"Hysteria!" próbuje i straszyć, i bawić – recenzja horroru retro SkyShowtime z Bruce’em Campbellem

serialowa.pl 3 godzin temu

Dostępna na SkyShowtime horrorowo-satyryczna „Hysteria!” dzięki pomysłowości i obsadzie miała potencjał na halloweenowy hit. Ale mieszać gatunki też trzeba umieć.

Wszyscy chcieliby mieć własne „Stranger Things” – i najwyraźniej Peacock nie jest wyjątkiem od reguły. Dostępny w Polsce na platformie SkyShowtime serial „Hysteria!” ewidentnie bowiem próbuje wykorzystać fakt, iż formuła serialu o nastoletniej ekipie walczącej z tajemniczymi siłami w nostalgicznym klimacie lat 80. tak się sprawdziła, więc widzowie sięgną po coś, co skojarzy im się z netfliksowym hitem. Oczywiście takie podobieństwa mają i ryzykowną stronę, windując oczekiwania, którym nowy ośmioodcinkowy satyro-horror (o tym za chwilę) nie potrafi sprostać.

Hysteria! – o czym jest serial dostępny na SkyShowtime?

Niby wszystkie elementy są na miejscu. Ulokowanie akcji w spokojnym, aczkolwiek nazywającym się ambiwalentnie miasteczku Happy Hollow w Michigan schyłku lat 80., społeczność, w której zna się sąsiadów, paczka złożona z dwóch outsiderów i jednej outsiderki, w kontrze do popularnych w szkole dzieciaków, do tego zatroskani rodzice, a w tle muzyka metalowa tamtej epoki. Wystarczy iskra, by ten pozorny spokój i niezmienny układ sił uległy destrukcji.

„Hysteria!” (Fot. Peacock)

Iskrą jest zaginięcie futbolisty, Ryana (Brandon Butler, „Trzynaście powodów”), którego uprowadzenie widzimy na początku pilotowego odcinka, w scenie przywodzącej na myśl „Krzyk”. Czemu nikt nie przejmuje się zniknięciem Faith (Nikki Hahn, „American Housewife”), porwanej razem z nim? To już część zagmatwanej aż do przesady historii, która rozgrywa się w Happy Hollow. Ważne jednak, iż tropy wskazują od początku na udział satanistycznej grupy, co wywołuje w miasteczku szereg reakcji.

Troje licealistów: Dylan (Emjay Anthony, „Physical”), Jordy (Chiara Aurelia, „Cruel Summer”) i Spud (Kezii Curtis, „Modern Love”) zobaczy w tragedii szansę na wypromowanie swojej metalowej kapeli i zdobycie uwagi na szkolnych korytarzach, na razie bowiem aspirujący zespół czuje się zupełnie niedostrzegany przez pięknych, bogatych, usportowionych rówieśników. I rówieśniczki – Dylan bowiem gwałtownie odkrywa, iż nowa sytuacja pozwala mu poderwać popularną Judith (Jessica Treska, „Ostre przedmioty”), zdradzającą co najmniej niezdrową fascynację wszystkim, co diabelskie. Zresztą po początkowych oporach inny popularny dzieciak, Cliff (Elijah Richardson, „Szpital New Amsterdam”), też dostrzeże w satanistycznym kulcie szansę na wyjście ze stereotypowej licealnej roli.

„Hysteria!” (Fot. Peacock)

Wątek tego, jak całkowicie wymyślone na potrzeby promowania zespołu i podrywania dziewczyny czczenie szatana wymyka się spod kontroli i w połączeniu z tajemniczymi wydarzeniami w okolicy doprowadza do narastania absurdalnych oskarżeń, to mocna strona „Hysterii!”. Coś, co miało być niewinnym kłamstewkiem, sprawia, iż matka Dylana, Linda (Julie Bowen, „Współczesna rodzina”), pogrąża się w podejrzeniach i sama staje się podatna na ataki diabła (ale czy na pewno?), a próbująca od lat ostrzegać sąsiadów przed szatanem Tracy (Anna Camp, „Czysta krew”), matka Faith, dostaje wreszcie pole do popisu na mocnym materiale dowodowym. Bo ile można mówić o tym, iż smerfy to diabelskie nasienie?

Serial Hysteria! – Bruce Campbell i znane twarze w ekipie

Satyryczny aspektu „Hysterii!” na obyczajowość USA lat 80. się broni. Mamy tu całkiem przekonującą analizę tego, jak łatwo ludzie pod wpływem strachu popadają w paranoję i szykują się do „polowania na czarownice”. Mamy odświeżające przesunięcia w szkolnej hierarchii, gdy okazuje się, iż nic nie jest tak cool jak należenie do satanistycznego kultu, który w sztywnym małomiasteczkowym świecie daje przynajmniej posmak buntu. Media, religia, niedomówienia, kompleksy – o satanic panic nietrudno.

