„Franz Kafka” – to choćby nie jest on [RECENZJA]

filmawka.pl 1 dzień temu

50. edycji Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych wyczekiwałam jak pierwszej gwiazdki – perspektywa filmowej Gdyni ścigała się o miejsce na podium moich najlepszych momentów 2025 roku. Przede wszystkim z powodu możliwości obcowania z tą niepisaną, ale podskórnie wyczekiwaną, graniczną chwilą, kiedy podczas tego tygodniowego święta istnieje szansa na zaobserwowanie kształtowania się artystycznych dyrektyw budujących przyszłość polskiego kina. Przełomowa liczba debiutów w tegorocznym Konkursie Głównym (było ich aż 6) = budziła nadzieję na serię nowatorskich propozycji, wszak w ten sposób pojmuję poetykę debiutów – niekoniecznie doskonałych, ale twórczo naginających plastykę narzędzi materii filmowej na potrzeby zaznaczenia swojej obecności. I tak z butnym nastawieniem wobec tradycyjnego sposobu opowiadania wkroczył np. Andrzej Żuławski z Trzecią częścią nocy, który, choć z początku niezrozumiany, doczekał się uznania za zastosowanie autorskiej, eksperymentalnej metody konstruowania narracji. Dziś, czyli po 50 latach od 1. edycji Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, wnioski są alarmujące – wschodzących twórców nie interesuje kino. Kto by pomyślał, iż to właśnie weterani sztuki filmowej będą w dalszym ciągu z zaangażowaniem eksplorować możliwości filmowego języka?

Franz Kafka Agnieszki Holland jest jednym z dwóch tytułów tegorocznego festiwalu, który świadomie wykorzystał potencjał narracji wizualnej (drugim jest Dom dobry Wojtka Smarzowskiego, jednak ze względu na porzucenie możliwości wystosowania wartościowego przekazu na rzecz performatywnej inscenizacji przemocy – nie ma to znaczenia, a trzecim – Dziennik z podróży do Budapesztu Rafała Kapelińskiego). Reżyserka, będąca w szczytowym momencie swojej późnej twórczości, sięga do biografii jednego z największych literackich geniuszy XX wieku i odwraca pewien porządek składający się na logikę opowiadania historii o wielkich postaciach. Schemat zwykle jest dość prosty, bo polega przede wszystkim na zainscenizowanym, ale nietwórczym pakiecie niewyselekcjonowanych informacji, zwiększając tym samym egotyczny ciężar biopiku, pomijając rzadko podejmowany wątek autorskiego stylu w swoim modus operandi (co można postawić jako kolejny zarzut wobec Chopin, Chopin!). U Holland jest inaczej, bo nie tylko ma w nosie fakty (których charakter można odpowiednio zaprojektować), ale korzysta w pełni z potencjału wyobrażenia, który w przekładzie na znajomość języka filmowego stawia autorkę Aktorów prowincjonalnych w świetle doświadczonej twórczyni kina, ciągle świadomej i ciekawej jego kreacyjnych możliwości , a także szczerze zainteresowanej podmiotem opowiadania.

fot. „Franz Kafka” / materiały prasowe Kino Świat

Franza Kafkę poznajemy jako młodego dorosłego, uwikłanego w absurd niezbyt interesującego życia urzędnika. Nocami, w ukryciu przed wymagającym spojrzeniem ojca, przesiaduje nad przełożeniem codzienności na do dziś nieodgadnioną koncepcję ontologicznego funkcjonowania w świecie porządku systemowego układu społeczeństwa. Ale Franz, przy całym ciężarze odpowiedzialności za każde napisane przez siebie słowo, jest ostatecznie dziwakiem – przynajmniej tak postrzegają go jego rodzina, przyjaciele, kobiety, do których się zbliżył, bo to przede wszystkim im Holland oddaje głos. Każda z tych osób kocha geniusza-niezdarę na swój własny sposób, jednak on sam w dalszym ciągu pozostaje nieuchwytny, czego reżyserka choćby nie próbuje rozbroić. Rzeczywistość Kafki to przede wszystkim dostrzeganie groteskowej abstrakcji w strukturze życia, a na to wszystko składa się m.in. wizja o powstaniu muzeum twórczości pisarza i lęku bycia pod ciągłą obserwacją przez duchy przyszłości, restauracji fast food z jego ulubionym typem mięsa, gadżetów z podobiznami czy choćby spotu turystycznego w miejscu, w którym odpoczywał nad jeziorem.

