Heroiny horroru | Zestawienie | Spooktober z Filmawką

filmawka.pl 6 dni temu

Trwa Spooktober i na Filmawce nie może zabraknąć publikacji odnoszących się do jednego z ulubionych gatunków filmowych: horroru. Tym razem chcemy przedstawić Wam nasze ulubione bohaterki — czy może należałoby użyć bardziej pasującego określenia heroiny — tego gatunku filmowego. Wybraliśmy dziesięć naszych ulubionych bohaterek: znajdziecie tam final girls, scream queens, kobiety walczące o przetrwanie i kobiety walczące o swoje. Zapraszamy do zestawienia! (Uwaga, spoilery!)


Sidney Prescott – seria Krzyk

fot. „Krzyk” / materiały prasowe Woods Entertaiment

Bohaterka najlepszej serii slasherów w historii (przynajmniej zdaniem niżej podpisanego). Tyle powinno wystarczyć o bohaterce granej przez Neve Campbell. Jak to w slasherach – tajemniczy morderca zabija różnych bohaterów, a za swoją główną ofiarę wybrał właśnie Sidney. Dlaczego ją? To wszystko zostało pięknie przedstawione w filmie Wesa Cravena i było rozwijane w kolejnych. Na przestrzeni pięciu części obserwujemy, jak Sidney z nastolatki przerażonej Ghostfacem zostaje kobietą po przejściach, a na koniec prawdziwą heroiną godną kina akcji. Bohaterka Campbell poznaje zasady rządzące gatunkiem (w końcu Krzyk to najbardziej meta seria horrorów), walczy z traumą, aż staje się panią sytuacji i mentorką dla innych w piątej części. Konsekwentny rozwój tej postaci jest jedną z największych, a może i największą siłą Krzyków. Neve Campbell, obok Ghostface’a, została twarzą serii wymyślonej przez Wesa Cravena i nie ma wątpliwości, iż należy do panteonu najwspanialszych final girls w historii kina. Pozostaje czekać na jej występ w siódmej części i liczyć, iż twórcy podołają w dopisaniu – kto wie – być może epilogu dla tej wspaniałej bohaterki.

Jakub Trochimowicz


Grace – Zabawa w pochowanego, reż. Matt Bettineli-Olpin, Tyler Gillet, 2019

fot. „Zabawa w pochowanego” / materiały prasowe Imperial – Cinepix

Samara Weaving zalicza się do grona najbardziej wyrazistych, współczesnych królowych krzyku. Wcielając się w rolę Grace w Zabawie w pochowanego (reż. Matt Bettineli-Olpin, Tyler Gillet, 2019), nie tylko umocniła swoją pozycję, ale i po raz pierwszy miała okazję zagrać pełnoprawną final girl.

Grace i Alex biorą ślub w rodzinnej posiadłości mężczyzny, należącej do zamożnego rodu Le Domas – właścicieli imperium gier planszowych. O północy kobieta ma przejść rytuał inicjacyjny, który ostatecznie uczyni ją członkinią rodu – musi zagrać w wylosowaną przez siebie grę. Nie wie jednak, iż wyciągnięta przez nią karta „zabawa w chowanego” oznacza polowanie, w którym to ona jest zwierzyną. Zadaniem członków rodziny Le Domas jest zabicie Grace przed świtem. jeżeli tego nie zrobią, Pan Le Bail – z którym w przeszłości ich przodek, Victor Le Domas zawarł pakt i zawdzięcza fortunę – unicestwi ich.

Zabawa… jest filmem świadomie wykorzystującym gatunkowe klisze. Ród Le Domas nie radzi sobie w roli oprawcy – nie potrafią korzystać z broni, w życiu okazują się dysfunkcyjni, a w zabijaniu nieporadni. Grace nie jest klasyczną final girl ani typową panną młodą. Nie kojarzy się z czystością i niewinnością. Pali, przeklina, biega w trampkach, podartej sukni, z karabinem w ręku i nabojami przewieszonymi przez ramię niczym Rambo. Nie spełnia również wymagań zamożnej rodziny, której członkowie patrzą na nią z góry ze względu na jej pochodzenie – Grace wychowała się w domu dziecka, nie ma milionów na koncie, co sprawia, iż jej intencje są stale kwestionowane.

