„Awatar: Ostatni władca wiatru” to serial pełen efektów specjalnych, które tworzono dzięki różnych technologii. Autor zdjęć zdradził jak to wyglądało od kulis.
„Awatar: Ostatni władca wiatru” to aktorska wersja kultowej animacji „Awatar: Legenda Aanga”, która bryluje na platformie Netflix. Serial chwalony jest przede wszystkim za piękne zdjęcia i niesamowite efekty specjalne, o których kulisach powstania opowiedział Michael Balfry, autor zdjęć.
Awatar: Ostatni władca wiatru – jak tworzono efekty specjalne?
Michael Balfry opowiedział o pracy nad efektami specjalnymi w rozmowie z serwisem The Direct. Jak czytamy, ekipa używała zarówno efektów wizualnych (VFX), jak i praktycznych – jedne z drugimi przeplatały się i współistniały
— Myślę, iż wszystko zaczyna się od przygotowań – rozmawiamy o tym, co możemy osiągnąć, co jest praktyczne… Oczywiście płomienie nie są prawdziwe. Manipulacja wody jest efektem praktycznym tylko do pewnego momentu, jeżeli ktoś to robi. Wydaje mi się, iż chyba w 4. odcinku Katara jest przy ognisku i przewraca pojemnik. Woda, która pojawia się w kadrze, to VFX. Ale przedmiot, który został przewrócony, jest prawdziwy. Jest to więc mieszanka i dopasowywanie. Ale to serial z dużą ilością efektów VFX. Jesteśmy w czterech różnych środowiskach, które tak naprawdę nie istnieją w naszym dzisiejszym świecie.
W serialu istotną rolę odgrywają zwierzęcy towarzysze bohaterów. Momo został stworzony całkowicie dzięki CGI, natomiast w przypadku Appy stworzono coś w rodzaju „mechanicznego byka” sterowanego na planie, za pomocą którego aktorzy „siedzieli w siodle” i byli w stanie wczuć się w sytuację, a następnie nałożono na to efekty specjalne. Tutaj przeczytacie więcej o tym, jak powstawali Appa i Momo.
Jak mówi Balfry, „Awatar: Ostatni władca wiatru” to pierwszy projekt o tak ogromnej skali, w którym brał udział, a szczególnie skomplikowane było kręcenie scen związanych z Północnym Plemieniem Wody.
— Powiedziałbym, iż [najtrudniejszy był] punkt kulminacyjny na końcu, kiedy jesteśmy z Północnym Plemieniem Wody. Scena walki… To było wyjątkowe, ponieważ był to piękny, ogromny plan z prawdziwym mostem i wejściem tam oraz tworzeniem scen walki. A także przebywanie pod mostem i tworzenie całego wodnego świata, który był dość wyjątkowy. Otwarcie, a następnie na zakończenie sekwencji, pościg. Dla mnie było to wielkie wyzwanie. Świetnie się przy tym bawiliśmy. A kiedy zobaczyłem to wszystko razem, pomyślałem: „Tak, myślę, iż to nam się udało”.
Ekipa korzystała także z technologii The Volume – są to duże ściany LED, które wyświetlają tło danej sceny, czyniąc ją bardziej realistyczną dla aktorów niż klasyczne zielone ekrany.
— Po raz pierwszy pracowałem nad czymś na taką skalę. Pracowałem z mniejszymi ekranami do projekcji w tle czy też ekranami Valios i ekranami LED przy innych serialach. Ten był znacznie większy. Miał około 27 metrów szerokości i około, nie pamiętam, siedem metrów wysokości. Mieliśmy też sufit, który wyświetlał obraz. Podchodziliśmy do tego prawie jak do zwykłego kręcenia filmów, ale każdego dnia uczyliśmy się czegoś nowego: „O, okej, możemy to zrobić”.
Co jeszcze zdradził Balfry? Ekipa miała limit scen slow motion, po to aby były one pomocne, ale nie przytłaczały widowni oraz nie spowalniały przebiegu scen akcji. Autor zdjęć nie ukrywa, iż praca nad „Awatarem” była wyzwaniem, ale i niesamowitym doświadczeniem, zwłaszcza dzięki wcześniej wspomnianej technologii The Volume.
— [To umożliwiło] tworzenie nowych środowisk, środowisk, których zbudowanie na planie kosztowałoby fortunę. Myślę, iż tworzymy cztery różne światy, przez które przechodzi nasz władca wiatru. To jest miejsce, w którym możesz po prostu uwolnić swój umysł czy też wyobraźnię.
Przeczytajcie naszą recenzję serialu Awatar: Ostatni władca wiatru. Możecie także dowiedzieć się, jakie są szanse na 2. sezon.