Nowy Battlefield to gra, która chce jednocześnie przypomnieć o swojej tożsamości i udowodnić, iż wyciągnęła wnioski z przeszłości. Wróciły klasyczne mapy, system klas, a sama rozgrywka to hołd dla części trzeciej i czwartej. Po kilku godzinach spędzonych z "Battlefield 6" możemy powiedzieć jedno – to dokładnie ten Battlefield, na którego czekali fani.
"Battlefield 6" już na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie tytułu stworzonego z myślą o wiernych fanach marki. To wrażenie potwierdziło się jeszcze zanim chwyciliśmy za pada – w sali z dziennikarzami i twórcami zaprezentowano mapę Operation Firestorm znaną z "Battlefield 3". Wystarczyło jedno ujęcie tej kultowej mapy, by sala eksplodowała z entuzjazmu – było głośno, były owacje, były emocje. To było jasne – "Battlefield" wraca do korzeni.
Podczas sesji testowej mieliśmy okazję zagrać w cztery tryby: Squad Deathmatch, Breakthrough, Conquest oraz Domination. Najmniej przypadł mi do gustu klasyczny deathmatch – za szybki, zbyt chaotyczny, bardziej przypominał "Call of Duty" niż to, za co ceniłem serię DICE. Ale właśnie dlatego tryby Breakthrough i Conquest zrobiły na mnie ogromne wrażenie – dają przestrzeń do manewrowania, czas na celowanie, napięcie wynikające z kontrolowania punktów i reagowania na działania przeciwnika w skali całej mapy. To esencja Battlefielda, której zawsze szukałem.
Twórcy z DICE, Motive, Ripple Effect i Criterion przygotowali grę, która chce być zarówno realistyczna, jak i otwarta na różne style gry. System klas wraca – mamy Szturmowca, Wsparcie, Inżyniera, Zwiadowcę – ale każdy gracz może dobrać dowolną broń niezależnie od klasy. Jak tłumaczył Jeremy Chubb:
“W okresie bety gracze będą mogli sprawdzić zarówno otwarte, jak i zamknięte zestawy broni. Chodzi o to, żeby dać im wybór – mogą grać elastycznie albo klasycznie, jak dawniej.”
To rozwiązanie daje graczom swobodę, ale jak podkreślili sami twórcy – zamknięte zestawy będą kluczowym elementem doświadczenia.
Co więcej, każda z klas ma swój unikalny gadżet, cechę oraz aktywną umiejętność, jak np. wskaźnik ruchu u zwiadowcy, torba z amunicją u wsparcia czy wzmocniony sprint dzięki adrenalinie u szturmowca. System nazwano Kinesthetic Combat System i wprowadza nowe możliwości ruchu – przewroty, drag & revive (przeciąganie rannych towarzyszy), montowanie broni na osłonach czy korzystanie z pojazdów ponad dostępną liczbę miejsc. To zestaw nowości, który realnie wpływa na styl gry i taktykę.
Powrócił też element, który zawsze definiował serię – Tactical Destruction. Burzenie budynków, wysadzanie ścian, sianie spustoszenia czołgiem – destrukcja ma tu znaczenie nie tylko wizualne, ale też taktyczne. Teraz wszystko zależy od rodzaju amunicji i materiału, w który uderza – to kolejna warstwa realizmu, która wzbogaca grę.
Na papierze brzmi to świetnie i rzeczywiście daje satysfakcję, ale trzeba też zaznaczyć, iż system ten wciąż nie jest idealny. Podczas czterogodzinnej sesji testowej kilkukrotnie zdarzyło się, iż czołgi klinowały się w wąskich alejkach – nie z powodu błędów fizyki, ale właśnie przez ograniczenia w destrukcji otoczenia. Owszem, można niszczyć wiele, ale nie wszystko – i czasem to "niemal wszystko" potrafi frustrować, gdy maszyna bojowa za miliony zatrzymuje się na betonowym śmietniku.
