Fani zachwyceni pierwszym odcinkiem "The Last of Us"

upday.com 1 rok temu

"Najlepsza premiera tego roku", "wspaniały", ale i "za brzydka ta aktorka". Choć HBO Max pokazał dopiero pierwszy odcinek serialu "The Last of Us" fani są pewni, iż producenci zapewnią im wyjątkowe doznania.


To pierwszy raz w historii, gdy wychodzi serial inspirowany grą, a nie odwrotnie. To także duży sprawdzian dla współczesnych twórcy seriali, ponieważ rynek gier rośnie nieustannie i w ostatnich latach to premiery gier, a nie kolejnych seriali rozbudzają wyobraźnię widzów. Tym bardziej iż gry stają się wielopoziomowym doznaniem.

Czy połączenie tych dwóch światów to kura znosząca złote jaja? Na pewno. O ile twórcy serii nie zepsują nastroju graczom.

"The Last od Us": recenzje

"Bardzo możliwe, iż mamy właśnie do czynienia z najlepszą ekranizacją gry w historii" - napisał o serialu Krzysztof Prabucki z Eurogamer.pl.

Odcinek zaczyna się od monologu naukowca z lat 60., który mówi o epidemii zagrażającej calej naszej cywilizacji. Joel (Pedro Pascal) i jego córka Sarah (Nico Parker) żyją w Teksasie w 2003 r. Gdy choroba zaczyna infekować osoby z ich otoczenia, rodzina ucieka. Potem szybki przeskok do 2023 roku i zniszczonego Bostonu. Postapokaliptyczny świat przyciąga uwagę i zasmuca.

Ci, którzy grali w "The Last of Us" i mieli okazję obejrzeć pierwszy odcinek, chwalą to, jak prowadzona jest kamera. W dużej mierze przypomina sterowanie w grze. Dużo scen zostało niemal żywcem przeklejonych z gry.

Bartosz Czartoryski z Onetu pisze tak: "Trudno sobie wyobrazić, iż można było zrobić to wszystko lepiej, choć "The Last of Us" do ideału brakuje, bo — choć to brutalna prawda — to rzecz zbędna już na poziomie wyjściowym, do tego rozłażąca się przy próbach rozwinięcia świata przedstawionego o nowe postacie i nie zawsze umiejąca oddać jego narracyjne niuanse".

Ale chwali serial za umiejętność utrzymania uwagi widza w czasie dialogów, co nie jest tak proste, gdy przed ekranami siadają gracze przyzwyczajeni do ich przewijania.

Silną stroną serialu z pewnością są efekty specjalne i scenografia. "W kwestii konkretnie efektów specjalnych należy natomiast powiedzieć, iż są wręcz filmowe i nie powstydziłyby się ich największe kinowe produkcje. Gdy zobaczycie uderzający o ziemię samolot, sami zrozumiecie, o co mi chodzi" - pisze Anita Stryjewska z Gra.pl.

Awantura o aktorkę

"Dobranie odpowiednich aktorów to połowa sukcesu. To oni muszą oddać ogromne napięcie emocjonalne, tajemnice ludzkiej psychiki, którą próbowali nam ujawnić twórcy „The Last of Us”. Gra aktorska jest na najwyższym poziomie" - pisze dalej w swojej ocenie Prabucki. A jednak w przyrodzie i popkulturze zawsze musi być równowaga, więc znaleźni się i tacy, który serial się bardzo podoba, ale ta jednak aktorka...

Bella Ramsay może być znana widzom ze swojej niewielkiej rólki w "Grze o Tron". Zagrała tam szlachciankę Lyannę Mormont. W "The Last od Us" wciela się w rolę Ellie, którą Joel musi eskortować. Niektórzy z widzów uznali, iż jest za brzydka, by grać samotną nastolatkę zagubioną w Bostonie w czasach zarazy.

"Obydwa wybory wzbudziły mieszane uczucia, wywołane głównie różnicami w wyglądzie aktorów i ich postaci. Niemniej trzeba przyznać, iż Pedro Pascal od początku miał aurę pasującą do postaci Joela, więc w tym przypadku zastrzeżenia były mniejsze" - czytamy w innej recenzji.

Pozostaje wam ocenić samym, czy Bella pasuje do swojej roli.

Więcej od upday:

  • Lista śmierci na Tik Toku. Użytkownicy nominują celebrytów

  • To on napisał "Spare". Kim jest ghostwriter księcia Harry'ego?

  • Nowe zasady współdzielenia konta na Netfliksie. Jest w nich haczyk

Idź do oryginalnego materiału