Motyw ślubu, panny młodej, rozwodu – podniesione do rangi groteskowej i krwawej masakry – podkreślają konieczność wybierania samej siebie, własnego dobra nad oczekiwania innych i społeczne konwenanse. Historia jej relacji z Alexem i jednodniowego małżeństwa nie kończy się klasycznym happy endem. Nie ma nic wzniosłego w pokonywaniu oprawców. Celem kobiety jest przetrwanie, a nie ponowne zjednoczenie się z partnerem. Zabawa… okazuje się nie tylko zręczną grą z konwencjami kina gatunkowego, ale i wymowną krytyką patriarchatu i nierówności społecznych.

Marta Tychowska


Laurie Strode, seria Halloween

fot. „Halloween” / materiały prasowe Compass International Pictures

Myśląc o panteonie slasherowych final girls oraz ich potencjalnej królowej, nasuwa się tylko jedna słuszna odpowiedź. Laurie Strode, grana przez Jamie Lee Curtis, obecna w serii Halloween już od ponad 45 lat, nie bez powodu jest najczęściej powracającą postacią, oczywiście poza zamaskowanym mordercą. Ustanawiająca kanon ocalałej dziewczyny, młoda opiekunka z biegiem fabuły wszystkich części, przejdzie niemałą ewolucję, udowadniając wszystkim (w tym oczywiście Michaelowi Myersowi), dlaczego jest najgorszym, co mogło spotkać mordercę z Haddonfield. Co ironiczne, Laurie, będąc wyznacznikiem kanonu, dość otwarcie od niego odchodzi. Nie jest krystalicznie czystym niewiniątkiem, a nieco wycofaną dziewczyną z kompleksami, która chciałaby stać się kimś „ciekawszym” pośród swoich rówieśników. Aktywne życie towarzyskie, imprezy czy pierwsze miłości są w jej życiu niemal nieobecne. I zostanie tak na długo, bowiem obsesja Myersa na punkcie Laurie (motywowana inaczej w zależności od linii czasowej kolejnych rebootów) zupełnie zmieni trajektorię jej dalszego życia. Z bezbronnej dziewczyny stanie się alkoholiczką z nową tożsamością, która po wielu latach, popchnięta do ostateczności, ponownie stanie z mordercą twarzą w twarz. Jednak zamiast uciekać i fartem unikać śmierci, ściągnie na niego kres równie brutalny jak większości jego ofiar. Przy okazji, występ Curtis w Halloween: 20 lat później jest jednym z najlepszych w jej karierze i nie zapraszam do dyskusji. Jednak to wszystko blednie przy najnowszej inkarnacji Laurie z trylogii Davida Gordona Greena. Doświadczenia pamiętnej nocy 1978 roku popchnęły Strode w kierunku preppingu i zbrojenia się po zęby na wypadek, gdyby Myers wrócił po nią oraz jej córkę i wnuczkę. W życiu nie zgadniecie, czy tak się stanie. Starsza Laurie ma gdzieś opinię sąsiadów czy słowa swojej rodziny o paranoi. Gdy Boogeyman wróci, będzie na niego czekać. A gdybyście zastanawiali się, czy warto było wypatrywać ostatecznej konfrontacji, powiem tylko, iż popłakałem się na trzecim akcie Halloween. Finał

Norbert Kaczała


Cecilia Kass – Niewidzialny człowiek, reż. Leigh Whannell, 2020

fot. „Niewidzialny człowiek” / materiały prasowe Filmostrada

Elisabeth Moss była już gwiazdą Opowieści podręcznej, gdy wcieliła się w rolę Cecilii Kass w nowoczesnym remake’u Niewidzialnego człowieka. W znakomitym filmie Leigh Whannella, grana przez nią bohaterką uwalnia się z toksycznej relacji i nagle walczy z tytułowym przeciwnikiem. Nie każdy w to wierzy, ale Cecilia nie ustępuje w walce i w fantastyczny sposób ukazuje, jak czasem ofiara może zamienić się miejscami z myśliwym. Niewidzialny człowiek to najlepsze przepisanie opowieści o klasycznych potworach Universalu na nowoczesne czasy z absolutnie fantastyczną rolą Elisabeth Moss i fantastycznym finałem, który Whannell zafundował w tym filmie w erze #MeToo. To wszystko jednak nie udałoby się, gdybyśmy choć przez chwilę dostrzegli fałsz w zachowaniu Cecilii Kass. Tak nie było, a dostaliśmy za to znakomity film ze znakomicie napisaną i zagraną bohaterką.

