Jestem tylko mamą. Miłość nie zna czasu ani praw.

newsempire24.com 3 dni temu

Jestem tylko mamą. O miłości — ani prawa, ani czasu

Mojej córce Magdzie skończyło się szesnaście lat. Młodszemu, Jasiowi, dwanaście. To już niemal nastolatkowie. A ja wciąż jestem tylko mamą. Nie kobietą, nie człowiekiem z marzeniami i prawem do własnego życia, ale po prostu mamą. Rano szkoła i śniadania. W ciągu dnia praca. Wieczorem zajęcia dodatkowe, lekcje, kolacja. Nocą zmęczenie i łzy w poduszkę. Cicho, żeby nikt nie usłyszał.

Z ich ojcem, Krzysztofem, rozstaliśmy się pięć lat temu. Bez awantur. Bez sądów. Pewnego dnia po prostu stwierdził, iż zniknęłam w macierzyństwie, iż między nami nie ma już namiętności. Choć prawda była inna — wtedy już pisał z nową kobietą, którą, jak się okazało, znał od dawna.

Nie zrobiłam z tego dramatu przy dzieciach. Powiedziałam im, iż tak będzie lepiej — teraz mają dwa domy. Przeżywali, oczywiście. Magda nie jadła, Jasiek milczał wieczorami. Ale minęło. Przywykli. Ja byłam z nimi zawsze. A tata — tylko czasami, na spacerach, w kawiarni, w kinie. Wynajmował mieszkanie w Katowicach, żył z tamtą kobietą. Dzieci tam nie zapraszał — twierdził, iż jeszcze nie jest gotowy na takie spotkanie. Nie protestowałam. Niech się widują, niech nie tracą kontaktu. Choć wewnątrz wszystko się we mnie rwało.

Ale i tak się dowiedzieli. O ślubie. O nowej kobiecie. Magda płakała całą noc, a rano patrzyła na mnie z bólem i pogardą — jakby to ja ją zdradziłam. Z Jaśkiem było jeszcze trudniej — zamknął się w sobie, przestał dzielić się choćby drobiazgami. Nie miałam do nich pretensji. Im było ciężko. Ale mnie też.

A potem nadszedł Sylwester. Poszłyśmy z dziewczynami z pracy na firmową imprezę. W restauracji było gwarno, pełno ludzi, muzyka, światła. Śmiałyśmy się. Pierwszy raz od lat pozwoliłam być po prostu sobą.

I wtedy go spotkałam. Artur. Nie przystojniak z okładki, ale coś w jego oczach — ciepłe, żywe, prawdziwe. Był starszy, mieszkał sam, dorosły syn dawno już wyprowadził się z domu. Rozmawialiśmy, podałam mu numer. I tak się zaczęło.

Przynosił kwiaty. Mówił, iż jestem piękna. Tak po prostu. Bez powodu. Pytał, jak minął mój dzień. Nie wymagał, nie oceniał. A ja chowałam te bukiety jak nastolatka. Prezenty w szafie. Zmywałam zapach perfum przed powrotem do domu. Czułam, iż oszukuję wszystkich — zwłaszcza dzieci. PrzNa końcu zrozumiałam, iż nie muszę wybierać między byciem matką a byciem kobietą, bo jedno nie wyklucza drugiego, i iż moje szczęście też ma znaczenie.

Idź do oryginalnego materiału