GDYNIA 2024: Polskie herstorie – "Simona Kossak" i "Rzeczy niezbędne"

filmweb.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: plakat


Z jednej strony biografia Simony Kossak, z drugiej – reportaż Katarzyny Surmiak-Domańskiej "Mokradełko” – ożyły na ekranie kinowym podczas tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W konkursie głównym możemy zobaczyć "Simonę Kossak" w reżyserii Adriana Panka z Sandrą Drzymalską w tytułowej roli. W sekcji "Perspektywy" pokazano z kolei "Rzeczy niezbędne" Kamili Tarabury z Dagmarą Domińczyk i Katarzyną Warnke. Filmy recenzują Daria Sienkiewicz i Bogna Goślińska.

***


recenzja filmu "Simona Kossak", reż. Adrian Panek


Ekologia dla początkujących
autorka: Daria Sienkiewicz

Jednym z największych złudzeń humanizmu jest przekonanie, iż człowiek nie należy do królestwa zwierząt. Od lat podkreśla to w swojej twórczości amerykańska feministka i biolożka Donna Haraway. Zwracając uwagę na współzależności między dwiema dotąd oddzielanymi od siebie sferami, rozpropagowała termin "naturokultury" oraz "kinshipu", czyli międzygatunkowego pokrewieństwa wszystkich żyjących na Ziemi istot. To właśnie zasypywanie przepaści pomiędzy człowiekiem a przyrodą było głównym celem życia i działalności popularyzatorskiej Simony Kossak, która, gdyby przez cały czas żyła, byłaby od osiemdziesięcioletniej Haraway zaledwie rok starsza. Tej symbolicznej przepaści, mimo starań, nie usiłuje niestety zasypać najnowszy film Adriana Panka, niewykorzystujący w pełni potencjału bogatej biografii Kossak. Twórca "Wilkołaka", choć nie brakuje mu empatii i dużej dawki wrażliwości, pokazuje zaledwie strzępki jej niepowtarzalnej relacji z przyrodą, naturalnej charyzmy oraz wyjątkowej determinacji.


zwiastun filmu "Simona Kossak"

Film Adriana Panka – po "Marii Skłodowskiej-Curie" (2016) oraz "Sztuce kochania. Historii Michaliny Wisłockiej" (2017) – wpisuje się w przez cały czas niewyeksploatowany w Polsce trend ekranizowania życiorysów i twórczości inspirujących, zasłużonych nauce kobiet. I choć obecność narracji herstorycznych w mainstreamie na ogół cieszy, w kraju nad Wisłą nierzadko idzie w parze z poczuciem goryczy i niedosytu. Podobnie jest w przypadku "Simony Kossak", w której rozczarowanie pojawia się już na etapie samego pomysłu na scenariusz. Panek portretuje bowiem losy niepokornej Simony na przestrzeni dziesięciu lat, za klamrę przyjmując rozwój jej kariery naukowej, a dokładniej obrony prac: magisterskiej w 1970 roku oraz doktorskiej równo dekadę później.

W przeciwieństwie do dokumentu Natalii Korynckiej-Gruz, "Simona" (2022), reżyser świadomie omija zatem gros życia i działalności edukacyjnej bohaterki, w tym czasy jej słynnych gawędziarskich audycji w Polskim Radiu Białystok, epizody eksperymentowania z filmem i sztuką montażu oraz długie lata, jakie spędziła pośród natury w starej białowieskiej leśniczówce Dziedzińce, sprawując pieczę nad rzeszą dzikich stworzeń. W filmie nie usłyszymy więc o osieroconych przez matkę łosiach Pepsi i Coli, które Kossak z czułością wychowywała i karmiła. Nie poznamy również losów mieszkającej z Simoną i Leszkiem małej rysicy Agatki ani nie ujrzymy żałoby, jaką para przeżyła po jej niespodziewanej śmierci. Z kolei kruk Korasek, złodziej papierosów i wypłat, a zarazem największa zmora mieszkańców Białowieży, pojawia się na ekranie zaledwie w kilku scenach.

Całą recenzję autorstwa Darii Sienkiewicz przeczytacie TUTAJ.

***


recenzja filmu "Rzeczy niezbędne", reż. Kamila Tarabura


Bagno w słoiku
autorka: Bogna Goślińska

"Na ile można wycenić jeden stosunek ojca z córką? Na pięć paczek ryżu czy dziesięć?" – zastanawia się w "Mokradełku" Katarzyna Surmiak-Domańska. Dla scenarzystek "Rzeczy niezbędnych" (reżyserki Kamili Tarabury i aktorki Katarzyny Warnke) jej reportaż stanowił materiał do adaptacji – raz luźnej wariacji (paczki ryżu zastąpiono słoikami), a raz bezpośredniego przeniesienia książkowych linijek na karty scenariusza. Autorki skupiają się nie tylko na psychologii postaci: historia doświadczonej przed laty przemocy jest w filmie nie ważniejsza niż jej społeczna recepcja. Nie tyle sam osąd czynu, co moralna ocena ofiary, która nie zachowuje się tak, jak na skrzywdzoną przystało. Jak czytamy w reportażu: "Najlepiej, gdyby to była taka biedna myszka. Biedna, szara myszka. Która mało mówi o swojej krzywdzie. A adekwatnie w ogóle nie mówi".


Do rąk korespondentki wojennej Ady (pierwsza polskojęzyczna rola Dagmary Domińczyk) wpada autobiograficzna powieść koleżanki ze szkolnej ławki, Roksany (Warnke). Po odnowieniu kontaktu wspólnie ruszają do rodzinnego miasteczka, aby skonfrontować się z przeszłością. Dla ciężarnej Ady składa się na nią doświadczenie emigracji i rozdzielenia z matką. Dla Roksany to przeżyta w dzieciństwie trauma, która wciąż zalega w gardle żółcią, nie pozwalając na swobodny oddech. Bo choć kobieta napisała na podstawie swoich wspomnień książkę, nie wszyscy uwierzyli w jej krzywdę – w tym rodzona matka (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik).

Roksana znacznie odbiega od stereotypowego wizerunku ofiary przemocy seksualnej. Jest głośna, nieokrzesana i nieznośna. Strojna w szpilki, pstrokate futerka i obcisłe sukienki. Warnke gra jej postać na totalnym przegięciu – bo dla Roksany ciało to jednocześnie broń i zbroja, ozdoba i przechowalnia bólu. Doświadczenia z dzieciństwa wychodzą na wierzch na różne nieoczywiste sposoby: w skłonnościach do autodestrukcji, niedojrzałym zachowaniu czy hiperseksualności. To postać, która mimo bycia ofiarą ma irytować.

Całą recenzję autorstwa Bogny Goślińskiej przeczytacie TUTAJ.
Idź do oryginalnego materiału