Zespół nie unikał rozmów o przeszłości. Jak przyznali Rebecka Coutaz i Jeremy Chubb w rozmowie z nami – porażka premiery "Battlefield 2042" była bolesna, ale nie poszła na marne. Chubb mówi wprost:
“To zupełnie inne podejście niż przy 2042. Pracowaliśmy z naszą społecznością w ramach BF Labs, mieliśmy ludzi z zewnątrz testujących grę bardzo wcześnie – to pozwoliło nam zidentyfikować mnóstwo błędów jeszcze przed premierą.”
Coutaz dodaje:
“Gra była grywalna każdego dnia. Mieliśmy prototypy już przed pierwszym kamieniem milowym dla EA, co zupełnie odróżnia ten projekt od 2042.”
Jak podkreśla Chubb, dla niego osobiście to najbardziej przygotowana premiera, jaką miał okazję nadzorować w 20-letniej karierze:
“Czuję, iż jesteśmy lepiej przygotowani do premiery niż kiedykolwiek wcześniej. To naprawdę solidny projekt.”
Jednym z zarzutów wobec poprzedniej części była zbyt duża skala map, przez co gracze określali Battlefielda mianem “symulatora biegania”. Tym razem balans został przemyślany od nowa. Jak tłumaczy Jeremy Chubb:
“Spędziliśmy mnóstwo czasu nad analizą odległości, punktów kontrolnych, trajektorii ruchu. To bardziej bezpośrednie doświadczenie niż 2042.”
Nowe mapy mają zapewniać różnorodność – od intensywnych potyczek wręcz, przez walki ulica w ulicę, po otwarte przestrzenie z pojazdami. Inspiracją były klasyczne mapy, o czym wspomina sam Chubb:
“Mówiłem na scenie o Strike at Karkand – ta mapa była dla nas inspiracją. Chcieliśmy, by walka była przerażająca, ale i sprawiedliwa. Możesz spotkać czołg, ale masz szansę go pokonać.”
"Battlefield 6" to gra stworzona z myślą o tych, którzy kochali serię od czasów "Battlefielda 3" i 4. Jeremy Chubb podkreśla:
“Dla mnie to proste – trzeba po prostu zrobić świetną grę. Od początku chcieliśmy stworzyć fenomenalne doświadczenie inspirowane najlepszymi odsłonami i wierzymy, iż jeżeli to zrobimy, gracze wrócą.”
Rebecka Coutaz dodaje, iż przez cały czas twórcy konsultowali się z fanami:
“Od Battlefielda 1942 mamy społeczność, która jest z nami. Regularnie pytaliśmy ich o opinie, testowaliśmy z nimi prototypy – od Ameryki po Azję.”
Ten dialog widać w każdym detalu gry – w mapach, systemie walki, klasach i stylu gry.
"Battlefield 6" to gra, która celuje w serca fanów – nie przez sentyment, ale przez dobrze zaprojektowaną rozgrywkę. Widać tu dbałość o balans map, różnorodność przestrzeni do walki i świadomość tego, czego gracze oczekiwali po kontrowersjach związanych z poprzednią częścią. Mapa z "Battlefield 3", bardziej zróżnicowane dystanse walki, realistyczna destrukcja – wszystko to razem daje wrażenie gry, która wie, kim chce być.
Gra zadebiutuje 10 października na PC, PlayStation 5 i Xbox Series X/S. Na premierę otrzymamy klasyczne tryby jak Conquest, Rush, Breakthrough, pięć nowych trybów oraz odświeżoną wersję Battlefield Portal. Do tego kampania dla jednego gracza inspirowana rozmachem znanym z Battlefield 3 i 4.
Trzeba jednak pamiętać o jednym – choć nasze pierwsze wrażenia z rozgrywki są zdecydowanie pozytywne, to prawdziwy egzamin dla każdej sieciowej gry następuje dopiero wtedy, gdy trafi ona w ręce graczy. To wtedy okazuje się, czy serwery wytrzymają, balans się sprawdza, a system progresji nie frustruje. Na szczęście nie trzeba będzie długo czekać, by sprawdzić to samemu – otwarte beta testy ruszają już w drugi weekend sierpnia.
