**Dziennik, 15 października**
Jadwiga Kowalska, 67 lat, odrzuciła wdowi welon ponad dziesięć lat temu. Jej dni wypełniały się teraz cotygodniowymi zakupami na targu, spacerami po parku i krótkimi rozmowami z dziećmi, które dawno wyprowadziły się do innych miast. Nie spodziewała się w swoim wieku żadnych niespodzianek silno emocje, myślała, zostawia się młodym.
Ale wszystko się zmieniło pewnego popołudnia na dworcu Warszawa Centralna.
Siedziała na ławce, zatopiona w starej książce Twardowskiego, gdy usłyszała obok cichy głos:
Przepraszam, czy to nie Znaki ufności?
Podniosła wzrok. Stał przed nią wysoki mężczyzna z siwonymi włosami i nieśmiałym uśmiechem.
Tak odparła, zamykając książkę ostrożnie. Zna pan?
Czytałem to w młodości. Nigdy nie zapomniałem. Jestem Stanisław Nowak.
Nie wiedziała, dlaczego te proste słowa poruszyły ją tak głęboko. Rozmawiali najpierw o poezję, potem o pociągach, muzykę, życie. Czas płynął tak szybko, iż niemal zapomnieli o swoich błękitnych biletach w kieszeniach.
Przez tygodnie przypadkiem spotykali się na peronach. Jadwiga piła herbatę w dworcowej kawiarni, a Stanisław pojawiał się nagle, tłumacząc się opóźnieniem pociągu. Innym razem mówił, iż lubi obserwować ludzi w holu, ale oboje wiedzieli, iż przychodzą tam tylko dla siebie.
Pewnego deszczowego wieczoru Stanisław odważył się powiedzieć to, co wisiało w powietrzu:
Jadwigo, od lat podróżuje sam. Wiesz, co jest najsmutniejsze? Dotrzeć do celu i nie mieć komu o tym opowiedzieć. Chciałbym, żebyś kiedyś mi towarzyszyła.
Zawahała się. Tak dawno nie pozwalała sobie na zaproszenia, tak długo zamykała drzwi przed nieznanym. Ale jego szczere spojrzenie rozwiało jej lęki.
Dobrze. Ale cel wybieram ja.
Następnej soboty wsiedli razem do pociągu do Torunia. Chodzili po brukowych uliczkach, jedli proste obiad w małej knajpce, a wieczorem usiedli na wiślanym bulwarku. Stanisław wziął ją za rękę, a ona nie cofnęła dłoni.
Wiesz powiedział cicho myślałem, iż w moim życie już nie ma miejsca na miłość.
Ja też odparła. Ale chyba się myliłyśmy.
To był początek czegoś nowego. Podróżowali razem, czytali w parkach, gotowali spontaniczne recenzje. Odzyskali uczucie motyli w brzuchu, o którym myśleli, iż zostało w młodości.
Nie było jednak łatwo. Jadwiga bała się reakcji dzieci: Związek w twoim wieku? Po co ci to?. Stanisław, też wdowiec, nosił w sercu pamięć żony, którą kochał głęboko. Mimo to postanowili żyć teraźniejszością bez przepraszania przeszłości i pytania przyszłości o pozwolenie.
Pewnej nocy, na tym samym peronie, gdzie się poznali, Jadwiga szepnęła:
Wiesz, gdybyś wtedy nie zagadnął, bylibyśmy tylko dwójką obcych ludzi w szybkim mieście.
Dlatego zawsze będę wdzięczny, iż trzymałaś Znaki ufności uśmiechnął się. Dzięki nim znalazłem i swoją.
Ta miłość, zrodzona między pociągami i przypadkami, nauczyła ich, iż nigdy nie jest za późno, by znów poczuć. Że choćby gdy życie zdaje się stać w porcie, niespodziane spotkanie może przynieść nadzieję i ciepło nowego początku.