Jakub Trochimowicz


Ellen Ripley — seria Obcy

fot. „Obcy: Ósmy pasażer Nostromo” / materiały prasowe Walt Disney Studios

„In space no one can hear you scream” . Na szczęście Ellen Ripley nie traci czasu w zbędny krzyk, biorąc sobie do serca motto Obcego – 8. pasażera Nostromo (1979, reż. Ridley Scott). Bohaterka grana przez Sigourney Weaver działa, i to w przeciwieństwie do większości postaci w horrorach, w sposób opanowany, przemyślany i konsekwentny. Choć jej decyzje torpedowane są przez mniej kompetentną załogę i androida działającego na rozkazy niecnej korporacji, Ripley udaje się przetrwać na tyle długo, by skonfrontować się z tytułowym obcym w aż trzech filmach serii (a licząc jej sklonowaną wersję – choćby czterech!).

Ripley ewoluuje z postaci przerażonej, ale walecznej, w pełni świadomą swoich możliwości liderkę, której największą motywacją staje się ochrona innych przed zabójczym ksenomorfem. Jej przemiana jest zbieżna z gatunkowymi eksperymentami kolejnych osób zasiadających na stołku reżysera filmów z serii. W Obcym: Decydujące starcie (1986, reż. James Cameron), Ripley łączy w sobie, do tej pory postrzegane jako przeciwstawne, figury wojowniczki i matki. Jej poświęcenie osiąga kulminację w Obcym 3 (1992, reż. David Fincher), kiedy to oddaje życie, by powstrzymać rozprzestrzenianie się kosmicznej zarazy.

Ripley stała się symbolem silnej kobiecej postaci w kinie, która mimo przerażających okoliczności zachowuje człowieczeństwo i odwagę. Jej ewolucja to esencja walki z horrorem – zarówno zewnętrznym, jak i wewnętrznym – a spotykające ją doświadczenia skłaniają do prostej refleksji, iż choć ksenomorf jest przerażający, to ludzie potrafią być jeszcze gorsi.

Mateusz Białas


Maxine Minx — X, reż. Ti West, 2022

fot. „X” / materiały prasowe M2 Films

„I will not accept a life I do not deserve” – to wprowadzaniem w życie tego kultowego motta Maxine wyróżnia się spośród większości heroin. Zagrożenie i terror spotkało ją nie w domowych pieleszach czy między codziennymi obowiązkami, ale w trakcie gonienia swoich marzeń. Maxine chce sławy i uznania bardziej niż pieniędzy i nie boi się o to zawalczyć. Ta proaktywność znajduje odzwierciedlenie nie tylko w tym , jak odegrana przez Mię Goth heroina buduje swoją karierę, ale też w tym, jak podchodzi do zagrożenia. Fabuła X obejmuje ledwie kilkanaście godzin i tyle wystarczyło Maxine do przemiany z ofiary w drapieżnika. Wychodzi przed szereg i przechodzi z uciekania do bezpośredniego ataku. Bierze sprawy we własne ręce podobnie jak, jej duchowa poprzedniczka, Pearl. Przecież, gdy teraz zginie, to zginie jako jakaś Maxine, a nie jako ta Maxxxine.

Oczywiście nie byłoby Maxine bez Mii Goth. Jej wywołujący ciarki niepokoju głos i niesamowita charyzma sprawia, iż trudno oderwać wzrok od ekranu, choćby gdy ostatnia część trylogii Ti Westa w wielu aspektach niedomaga. Nie wiem, jak gwałtownie można nazywać tytuł klasykiem, ale ta niepozorna seria slasherów już wyszarpała sobie miejsce wśród tuzów tego gatunku i w wyobraźni, choćby niekoniecznie horrorowej, widowni.