Klasyczny Battlefield, nowa jakość
"Battlefield 6" już na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie tytułu stworzonego z myślą o wiernych fanach marki. To wrażenie potwierdziło się jeszcze zanim chwyciliśmy za pada – w sali z dziennikarzami i twórcami zaprezentowano mapę Operation Firestorm znaną z "Battlefield 3". Wystarczyło jedno ujęcie tej kultowej mapy, by sala eksplodowała z entuzjazmu – było głośno, były owacje, były emocje. To było jasne – "Battlefield" wraca do korzeni.
Podczas sesji testowej mieliśmy okazję zagrać w cztery tryby: Squad Deathmatch, Breakthrough, Conquest oraz Domination. Najmniej przypadł mi do gustu klasyczny deathmatch – za szybki, zbyt chaotyczny, bardziej przypominał "Call of Duty" niż to, za co ceniłem serię DICE. Ale właśnie dlatego tryby Breakthrough i Conquest zrobiły na mnie ogromne wrażenie – dają przestrzeń do manewrowania, czas na celowanie, napięcie wynikające z kontrolowania punktów i reagowania na działania przeciwnika w skali całej mapy. To esencja Battlefielda, której zawsze szukałem.
System klas, nowy system walki i stare-nowe mapy
Twórcy z DICE, Motive, Ripple Effect i Criterion przygotowali grę, która chce być zarówno realistyczna, jak i otwarta na różne style gry. System klas wraca – mamy Szturmowca, Wsparcie, Inżyniera, Zwiadowcę – ale każdy gracz może dobrać dowolną broń niezależnie od klasy. Jak tłumaczył Jeremy Chubb:
“W okresie bety gracze będą mogli sprawdzić zarówno otwarte, jak i zamknięte zestawy broni. Chodzi o to, żeby dać im wybór – mogą grać elastycznie albo klasycznie, jak dawniej.”
To rozwiązanie daje graczom swobodę, ale jak podkreślili sami twórcy – zamknięte zestawy będą kluczowym elementem doświadczenia.
Co więcej, każda z klas ma swój unikalny gadżet, cechę oraz aktywną umiejętność, jak np. wskaźnik ruchu u zwiadowcy, torba z amunicją u wsparcia czy wzmocniony sprint dzięki adrenalinie u szturmowca. System nazwano Kinesthetic Combat System i wprowadza nowe możliwości ruchu – przewroty, drag & revive (przeciąganie rannych towarzyszy), montowanie broni na osłonach czy korzystanie z pojazdów ponad dostępną liczbę miejsc. To zestaw nowości, który realnie wpływa na styl gry i taktykę.
Powrócił też element, który zawsze definiował serię – Tactical Destruction. Burzenie budynków, wysadzanie ścian, sianie spustoszenia czołgiem – destrukcja ma tu znaczenie nie tylko wizualne, ale też taktyczne. Teraz wszystko zależy od rodzaju amunicji i materiału, w który uderza – to kolejna warstwa realizmu, która wzbogaca grę.
Na papierze brzmi to świetnie i rzeczywiście daje satysfakcję, ale trzeba też zaznaczyć, iż system ten wciąż nie jest idealny. Podczas czterogodzinnej sesji testowej kilkukrotnie zdarzyło się, iż czołgi klinowały się w wąskich alejkach – nie z powodu błędów fizyki, ale właśnie przez ograniczenia w destrukcji otoczenia. Owszem, można niszczyć wiele, ale nie wszystko – i czasem to "niemal wszystko" potrafi frustrować, gdy maszyna bojowa za miliony zatrzymuje się na betonowym śmietniku.