Franz buntuje się wobec świata raczej wewnątrz niż na zewnątrz, Holland przygląda się tym konfliktom z dystansu, ze zrozumieniem i czułością wobec jego osobliwych cech. Reżyserka osiąga to, pozwalając sobie na formalną zabawę, dzięki czemu mamy okazję przyjrzeć się nie tylko tej gigantce od nieco innej strony, ale także samemu Kafce. Powszechna percepcja pisarza ukształtowała się na podstawie Procesu, a ta ewoluuje i poszerza znacznie przy zetknięciu ze zbiorem nowel, miniatur, niedokończonych pomysłów w Opowieściach i przypowieściach, gdzie twórczość pioniera literackiego egzystencjalizmu testuje granice ekspresjonizmu na wszelkie sposoby, a przy tym ujawnia jego poczucie humoru i zdolność dostrzegania istoty życia w promieniu słońca na betonowym chodniku. Holland widzi w swoim bohaterze ten błysk, co najwyraźniej przedstawia w scenie zbiorowego czytania Procesu, w której okazuje się, iż najwłaściwszą reakcją na los Józefa K. jest… śmiech. Reżyserka postanawia dostosować środki wyrazu do charakteru rzeczywistości Franza i wykręca naturę biopicu na lewą stronę, stawiając w centralnej części dramaturgii elementy mockumentu. Ten popularny trik narracyjny w jej wydaniu nie jest jednak tylko chwytem formalnym ani próbą zdystansowania się od materii, ale narzędziem do zbudowania kolejnej warstwy dialogu między prawdą a wyobrażeniem. Choć autorka styka nas z różnymi informacjami z życia pisarza, nie ma na celu jego linearnego i dosłownego odtworzenia. Holland doskonale rozumie, iż biografia to konstrukcja, a nie odkrycie – i iż w świecie Kafki, gdzie rzeczywistość zawsze przefiltrowana jest przez logikę absurdu, fikcja powinna być bardziej prawdziwa niż fakt.

fot. „Franz Kafka” / materiały prasowe Kino Świat

W ujęciu twórczyni Kafka przestaje być monstrualnym pomnikiem, a staje się figurą uniwersalnego artysty – nieprzystosowanego, neurotycznego, zawieszonego między obowiązkiem a potrzebą tworzenia. Dla Holland to spotkanie ma wymiar osobisty. Reżyserka nie próbuje Franza tłumaczyć ani „ocalić”, raczej wchodzi w jego labirynt, zadając to samo pytanie, które on sam stawiał światu: czy sens istnieje, jeżeli nie można go zobaczyć? Nie da się jednak nie zauważyć, iż niektóre wątki, szczególnie relacje Kafki z kobietami, zostają potraktowane pobieżnie. Holland je sygnalizuje, ale nie pogłębia; zostają raczej migawkami uczuć niż doświadczeniem bliskości, przez co film traci część potencjału w najdelikatniejszych rejestrach.

Holland pokazuje, iż kino biograficzne może być laboratorium formy – miejscem, w którym historia spotyka się z interpretacją, a fakt z emocją. Franz Kafka nie jest filmem o życiu pisarza, ale o sposobie myślenia, o rytmie, w jakim groteska staje się językiem wyrażającym doświadczenie istnienia. Choć nie wszystkie wątki – szczególnie relacje Kafki z kobietami – zostają pogłębione, Holland udaje się coś znacznie ważniejszego: przywrócić wyobraźni należne jej miejsce w polskim kinie. W świecie, w którym biografie często przypominają katalogi zdarzeń, a ich wizualne adaptacje coraz częściej pełnią funkcję dekoracji, reżyserka pozwala obrazowi znów myśleć, szukać, błądzić. W tym sensie Franz Kafka to dzieło o sile kreacji, ale też o ograniczeniach człowieka, który próbuje zrozumieć samego siebie poprzez język – czy to literacki, czy filmowy. Holland zdaje się mówić, iż sens tworzenia nie leży w odpowiedziach, ale w samym akcie pytania, bo ostatecznie Franz Kafka ciągle pozostaje nieodgadniony. I może właśnie dlatego jej film, mimo formalnych pęknięć i emocjonalnych niedopowiedzeń, ma w sobie coś, czego dziś w polskim kinie tak brakuje – świadomość, iż wyobraźnia to najefektowniejszy środek artystycznego wyrazu.


Korekta: Jakub Nowociński

Idź do oryginalnego materiału