Michał Skrzyński


Margot – The Menu, reż. Mark Mylod, 2022

fot. „Menu” / materiały prasowe Walt Disney Studios

Świetnie zagrana postać przez Anyę Taylor-Joy z The Menu najpewniej nie jest pierwszym przykładem horrorowej protagonistki, która większości osób przyjdzie do głowy (tak samo, jak ten film najpewniej nie będzie pierwszym horrorem o jakim pomyślimy). Nie zmienia to tego, iż w całej galerii heroin z tego gatunku Margot wyróżnia się znacząco – od potwora z którym się konfrontuje, nie może od niego uciec lub nie może pokonać go siłą czy też jakimś nadprzyrodzonym MacGuffinem. Bohaterka musi spróbować przemówić mu do rozsądku, co jest piekielnie trudną misją, ponieważ ma do czynienia ze sfrustrowanym, psychopatycznym szefem kuchni.

Fakt, iż płaszczyzna gry pomiędzy bohaterami toczy się głównie na poziomie psychologicznym, sprawia, iż przebiegłość i mentalną gimnastykę bohaterki ogląda się z zaangażowaniem. Jako postać ma sprawczość, dzięki której udaje się jej uniknąć wpadnięcia w kliszę bohaterki, która tylko zanosi się krzykiem, kiedy wokół niej zaczyna się rzeź. Margot też jednocześnie jest bardzo ludzka – popełnia błędy i daje się ponieść emocjom. Sprawia to , iż zyskuje na swojej trójwymiarowości, a my wyjątkowo łatwo angażujemy się w jej losy. No i jaka inna postać z horroru może pochwalić się tym, iż uszła z życiem dzięki cheeseburgerowi?

Igor Kuśmierski


Grace Stewart — Inni, reż. Alejandro Amenábar, 2001

fot. „Inni” / materiały prasowe Warner Bros. Discovery

Inni (2001, reż. Alejandro Amenábar) to klasyka kina grozy dla ludzi urodzonych w latach 80. i 90., którzy mają za sobą wiele nieprzespanych nocy po późnowieczornych, telewizyjnych seansach tego niesłychanie klimatycznego horroru.

Grace Stewart (Nicole Kidman) traci męża podczas II wojny światowej. Jako samotna matka, mieszka w odizolowanej posiadłości na angielskiej prowincji. Jej dwójka dzieci cierpi na rzadką chorobę, przez którą są niezwykle wrażliwe na światło, co zmusza Grace do prowadzenia surowego, kontrolowanego życia w mrocznych wnętrzach domu.

Początkowo Grace wydaje się być nadopiekuńczą, surową matką, zagubioną w swoich obowiązkach i głęboko wierzącą w zasady religii katolickiej. Jednak z każdą chwilą napięcie wokół niej rośnie, a pojawiające się tajemnicze zdarzenia i widma stawiają pod znakiem zapytania nie tylko jej wiarę, ale także zdrowy rozsądek. Bohaterka walczy z rosnącym niepokojem, próbując chronić swoje dzieci przed niewidzialnym zagrożeniem.

Na przestrzeni filmu odkrywamy jednak, iż Grace jest ofiarą mrocznego sekretu, a jej postać przechodzi radykalną przemianę. Z surowej matki zmienia się w kobietę, która musi zmierzyć się z szokującą prawdą o sobie samej. Jej ewolucja to mistrzowsko skonstruowana opowieść o winie, stracie i odkrywaniu własnej natury w obliczu niewyobrażalnej grozy.

Mateusz Białas


Anna — Opętanie, reż Andrzej Żuławski, 1981

fot. „Opętanie” / materiały prasowe GAUMONT

Gdzieś w Berlinie Zachodnim, tuż przy murze, życie Anny naznaczone jest podziałami. Nie tylko tymi fizycznymi, jak rozbite na dwa miasto, ale i psychicznymi. Uwięziona w małżeństwie, bez miłości, nawiguje między wypełnianiem archetypu kochającej matki i dobrej żony a potrzebą własnego szczęścia.

