Nie tak dużo wody w rzece upłynęło odkąd Egmont uraczył nas ostatnim tomem Nieśmiertelnego Hulka autorstwa Ala Ewinga. Miało to miejsce niespełna rok temu. Wspomniana końcówka przygody była satysfakcjonująca nie tylko dla tytułowego bohatera, ale także zyskała przychylność czytelników, którzy gwałtownie okrzyknęli cały run jedną z najlepszych historii o zielonym potworze. Poprzeczka została więc postawiona wysoko. Schedę po Ewingu przejął nie kto inny jak Donny Cates, znany między innymi ze świetnego Venoma, więc mogłoby się wydawać, iż historia przechodzi w dobre ręce i czeka nas coś przynajmniej tak samo dobrego. Niestety, nie do końca tak jest.
Niekontrolowana furia Hulka osiągnęła nowy poziom – i nikt, choćby Avengers, nie jest na to przygotowany. Na szczęście Bruce Banner głęboko wierzy, iż w końcu zyskał pełną kontrolę nad swoim zielonym alter ego… A może jednak tylko mu się wydaje? choćby jego genialny umysł nie przewidzi przecież wszystkiego – na przykład tego, iż pędząc przez kosmos jako Miazgonauta, Bruce natknie się planetę pełną istot przypominających Hulka, żyjących szczęśliwie pod żarem gwiazdy gamma. Czy właśnie to miejsce okaże się rajem, w którym czczony jak bóstwo Hulk odnajdzie spokój?
– opis wydawcy
Cates wprowadza Hulka w zupełnie nową erę. Staje się on czymś w rodzaju międzywymiarowego potwora, dumnie nazywanego przez wydawcę Miazgonautą. Fabularnie jesteśmy świadkami tego, jak Bruce Banner próbuje – a adekwatnie przejmuje – kontrolę nad Hulkiem w sposób bardzo niekonwencjonalny. A im dalej w las, tym więcej takich właśnie oryginalnych rozwiązań. W wyniku działań naukowca Hulk staje się zagrożeniem nie tylko dla planety, na której się znajduje, ale też dla kilku okolicznych – jest niebezpieczeństwem dla całych wymiarów. Zamienia się w lecący na oślep statek kosmiczny. Z kolei podróżujący nim Banner ukrywa się głęboko w czeluściach pałacu, który zbudował w swoim umyśle, by odgrodzić się od otaczającej go rzeczywistości. Odpowiada jedynie za poziom gniewu Hulka, sterując nim dzięki dźwigni. Tak, brzmi absurdalnie – i takie właśnie jest.

Oczywiście opisane wydarzenia to tylko część tego, co możemy ujrzeć w komiksie. Poza tym znajdziemy tu również występy gościnne – choć zwykle bardzo krótkie – wielu mniej lub bardziej popularnych postaci z panteonu Marvela. Nie ma co ukrywać, iż gdyby trafiły one na okładki poszczególnych zeszytów, najpewniej przyciągnęłyby znacznie szersze grono odbiorców niż ilustracja przedstawiająca jedynie zielonego olbrzyma. Poza gośćmi trafiamy również na planetę pełną nie do końca udanych Hulków oraz bierzemy udział w pewnej grze, którą te postacie uwielbiają. Wszystko to przeplata się z wewnętrzną walką Bruce’a Bannera o kontrolę nad Hulkiem oraz psychologicznymi aspektami ich relacji. Te ostatnie jednak zostały jedynie „liźnięte”, więc nie ma co na nie zbyt mocno liczyć. Warto w tym miejscu docenić pracę, jaką wykonał autor rysunków – Ryan Ottley – który doskonale nadąża za nieszablonowymi pomysłami scenarzysty.
Mimo iż w komiksie dzieje się naprawdę wiele – i wydawać by się mogło, iż są to interesujące rzeczy – nie jest to coś, czego moglibyśmy oczekiwać po jego naprawdę świetnym poprzedniku. Widzimy tu niemal wszystko to, co często pojawia się w komiksach o Hulku: złość, generała Rossa, złość, walkę Bannera o kontrolę nad sobą, inne Hulki i… znowu złość. Do tego dochodzą bójki z dużymi i jeszcze większymi przeciwnikami. Z pewnością tytuł ten ucieszy fanów Hulka, ale na pewno nie wszystkich, zwłaszcza tych, którzy pokochali postać dzięki udanemu poprzednikowi. Mimo oryginalnej otoczki, historia jest dosyć oczywista, powtarzalna i po prostu infantylna. Brakuje w niej głębi, klimatu i tego „czegoś”, do czego Cates zdążył nas przyzwyczaić. Z całą pewnością nie jest to tytuł dla wszystkich.
Podsumowując – najnowszego Hulka czyta się dosyć szybko. Nie ma tu zbyt wiele do analizowania ani nad czym się rozwodzić. To historia skierowana raczej do najbardziej zagorzałych fanów tej postaci, i to mimo bogactwa nieoczywistych, a momentami wręcz absurdalnych pomysłów oraz występów gościnnych. Momentami można odnieść wrażenie, iż nie tylko Bruce Banner odleciał w kosmos na swoim Hulkowym statku, ale również sam scenarzysta.
Niestety, podczas lektury natrafiamy na rzecz, której nie jestem w stanie zaakceptować – planszę z napisem: „ciąg dalszy w albumie Hulk kontra Thor: Sztandar Wojenny!”. Owszem, ten tytuł miał premierę tego samego dnia co nasze „główne danie” i faktycznie może funkcjonować jako oddzielne wydawnictwo, ale nie powinno to wyglądać w taki sposób. Historia, którą czytamy, nagle się urywa, a my mamy sięgnąć po zupełnie inny komiks, by móc ją kontynuować. A dopiero po jego przeczytaniu możemy wrócić do tego. Słabe to. choćby bardzo.
Scenarzysta: Donny Cates,
Ilustrator: Ryan Ottley
Wydawca: Egmont
Premiera: 26 luty 2025 r.
Oprawa: miękka
Stron: 300
Cena katalogowa: 119,99 zł
Powyższa kooperacja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Egmont. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Egmont)