Prime Video niedawno skończyło nadawać nowe odcinki drugiego sezonu serialu Hazbin Hotel. Kontynuacja hitowej animacji utrzymuje poziom i dalej serwuje ogrom zabawy oraz czarnego humoru.
Serial Hazbin Hotel to dzieło Vivienne Medrano, które skradło serca wielu śmiertelników. To animacja dla dorosłych pełna komedii, muzyki i absurdu. Fabuła koncentruje się na Charlie Morningstar, córce Lucyfera, która próbuje rehabilitować dusze demonów. Musi jednak do słuszności swoich racji przekonać niebo i piekło. W drugim sezonie księżniczka Piekieł i jej przyjaciele muszą stawić czoła żądnemu władzy Voxowi. Jednocześnie odmieńcy mierzą się z własnymi problemami.
Zobacz również: Pluribus – recenzja odcinków 1-7. I to jest dobre kino!
Zacznijmy od fabuły, która od samego początku stanowi siłę tego serialu. W końcu to popularność pilotażowego odcinka z 2019 roku najprawdopodobniej zadecydowała o dalszych losach produkcji. Hazbin Hotel stale dostarcza niesamowitych emocji, a w szczególności humoru. Druga odsłona bez hamulców wykorzystuje nawiązania do współczesności oraz do Biblii, aby wzbogacać swoją warstwę komediową. Niemniej moc tkwi w genialnie przerysowanych postaciach i komizmie sytuacyjnym. Na piedestale komedii stoi relacja Alastora i Voxa. Przebiegły Demon Radia gra na nerwach Voxowi już od pierwszego sezonu, a kolejne odcinki dostarczają jeszcze więcej dynamicznych starć.
Z drugiej strony są momenty, w których montażysta wydawał się naoglądać zbyt dużo YouTube’a. I to niezbyt jakościowego. Niestety czasem przeszkadzały mi różne „zabawne” i dziwne dźwięki czy niekończąca się rytmiczna muzyka w tle. Takich wrażeń dostarczył mi najbardziej odcinek piąty. W ten sposób nadmiar humoru nie zawsze pozwalał wybrzmiewać odpowiednio sytuacjom. Żenada to coś, o co niebezpiecznie ociera się humor w Hazbin Hotel. Na całe szczęście bardzo rzadko przekracza granicę dobrego smaku.
fot. kadr z serialuByć może powodem są genialnie napisane postacie. Już wspomniałem o relacji Alastora i Voxa. Jednakże wiele pobocznych bohaterów miało szansę zabłysnąć. Konsekwentnie i z pomysłem rozwinięto wątki Angel Dusta, Huska, Lute czy choćby Niffty. Ta ostatnia dostała choćby cudowną piosenkę. Również zaskoczyły mnie dalsze losy Voxa, gdyż jego postać nie przypadła mi do gustu w pierwszym sezonie. Tutaj jednak rozbudowano jego charakter klarownie, a jako główny antagonista wypada znakomicie. Najgorzej wypada natomiast główna protagonistka, czyli Charlie. Jej rola, mimo iż przewodnia, sprowadza się do nerwowych decyzji w celu ratowania hotelu. Dalszą drogę córki Lucyfera można porównać do autostrady — przez większość czasu jest monotonna. Przy takiej masie postaci twórczyni jednak nie gubi się, a czas ekranowy znalazł się choćby dla nowych bohaterów.
Sama fabuła natomiast ma wiele smaczków i ciekawych rozwiązań. Ponownie serial stąpa po cienkim lodzie schematyczności. W zdecydowanej większości broni się groteskową otoczką, jaką zbudowała Vivienne. Wiele oczywistości uchodzi płazem, zyskując specyficzny charakter. Przykładem jest sam finał, który wykorzystuje motyw „mocy przyjaźni”. A mianowicie w sprytny sposób stanowi element o bardziej rozwiniętym znaczeniu w piekielnej rzeczywistości. Ponadto wielowątkowość całej historii sprawia, iż ostatnie sceny nie opierają się na jednolitym problemie. W kontraście mamy natomiast budowane tajemnice, których rozwiązania przez swoją prostotę okazują się paradoksalnie najmniej banalne. W tym góruje wątek podstępu Alastora.
fot. kadr z serialuScenariuszową perełką są także fragmenty musicalowe. Mimo iż teksty utworów nie są wygórowane, to w tym braku perfekcji znajdziemy ich wyjątkowość. Ich największą zaletą jest chwytliwość. W dużym stopniu odpowiada za to różnorodność stylów, które dopasowane są do charakterów naszych bohaterów. Wspomniany już utwór Clean It Up w wykonaniu Niffty zahacza o japońską kiczowatość. Natomiast żądza zemsty Lute wybrzmiewa w modern-rockowym kawałku Gravity, a Piss świetnie opisuje tęsknotę Sir Pentiousa do Cherri. W dodatku finałowa piosenka zwyczajnie wzrusza do łez. Przy tym wszystkim, niesamowite głosy gwiazdorskiej obsady gwarantują odpowiednie emocje. Na tle całej plejady wyłania się Blake Roman w utworze Losin’ Streak. Ponownie zaskakuje on swoim uwodzicielskim głosem Angel Dusta.
Styl animacji kilka się rozwinął. Vivienne Medrano dalej zachowuje dość oryginalną, choć niechlujną kreskę. Ma to swój urok, mimo iż wpływa nieco negatywnie na odbiór samych scen. Fantastycznie udały się sceny walk w tym sezonie, a zwłaszcza potyczka z odcinka Umowa stoi. Wiele jednak innych dynamicznych scen wywołuje chaos przy odbiorze i nie pozwala wystarczająco się skupić. To również tyczy się montażu. Tyle iż tutaj występuje pewna dwubiegunowość, bo tempo niektórych odcinków jest zabójcze, a innych — zabójczo nużące.
fot. kadr z serialuBez wątpienia pierwszy sezon Hazbin Hotelu postawił wysoką poprzeczkę dla kolejnych epizodów. Myślę, iż oczekiwania udało się spełnić, ale druga odsłona przygód Charlie Morningstar robi niewiele, aby tę poprzeczkę podnieść. Wciąż utrzymuje niesamowity klimat i charakter, bawiąc do łez i hipnotyzując swoją fabułą. Elementy musicalowe spełniają swoje zadanie, a rozwój historii jest przemyślany. Największym zaskoczeniem jest villain sezonu, czyli Vox, który jest postacią wielowymiarową o dobrze poprowadzonych motywacjach. Znaczącą wadą nowych odcinków jest ich tempo i czasem nadmiar komedii, które utrudniają odbiór. Jednakże dla fanów serialu będą to znikome minusy, a nowy sezon nie traci na jakość względem poprzednich odcinków. Zdecydowanie warto obejrzeć.
fot. główna: kadr z serialu




![Liczna publiczność na premierze filmu i spotkaniu z Antonim Matuszkiewiczem [FOTO]](https://swidnica24.pl/wp-content/uploads/2025/11/page-Swidicka-Sroda-Literacka-19-11-2025.jpg)