Przez lata kino grozy przyzwyczaiło widzów do trzech ról, które mogą zajmować kobiety: głupiutkiej ofiary, inspirującej final girl albo podstępnej złoczyńczyni. Anna istnieje gdzieś poza tymi sztywnymi kategoriami. Bo chociaż zdecydowanie jest siłą antagonistyczną, brak w niej czystej nikczemności. Jej punkt widzenia, wykrzywiony przez konflikt potrzeb i złamane ego, powoli przegryza iluzję normalności; opętuje cały Berlin. W jednym z monologów Anna przywołuje figurę dwóch sióstr – wiary i możliwości. Dwóch sióstr, które żyją wewnątrz niej, utożsamiane z dobrem i złem. kilka później te psychiczne konflikty zaczną materializować się w całym mieście jako jakiegoś rodzaju fantomowe rodzeństwo zrodzone z niespełnionych aspiracji i frustracji bohaterów. Jednak to „prawdziwi” bohaterowie dopuszczają się większej ilości okropieństw niż ich duchowe doppelgangery. Anna jawi się jako figura niemal boska, jedyna prawdziwie sprawcza postać. To po symbolicznym poronieniu siostry wiary film uderza w najmroczniejsze tony. To ona posiada siłę, by przekształcić złowrogiego, mackowatego stwora w ostatniego z filmowych sobowtórów — mężczyznę idealnego, do złudzenia przypominającego jej męża, ale jednak jakoś lepszego.

Annie przypisuje się wiele interpretacji — od uosobienia podzielonej Europy, przez pole konfliktu między wiarą a możliwościami, po narzędzie zemsty Żuławskiego na (byłej) żonie. Jednak za kultowym uwielbieniem Opętania kryje się nie tylko bogactwo charakteru Anny, ale i ikoniczna gra aktorska Isabelle Adjani. Jej mistrzostwo w balansowaniu między emocjonalnym rozedrganiem, przeraźliwym spokojem i niekontrolowanym szaleństwem nadają filmowi dziwnego magnetyzmu. O uroku szaleństwa w wykonaniu Adjani, świadczyć może chociaż to, iż scena w metrze niemal natychmiast zyskała miano kultowej, i choćby czterdzieści lat po premierze jest wiecznie cytowana.

Łukasz Al-Darawsheh


Waleria — Waleria i tydzień cudów, reż. Jaromil Jireš, 1970

fot. „Waleria i tydzień cudów” / materiały prasowe Ústřední půjčovna filmů

Ktoś kradnie kolczyki po matce należące do trzynastoletniej Walerii. Dziewczyna rozpoczyna śledztwo, które wplącze ją w komiczne, tragiczne i przerażające sytuacje z wampirami, księżmi, nieszczęśliwymi pannami młodymi, tajemniczym i groźnym Konstablem i zakochanym w niej Orlikiem.

Czechosłowacka produkcja z lat siedemdziesiątych utkana jest z marzeń i fantazji seksualnych nastoletnich dziewcząt. Film imponuje połączeniem horroru, surrealizmu i symbolizmu z lekkością przekazu, dzięki czemu obraz zyskał status kultowego. Jednak nie udałoby się ubrać przekazu w tak zgrabną formę, gdyby nie główna bohaterka. Waleria odtwarzana przez zaledwie trzynastoletnią Jaroslavę Scharellową emanuje nastoletnią gracją, buntem, beztroską i sprytem. Jej sny na jawie zarówno przerażają, fascynują i bawią, co jest świetnym podsumowanie nastoletniej dziewczęcości. Największe wrażenie sprawia odwaga Walerii, nie jest to jednak odwaga final girl, polegająca na bezkompromisowej walce o przetrwanie. Odwaga Walerii to odwaga konfrontacji ze swoimi fantazjami, wchodzenia bez wahania w świat marzeń i lęków, bez względu na to, jak bardzo jest on mroczny i przerażający. Takie podejście do głównej bohaterki czyni z Walerii i tygodnia cudów horror wyjątkowy, podobny nieco do Suspirii Dario Argento, a Waleria w swojej podróży przez seksualność jest niczym Dorotka na drodze brukowanej żółtą kostką w krainie Oz.

Irena Kołtun


Korekta: Angelika Izdebska

Idź do oryginalnego materiału