Battle royale rozprzestrzeniło się już na wszystkie grupy wiekowe i dostarcza zabawy zarówno najmłodszym, jak i tym już trochę starszym. Oczywiście to wszystko jest dość płynne, bo i mi, nie najmłodszemu graczowi, zdarzyło się świetnie bawić przy Fall Guys. Nic tak przecież nie łączy pokoleń, jak niezdrowa rywalizacja w zabij/wyklucz wszystkich innych.
Całkiem niedawno, choć w sumie minęło już kilka lat, gatunek battle royale stał się tak popularny, iż wszyscy zaczynali mieć go już dość. Wtedy kojarzyłem go przede wszystkim z obecnym wszędzie Fortnitem oraz równie popularnym Warzonem. Grał w nie praktycznie każdy, a ja tytułów tych ciągle unikałem. Może dlatego, iż nie ciągnęło mnie do takiej rozgrywki, a może dlatego, iż zwyczajnie byłem do niczego i miałem dość ginięcia z rąk dziesięciolatków. Może… Później jednak pojawiła się dziwna i na pierwszy rzut oka nie dla mnie gra pod tytułem Fall Guys, która trafiła na premierę do abonamentu PlayStation Plus. Czemu by więc nie spróbować? – stwierdziłem. I w końcu trafiłem na tytuł, który to – mimo iż znowu byłem gnojony przez dziesięciolatków – był na tyle zabawny i wciągający, iż chciało się w niego grać dalej. Zwyczajnie świat chyba musiał dojrzeć do zawodów battle royale z pokracznymi fasolkami.
Fot. Headbangers: Rhythm Royale / Materiały prasowe
Właśnie na coś podobnego liczyłem, decydując się na sprawdzenie Headbangers: Rhythm Royale. Formuła jest tu bowiem jeden do jednego wyjęta z Fall Guysów. Mamy tu do czynienia z formułą battle royale – w rozgrywce bierze udział 30 graczy, a na koniec, po czterech minigrach może zostać tylko jeden waleczny gołąb. No właśnie, bo jeszcze nie wspomniałem – w Headbangers wcielamy się w długoszyjne gołębie, które biorą udział w rytmicznych zawodach. Muszą użyć swoich gibkich szyi, aby wykonywać rytmiczne ćwiczenia, które sprawdzają nasze wyczucie rytmu, słuch oraz pamięć. Zadania z początku mogą zdawać się łatwe, ale czym dalej w danej konkurencji, tym powtórzenie konkretnych sekwencji staje się naprawdę wymagające na dla naszych zmysłów.
Do dyspozycji graczy na stan obecny zostały oddane 23 konkurencje. Trzeba jednak przyznać, iż te pod względem rozgrywki są bardzo do siebie zbliżone. Przede wszystkim skupiają się na zapamiętywaniu sekwencji oraz rytmicznego odgrywania ich do przygrywającej melodii, plus parę innych wariacji. Opiszę może swoje jedno podejście. W pierwsze rundzie musiałem zapamiętać, który przycisk odpowiada za który dźwięk i w ten sposób naśladować linię melodyczną 9. symfonii Antonina Dvoraka. Potem przyszła kolej na zajęcia fitnessu, gdzie w rytm muzyki naśladowałem wygibasy instruktora. Następnie odgadywałem jaki instrument właśnie zagrał, a w finałowym starciu musiałem coraz szybciej wybijać sekwencję, by napędzać kolejkę, pędzącą do mety. Na pewno nie zawodzi tutaj humor, bo praktycznie każda konkurencja powodowała u mnie uśmiech na twarzy. Gołębie są naprawdę memiczne. Niestety działało to tylko na początku, bo dość gwałtownie zaczynała wdawać się monotonia. 23 dość podobne do siebie minigry to trochę za mało.
Fot. Headbangers: Rhythm Royale / Materiały prasowe
W grze, poza samą rozgrywką, znajdziemy też trochę innych podobnych do Fall Guysów elementów. Możemy na przykład kolekcjonować nowe kostium, które odblokowujemy za zdobyte punkty. Są jeszcze emotki, kolorki i tak dalej. Z fajniejszych strojów nie mogę nie wspomnieć o robaczych kostiumach z Wormsów, czyli z innej dobrze znanej gry od wydawcy Team17. W grze zabrakło mi możliwości gry w zespołach po 2 czy 4 osoby, co znajdziemy na przykład w grze od Epica. Możemy oczywiście zaprosić znajomych do zabawy, ale każdy gra oddzielnie.
Największym problemem Headbangers jest bez wątpienia fakt, iż za grę trzeba zapłacić. Około 90 złotych może odstraszać, zwłaszcza iż w konkurencyjne i lepiej znane Fall Guys zagramy zupełnie za darmo. Sytuację ratuje Game Pass, gdzie gra trafiła w dniu premiery. Niestety choćby mimo tego serwery świeżo po premierze świeciły pustkami. Zebranie 30 graczy trochę trwa, a i tak często przychodziło mi grać z botami, które uzupełniały braki ludzkie. W przyciągnięciu chętnych nie pomagał na pewno stan techniczny gry – problemy z łącznością z serwerami i wyrzucanie z rozgrywki zdarzyło mi się kilka razy.
Headbangers: Rhythm Royale zapowiadało się jako interesująca i odświeżająca alternatywa dla Fall Guys i w sumie to dostaliśmy. Jest zabawnie, a rozgrywka zapewnia na pewno coś świeżego. Trudno jednak jest mi kogoś przekonać, aby wydać 90 zł na grę, która już teraz może być martwa. Trochę szkoda, bo potencjał jest spory i może nowe treści, a także przecena lub zupełne przejście na model free-to-play wpłynie na popularność gry na tyle, iż będzie ona bawiła tłumy, tak samo jak swego czasu wspomniany tu już wielokrotnie konkurencyjny tytuł.
Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe