Dzisiaj już wiem, iż to krótki szlag niczym wzorem klasycznych płyt Nails trochę więcej niż kwadrans grania ale za to jakiego.
Zostałem odurzony tym płytem już od pierdolonego Intro, które ciężarem buduje nastrój do tego co ma być a jest potem kurewsko ciężko i wcale niekoniecznie szybko. Owszem są momenty kiedy nieświadomy blek metalowiec pomylił płyty i zbiera grindcorem po dupsku ale jest to tak wyważone, iż wyszła chyba najwolniejsza płyta Chepang. Od pierwszych taktów jak poleciało dosłownie po chwili miałem wrażenie, iż nepalstwo zasłuchiwało się w Burn My Eyes i postanowili co lepsze momenty zagrać po swojemu na tej płycie. Jaram się jak małolat tym albumem bo kosi ta siła i tylko jedna rzecz tu została zjebana!!! A mianowicie wokale są przerażająco słabo i cicho nagrane!!! No kurwa albo ktoś był tam głuchy albo sprzęt tak chujowy. No ja rozumiem, iż takie Heresy mogło sobie nagrywać wokale bez użycia mikro a i tak wychodził cios no ale to było w latach 80-tych a mamy pierdolony 2025 rok. Skoro potrafili odegrać bass niczym żywcem wyjęty z debiutu Pungent Stench a rozjebali się wokalnie. To wielka strata dla tego skądinąd i tak świetnego albumu no ale tak po prostu nie wolno. Szkoda ale cała reszta to petarda.
Statystyki: autor: Hajasz — 16 min. temu