Lekcje z Battlefield 2042 odrobione
Zespół nie unikał rozmów o przeszłości. Jak przyznali Rebecka Coutaz i Jeremy Chubb w rozmowie z nami – porażka premiery "Battlefield 2042" była bolesna, ale nie poszła na marne. Chubb mówi wprost:
“To zupełnie inne podejście niż przy 2042. Pracowaliśmy z naszą społecznością w ramach BF Labs, mieliśmy ludzi z zewnątrz testujących grę bardzo wcześnie – to pozwoliło nam zidentyfikować mnóstwo błędów jeszcze przed premierą.”
Coutaz dodaje:
“Gra była grywalna każdego dnia. Mieliśmy prototypy już przed pierwszym kamieniem milowym dla EA, co zupełnie odróżnia ten projekt od 2042.”
Jak podkreśla Chubb, dla niego osobiście to najbardziej przygotowana premiera, jaką miał okazję nadzorować w 20-letniej karierze:
“Czuję, iż jesteśmy lepiej przygotowani do premiery niż kiedykolwiek wcześniej. To naprawdę solidny projekt.”
Więcej walki, mniej biegania
Jednym z zarzutów wobec poprzedniej części była zbyt duża skala map, przez co gracze określali Battlefielda mianem “symulatora biegania”. Tym razem balans został przemyślany od nowa. Jak tłumaczy Jeremy Chubb:
“Spędziliśmy mnóstwo czasu nad analizą odległości, punktów kontrolnych, trajektorii ruchu. To bardziej bezpośrednie doświadczenie niż 2042.”
Nowe mapy mają zapewniać różnorodność – od intensywnych potyczek wręcz, przez walki ulica w ulicę, po otwarte przestrzenie z pojazdami. Inspiracją były klasyczne mapy, o czym wspomina sam Chubb:
“Mówiłem na scenie o Strike at Karkand – ta mapa była dla nas inspiracją. Chcieliśmy, by walka była przerażająca, ale i sprawiedliwa. Możesz spotkać czołg, ale masz szansę go pokonać.”
Powrót z pompą
"Battlefield 6" to gra stworzona z myślą o tych, którzy kochali serię od czasów "Battlefielda 3" i 4. Jeremy Chubb podkreśla:
“Dla mnie to proste – trzeba po prostu zrobić świetną grę. Od początku chcieliśmy stworzyć fenomenalne doświadczenie inspirowane najlepszymi odsłonami i wierzymy, iż jeżeli to zrobimy, gracze wrócą.”
Rebecka Coutaz dodaje, iż przez cały czas twórcy konsultowali się z fanami:
“Od Battlefielda 1942 mamy społeczność, która jest z nami. Regularnie pytaliśmy ich o opinie, testowaliśmy z nimi prototypy – od Ameryki po Azję.”
Ten dialog widać w każdym detalu gry – w mapach, systemie walki, klasach i stylu gry.
Podsumowanie
"Battlefield 6" to gra, która celuje w serca fanów – nie przez sentyment, ale przez dobrze zaprojektowaną rozgrywkę. Widać tu dbałość o balans map, różnorodność przestrzeni do walki i świadomość tego, czego gracze oczekiwali po kontrowersjach związanych z poprzednią częścią. Mapa z "Battlefield 3", bardziej zróżnicowane dystanse walki, realistyczna destrukcja – wszystko to razem daje wrażenie gry, która wie, kim chce być.
Gra zadebiutuje 10 października na PC, PlayStation 5 i Xbox Series X/S. Na premierę otrzymamy klasyczne tryby jak Conquest, Rush, Breakthrough, pięć nowych trybów oraz odświeżoną wersję Battlefield Portal. Do tego kampania dla jednego gracza inspirowana rozmachem znanym z Battlefield 3 i 4.
Trzeba jednak pamiętać o jednym – choć nasze pierwsze wrażenia z rozgrywki są zdecydowanie pozytywne, to prawdziwy egzamin dla każdej sieciowej gry następuje dopiero wtedy, gdy trafi ona w ręce graczy. To wtedy okazuje się, czy serwery wytrzymają, balans się sprawdza, a system progresji nie frustruje. Na szczęście nie trzeba będzie długo czekać, by sprawdzić to samemu – otwarte beta testy ruszają już w drugi weekend sierpnia.