Wyjątkowy, mistyczny nastrój, który w zaskakująco prosty sposób łączy się jednak z przygodową formułą. Opowieść o końcu, ale i początku świata. Nieoczywista faktura obrazu, która splata się z sugestywną ciszą… „Flow” to bynajmniej nie jest zwykła animacja. To wizualny poemat. Łotewski reżyser, Gints Zilbalodis, stworzył dzieło przekraczające granice gatunku, które słusznie jest oceniane jako prawdziwe odkrycie. Polska premiera animacji nominowanej do Oscara już 24 stycznia.
Potop jako katalizator zmian
Jak będzie wyglądać koniec świata? „Flow” może zwiastować pewne rozwiązania. Filmowa opowieść rozpoczyna się od intrygującego założenia: tajemniczej powodzi, która zalewa znany świat. Nie jest to jednak apokalipsa ostateczna, choć chaos łączy się z potęgą żywiołu. Potop w „Flow” stanowi raczej katalizator przemiany, który zmusza zwierzęcych bohaterów do porzucenia utartych ścieżek i zmierzenia się z tym, co nieznane… I w ten właśnie sposób rozpoczyna się wyjątkowa odyseja.
Wędrówka jako metafora życia
Wrażliwe, choć oczywiście dzikie – a może bardziej nieoswojone. Na pokładzie dryfującej łodzi spotykamy różnorodną grupę zwierząt, z których każde reprezentuje inną osobowość, ba, adekwatnie podejście do życia. Ich wspólna wędrówka staje się oczywiście metaforą ludzkiego życia. Odczytaniem symbolicznym, bo w świecie „Flow” ludzie są gatunkiem nieistniejącym. Katastroficzny wymiar animacji łączy się z bardzo mistycznym nastrojem. Zilbalodis zobrazował świat jako wielkie cmentarzysko, prawdziwe mauzoleum, w którym do odkrycia są nieoczywiste skarby dawnej cywilizacji…
Natura i kultura, czyli w świecie kontrastów
Każde spotkane przeszkoda, każdy burzliwy żywioł to okazja do rozwoju, do głębszego poznania siebie i innych. Bohaterowie „Flow” konfrontują się z granicznymi sytuacjami. Co więcej, pomniki cywilizacji człowieka łączą się z niewątpliwym ostrzeżeniem o zwiastunie apokalipsy. Bo „Flow” to w pewnym sensie także film o ekologii. Zalany świat, w którym natura odzyskuje swoją moc, jest niemym wyrzutem pod adresem kultury człowieka. Łotewski reżyser, poprzez oszczędną narrację i piękne, malarskie kadry z bardzo ciekawą fakturą obrazu, skłania nas do refleksji nad naszym wpływem na planetę i konsekwencjami naszych działań.
Animacja jako uniwersalny język
„Flow” stanowi wreszcie niezbity i kolejny dowód na to, iż animacja nie jest tylko rozrywką dla dzieci. Choć najmłodszym kinomanom ten seans z całą pewnością również powinien przypaść do gustu. To medium, które pozwala dotrzeć do widzów w każdym wieku, poruszyć ich emocje i skłonić do refleksji. Zilbalodis stworzył świat pełen poezji i symboliki, wymagając jednak od widza uwagi oraz koncentracji. To ważna uwaga, jednak naprawdę warto jest się porwać przygodzie.
Bo „Flow” to film, który niewątpliwie pozostawia trwały ślad w pamięci. Opowieść o przyjaźni, solidarności i przemianie, ale także o naszej odpowiedzialności za planetę. Podróż ze zwierzęcymi bohaterami stanowi naprawdę wyjątkowo, głęboko humanistyczny spektakl. Wielkie, choć nieoczywiste kino.