„Hysteria!” chce być jednak o wiele bardziej skomplikowana. Na powyższe nakłada jeszcze faktyczne powody zaginięcia Ryana, śledztwo w tej sprawie prowadzone przez policję pod wodzą Bena (Bruce Campbell z uniwersum „Martwego zła”) oraz całą serię paranormalnych (?) zjawisk. Twórcy próbując gatunkowo pożenić krzywe zwierciadło Ameryki sprzed dekad z prawdziwym horrorem o demonach. Nie tylko serial wydaje się przez to przeładowany wątkami, ale też niezdecydowany, czym adekwatnie chce być. Horror osłabia otrze satyry, satyra sprawia, iż się nie boimy horroru (chociaż tu pewnie wpływ mają też niezbyt imponujące efekty specjalne).

„Hysteria!” (Fot. Peacock)

A bez emocjonalnego zaangażowania w ten młodzieżowy thriller, horror, czarną komedię opinia o całej produkcji nie może być specjalnie wysoka. Nie należę do zagorzałych fanek „Stranger Things”, ale tam całe to połączenie klimatu retro, młodzieńczych dylematów i dorosłych wyzwań, realności i fantastyki działa tak, iż się kolejne odcinki pochłania. Tu seans miejscami się dłuży. I trudno na przykład kibicować Dylanowi, który przez większość czasu jest zaledwie ślepo zakochanym nastolatkiem bez innych cech, a ciekawsza młodzieżowa część (Jordy, Faith, Spud) nie może się przebić z dalszego planu.

Hysteria! – trochę horror o diable, trochę satyra na USA

Nierówno jest też w wątkach dorosłych postaci. Camp ewidentnie gra w ostrej satyrze, nie w horrorze, podczas gdy Bowen – odwrotnie. Osobno ma to jeszcze urok, ale kiedy „Hysteria!” próbuje powiązać losy obu zatroskanych matek w jednym serialu, wszystko trochę się rozpada. Campbell z kolei, chociaż pomysł obsadzenia kultowej twarzy gatunku w młodzieżowym horrorze był świetny, nie dostaje wystarczająco wiele interesującego do zagrania. A i tak więcej niż Garret Dillahunt („Deadwood”) jako złowrogi „Wielebny”.

Dużym problemem jest brak tempa. Wątki przeplatają się w taki sposób, iż niektóre wydają się co chwilę urywane, inne ciągną się niemal bez końca. Kiedy z jakiejś w założeniu pełnej napięcia sceny w momencie kulminacyjnym przeskakujemy w inne miejsce, ta druga opowieść zajmuje tyle czasu, iż można zapomnieć o tamtym napięciu. Powrót do wcześniejszego wątku raczej wywołuje więc reakcję: „A, faktycznie, jeszcze tam się nie rozstrzygnęło” zamiast pożądanego zachwytu: „Nareszcie, nie mogłam się doczekać, co tam się stanie!”.

„Hysteria!” (Fot. Peacock)

Szkoda, bo bywa tu momentami naprawdę dowcipnie i równocześnie ostro (świetna scena z błędem na plakatach i tym, iż nikt Spuda nie ostrzegł), a kiedy serial ma do tego wszystkiego dystans (jak w stwierdzeniu sfrustrowanego Bena, iż jeżeli w mieście naprawdę są sataniści, to muszą to być najgłupsi sataniści w historii), można się nieźle bawić. Kiedy jednak ta produkcja stacji Peacock próbuje być odkrywcza i straszna, tylko obnaża fakt, iż taka nie jest.

Hysteria! – czy warto oglądać serialowy horror?

Twórca serialu, Matthew Scott Kane, miał w swoim pierwszym dużym autorskim projekcie wiele ciekawych pomysłów, ale nie złożyły się one na serial wystarczająco wyrazisty, angażujący, spójny. Gdyby nie obowiązek recenzencki, pewnie dość gwałtownie bym z seansu zrezygnowała, mimo niezłych nawiązań do klasyki, nieśmiałych prób eksperymentowania narracją (odcinek 5., w dużej mierze o latach 60.), obnażania hipokryzji, dowodzenia łatwości manipulacji i pokazywania, jak trudno się porozumieć międzygeneracyjne.

„Hysteria!” (Fot. Peacock)

Można „Hysterię!” zobaczyć, zwłaszcza iż przełom października i listopada temu sprzyja. To nie jest taki zły serial – tylko zbyt nijaki i niekonsekwentny, żeby zapadać w pamięć. Fani horroru poczują się być może znudzeni, miłośnicy satyry – trochę zwodzeni. To nie głęboki Mike Flanagan z „Nocną mszą” ani choćby Ryan Murphy taranujący wszelkie logiczne przeszkody w tworzeniu gatunkowej rozrywki. To choćby nie „Słodkie kłamstewka„, gdzie świadomość konwencji i wyrazistość bohaterek trzymały przy ekranie. A już na pewno nie materiał na kult, jaki towarzyszy „Stranger Things”.

Hysteria! – serial dostępny na platformie SkyShowtime

Idź do oryginalnego materiału