– On w ogóle nie jest do mnie podobny! – krzyknął z ekranu bohater taniego serialu. – Naprawdę tego nie widzisz? To twoja żywa kopia!
Rafał wymusił uśmiech i spojrzał na żonę. To przecież ona zaproponowała wieczór z herbatą i serialem. Gdyby ktoś mu wtedy powiedział, iż ta „telenowela” rozbije jego rodzinę, wyśmiałby to.
– A ja go rozumiem – rzucił chłodno Rafał, nie odrywając wzroku od telewizora. – Moi synowie też w ogóle nie są do mnie podobni. Ani jeden. Wszyscy czterej – twoja kopia. Może i ja powinienem zrobić test DNA?
– Bardzo śmieszne – skrzywiła się Kinga. – Co jeszcze wymyślisz?
– Mówię poważnie. Wiem wszystko. Dzieci nie są moje.
– O czym ty mówisz?! Kto ci to powiedział?!
– Pewien człowiek. Kolega z pracy. Spojrzał na nasze zdjęcie i zapytał: „Jesteś pewien, iż to twoje?”. I wiesz co? Nagle zdałem sobie sprawę, iż nie. Nie są do mnie podobni. Ani wyglądem, ani charakterem.
Kinga zbladła. Jej serce ścisnęło się z bólu, żalu i paniki. Tyle lat razem. Tyle przeżytych chwil – smutki, radości, choroby, sesje, porody. A on… Wystarczyło jedno zdjęcie i uwierzył obcemu.
– Naprawdę myślisz, iż oszukiwałam cię przez dwadzieścia lat? Że mogłabym ci narzucić cudze dzieci?! Czy ty masz rozum?!
– Przestań udawać! Sam widzisz! To twoje kopie! A kim ja jestem dla nich? Wujkiem?
– Kim ona jest? – spytała nagle Kinga lodowatym tonem. – Ta kobieta, która ci to wmówiła?
– Co ma do tego kobieta? To kolega! On sam przez to przeszedł.
– Oczywiście. A ty jak mały chłopiec. Pierwszy podmuch wiatru – i już cię poniosło. Rozwodzimy się?
– Rozwodzimy – odpowiedział spokojnie. – Zrobię test. jeżeli okaże się, iż żadne nie jest moje – koniec. Niech w rubryce „ojciec” będzie pustka.
Dzieci, gdy dowiedziały się, iż ojciec wątpi w ich pokrewieństwo, przestały z nim rozmawiać. Najstarszy, osiemnastolatek, oświadczył, iż nigdy już nie nazwie go tatą. A najmłodszy, pięciolatek, patrzył na niego ze zdziwieniem i pytał: „Tato, obraziłeś się?”.
Rodzina rozpadała się. Przyjaciele, krewni, koledzy byli w szoku. Kinga była zrozpaczona, Rafał – uparty i głuchy na argumenty. A powód? Dziewczyna o imieniu Marta, nowa w pracy, młoda, ambitna, z olśniewającym uśmiechem i manierami myśliwej.
– Żeby nie było nieporozumień – szeptała Rafałowi przy kawie. – Po prostu dziwne, iż dzieci nie odziedziczyły po tobie nic. Ani rysów, ani charakteru. A przecież tak bywa…
Najpierw się wściekał, potem wątpił. W końcu uwierzył. I tak – sąd, badania, testy. Cztery wyniki: Rafał Nowak – ojciec. Biologiczny.
Marta płakała, przepraszała, zapewniała, iż to miłość. Że nie chciała nic złego. Rafał ożenił się z nią tydzień po rozwodzie.
Ale nowe życie nie wypaliło. W pracy – bojkot. Zwolnili go szybko. Martę też. Przyjaciele odwrócili się plecami. Sąsiedzi spluwali za jego plecami. A niedługo Marta spakowała rzeczy i odeszła – „nie wytrzymała presji”.
Spróbował wrócić. Zapukał do znanych drzwi.
– Przepraszam – powiedziała Kinga – ale już cię nie potrzebujemy. U nas wszystko w porządku.
I Rafał został sam. Bez rodziny. Bez przyjaciół. Bez dzieci, które – jak się okazało – były do niego bardziej podobne, niż mógł przypuszczać.