprem. Scena za sceną, kwestia za kwestią, ale najważniejsze było to, iż Zosia nie grała. Ona żyła. Płakała, gdy według scenariusza ją porzucano, śmiała się, gdy bohater żartował. A gdy Kacper brał ją na ręce i patrzył w oczy – serce waliło jak oszalałe. To nie był zwykły film. To było jej życie, tylko w kadrze.
Tomek, reżyser, uwielbiał ją. Mówił:
— Jesteś prawdziwa. Jesteś moją Alicją. Nie grasz, ty tym oddychasz.
Rosła jak kwiat. Każdy dzień miał sens. Pierwszy pocałunek – w filmie, ale wiedziała: dla niej był prawdziwy. choćby gdy w trudniejszych scenach korzystali z dublerek – skoki do wody, podnoszenie – Zosia się nie złościła. Bo jej dusza była na ekranie.
Mijały tygodnie. Zdjęcia dobiegły końca. Wszyscy się rozjechali. Zosia znów znalazła się na swoim podwórku, pod tą samą jabłonią. Ale teraz miała swoje nazwisko w napisach. Doświadczenie. I serce pełne wrażeń.
Ewa z dumą mówiła:
— Wyobraź sobie, w dwa miesiące zarobiłaś prawie dwieście tysięcy złotych. Kupimy, co tylko zechcesz.
— Nie jestem księżniczką, mamo… — smutno spojrzała na nogi Zosia.
— Ale nią byłaś. I jeszcze będziesz.
I nagle znów – samochód. Taksówka. Wysiadł z niej Kacper. Z bukietem. Prawdziwym. Bez kamer. Bez scenariusza.
— To dla mnie? — wyszeptała.
— Dla ciebie, Zosiu. Chcę być z tobą. Naprawdę. Bez filmu.
…A gdzieś w gabinecie znajomego lekarza Tomek nalewał po kieliszku i mówił:
— Dziękuję ci za Zosię. Ona zmieniła nie tylko film, ale i mnie.
— Cieszę się, iż mogłem pomóc — uśmiechnął się lekarz. — Po co przyszedłeś?
— W kontynuacji serialu Alicja ma wstać z wózka.
— Ile mamy czasu?
— Dwa lata.
— Zdążymy.
I w tej chwili los pisał nowy scenariusz – nie na papierze, ale w życiu Zosi, która przestała być tylko dziewczyną na wózku, a stała się główną bohaterką własnego filmu.