Ewa już ponad godzinę woziła swoją córkę po wieczornym Wrocławiu. Wstąpiły do kilku sklepów — nie po to, by coś kupić, ale by poczuć się jak zwykła rodzina. Kupiły tylko lody i sok. Potem usiadły na ławce pod trzeszczącą topolą. Basia uwielbiała te spacery i wcale się nie spieszyła do domu — miała wrażenie, iż tu, pod otwartym niebem, jest trochę bliżej wolności.
Nagle pod blok podjechał samochód z napisem „FILM”. Wysiadł z niego wysoki mężczyzna, rozejrzał się po podziwu i z uśmiechem podszedł do nich. Stanął przed Basią:
— Ty jesteś Basia?
— Tak… — dziewczynka zmieszała się.
— Przyszedłem.
— Do mnie? — powtórzyła, a serce zaczęło bić szybciej.
— Chcesz zagrać w filmie?
Basia spojrzała na mamę, potem na nieznajomego, a w jej głosie pojawiła się uraza:
— Po co pan żartuje?
— Nie żartuję. Nazywam się Marek, jestem reżyserem. Szukamy głównej bohaterki. Jesteś idealna.
Ewa początkowo nie wierzyła, ale widząc, jak oczy córki zapłonął; prawdziwą nadzieją, po prostu skinęła głową:
— jeżeli to nie żart — spróbujmy.
Tak trafiły na plan filmowy. Basię wytoczono na środek sali, jaskrawe światła, kamery, pustka. Nagle pojawił się chłopak — wysoki, przystojny, z uśmiechem jak z ekranu:
— Cześć. Jestem Krzysiek. W filmie gram twojego partnera. A ty… jesteś Zosia.
Basia nic nie odpowiedziała. Nie mogła uwierzyć, iż to dzieje się naprawdę. Nie byłą aktorką — tylko dziewczyną na wózku, którą nagle postanowiono uczynić częścią opowieści.
Rozpoczęły się zdjęcia. Uczono ją, tłumaczono, prowadzono. Najpierw sceny z rodzicami, potem — z Krzysztofem. Ujęcie po ujęciu, kwestia po kwestii, ale najważniejsze było to, iż Basia nie grała. Ona żyła. Płakała, gdy zostawiano ją w scenariuszu, śmiała się, gdy bohater żartował. A gdy Krzyśtek brał ją na ręce i patrzył w oczy — serce waliło jak oszalałe. To nie był zwykły film. To było jej życie, tylko w kadrze.
Marek, reżyser, nie posiadał się z zachwytu. Mówił:
— Jesteś prawdziwa. Jesteś moją Zosią. Nie udaję, tylko tym oddychasz.
Rosła jak kwiat. Każdy dzień miał sens. Pierwszy pocałunek — w filmie, ale wiedziała: dla niej był prawdziwy. choćby gdy w trudnych scenach zastępowała ją dublerka — trudy; skoki do wody, unoszenie — Basia się nie złościła. Bo jej dusza była na ekranie.
Minęły tygodnie. Zdjęcia się skończyły. Wszyscy rozjechali. Basia znów siedziała w swoim podwórku, pod tą samą topolą. Ale teraz miała swoje niej sprzed kawiarni. Doświadczenie. I serce pełne wrażeń.
Ewa mówiła z dumą:
— Wyobraź sobie, w dwa miesiące zarobiłaś okołó; 20 tysięcy złotych. Kupimy, co tylko zechcesz.
— Nie jestem księżniczką, mamo… — smutno spojrzała na swoje nogi Basia.
— Ale nią byłaś. I jeszcze będziesz.
I nagle znów samochód. Taksówka. Wysiadł z niej; Krzyśtek. Z bukietem. Prawdziwy. Bez kamer. Bez scenariusza.
— To dla mnie? — wyszeptała.
— Dla ciebie, Basia. Chcę być z tobą. Naprawdę. Bez filmu.
…A gdzieś w gabinecie znajomego lekarza Marek nalewał do kieliszków i mówił:
— Dziękuję ci za Basię. Zmieniła nie tylko film, ale i mnie.
— Cieszę się, iż mogłem pomóc — uśmiechnął się lekarz. — Po co przyszedłeś?
— W kontynuacji serialu Zosia musi wstać z wózka.
— Ile mam czasu?
— Dwa lata.
— Damy radę.
I w tej chwili los pisał nowy scenariusz — nie na papierze, ale w życiu Basi, która przestała być tylko dziewczyną na wózku, a stała się główną bohaterką własnego, niezwykłego filmu.
*Los piszeł dług; czasem niespodzianie, ale to my decydujemy, jaką rolę w nim odegramy.*