Grindcore / Hardcore / Punk • Re: Impetigo

brutalland.pl 7 godzin temu
Posłuchałem dziś z dwóch powodów. Pierwszym hyl Hahaszowy Cannibal Ferox, bo trzeba było jednak sprawdzić czy się człowiek nie myli i faktycznie są brudni, a po drugie, to podczytywałem sobie na powrót zbiór opowiadań Jana Maszczyszyna Ciernie, gdzie znajduje się tekst pt. Las nawiedzonych który jak ulał pasuje do muzyki o kanibalach. W sumie na płycie występują nie tylko kanibale z buszu, ale chuj tam, okładka ich dotyczy, więc niech będzie. Otóż bohater Lasu nawiedzonych jest kolekcjonerem masek rytualnych tworzonych przez Indian polinezji. Trafia mu się wyjątkowy egzemplarz, który w analizie laboratoryjnej wykazuje pochodzenie pozaziemskie, nasz bohater zatem pakuje manatki i wyrusza z Australii na jakąś tam wyspę dotrzeć do twórców tego artefaktu. Przedziera się, przedziera, aż trafia na trupy z obciętymi głowami. Jego przewodnicy uciekają, a biednemu żuczkowi nie pozostaje nic innego, jak iść dalej przez dżynglę tę tropikalną. Po drodze głoduje i żrą go owady, aż, leżąc w malignie, zostaje uratowany przez jakieś plemię. I tu tak naprawdę zaczyna się jazda , bo bohater poddany zostaje jakiemuś rytuałowi, ale czytelnik nie wie, czy po prostu obcinają mu głowę i robią coś na kształt Tsantsy:

Więc to, co opisuje jest tylko onirycznym majaczeniem duszy uwięzionej w obciętej głowie, czy faktycznie Indianie są dogadani z kosmitami, którzy nie posiadając ciał w naszym rozumieniu, zasiedlają ludzkie. Cały cwancyk zatem polega na tym, iż czytelnikowi pozostawia się możliwość wyboru którejś z wersji, ponieważ historia jest pełna dwuznaczności i niedopowiedzeń. Ale krew leje się gęsto. Bohater bierze udział w bitwach Indian, widzi akty kanibalizmu i ćwiartowane dzieci. Maszczyszyn świetnie oddał klimat green inferno. I tu dochodzimy do Impetigo, którego pierwszy album mniej podoba mi się od drugiego, bo to muzyka dla brudasów, ale jako pionier muzyki dla brudasów trzepie pałę i niech Blind nie udaje , iż podskakiwał przy tym z uniesioną pięścią jak jakiś komunista, bo na pewno uprawiał nią autofisting podskakując na jednej nodze. Ta płyta ma zajebiscie udźwiekowioną perkusję. W drugim kawałku co chwilę bębniarz dwukrotnie uderza w instrument o głębszym dźwięku od reszty i tak mi to robi robotę, iż nie ma to tamto. Początek płyty zajebisty, potem za dużo tego grindu , więc nie mają się muzycy czym wykazać, a końcówka też zajebista. Szkoda, iż dopiero na drugim wydawnictwie poszli w death , bo talent tu do prostych, ale dosadnych riffów jest olbrzymi , doza szaleństwa więcej, niż dozą, a całość mimo długości kawałków zazębia się jakoś ze sobą nie dając poczucia fragmentaryczności króciutkich kawałków łączonych na siłę, co tak mnie bardzo wkurwia w grindzie, iż leję na ten gatunek rzadkim stolcem, chociaż generalnie uważam, iż jest całkiem spoko jeżeli chodzi o sam pomysł. Impetigo na tym tle wybija się wyraźnie i chyba dlatego , poza okazjonalnym słuchaniem takiego gatunku dla beki, żeby przy piwie posłuchać o świni gwałcącej nastolatki albo, iż Hitler był uczuciowym mężczyzną, akurat do Ultimo Mondo Cannibale zdarza mi się od regularnie wracać z niesłabnącą przyjemnością. Ale Horror Zombiaków jest o parseki lepszą płytą.

Statystyki: autor: TITELITURY — 52 min. temu


Idź do oryginalnego materiału