Eurowizja 2026: Które miasto zorganizuje konkurs, kto go poprowadzi? Sprawdzamy najnowsze przewidywania! • Czy polityka flag znów będzie zmodyfikowana? • Dlaczego SMRTV krytykuje Eurowizję?

dziennik-eurowizyjny.pl 1 dzień temu

Eurowizja zamiast wyścigów konnych?

Miliarder Luke Comer chce, by Eurowizja 2026 odbyła się w Dolnej Austrii, a dokładniej „Comer City”, znajdującym się 25 kilometrów od Wiednia. „Bezpośredni dostęp do autostrady oraz dwa wjazdy i zjazdy przed i za terenem obiektu gwarantują dostępność. Ponadto rozbudowana linia Pottendorf z nową stacją Ebreichsdorf gwarantuje wygodne podróżowanie ÖBB” – informuje portal Heute.at. „Comer City” to arena wyścigów konnych w miejscowości Ebreichsdorf. Plany miliardera związane są jednak z dobudowaniem tymczasowej hali na 20 tysięcy osób oraz przygotowaniem przestrzeni na 30 tysięcy widzów, którzy śledziliby konkurs zaraz obok „obiektu” na dużych ekranach. Projekt ogłoszony w komunikacie prasowym zakłada też zbudowanie tymczasowej hali na Centrum Prasowe, w którym mogłoby pracować półtora tysiąca dziennikarzy. „Konkurs Piosenki Eurowizji jest doskonałą okazją, aby zaprezentować zalety naszej lokalizacji i zwrócić uwagę opinii międzynarodowej na region Dolnej Austrii” – mówi dyrektor zarządzający Comer City – Sigmund Kahlbacher.

Tego typu ambitne, chociaż dość nierealne plany zwykle dodają kolorytu „walki miast”. Faworytem przez cały czas jest jednak Wiedeń, który w najnowszej ankiecie portalu Heute ma 38% poparcia. Opcja „w innym mieście” (w domyśle: Innsbruck) wskazana została przez 28% respondentów, St. Polten 13%, Graz 7%, a 15% nie ma pojęcia, które miasto wskazać.

Kto poprowadzi Eurowizję w Austrii?

Poza tym, gdzie konkurs się odbędzie, lokalne media zastanawiają się też, kto poprowadzi show. Z inicjatywą wychodzi zresztą sam zwycięzca konkursu – JJ, który nie tylko chce Eurowizji w Wiedniu i bez Izraela, ale też chce być gospodarzem konkursu razem z Conchitą, która wygrała ESC w 2014 roku i od tej pory wielokrotnie miała okazję udzielać się jako prowadząca w różnych programach eurowizyjno-preselekcyjnych. Była też jedną z gospodyń Eurowizji 2015. O ile pojawienie się JJ-a w tej roli mogłoby niezwykle upolitycznić konkurs, tak pomysł z Conchitą jest dość dobry i sama zainteresowana nie ukrywa, iż chętnie powróciłaby na eurowizyjną scenę w tej roli. „Już to ustaliłam ze wszystkimi osobami odpowiedzialnymi w ORF” – żartowała niedawno.

Chętny jest też komentator ORF, Andi Knoll, który nie może przeboleć tego, iż nie pozwolono mu prowadzić Eurowizji 2015. Uwagę zwraca się też na nowe twarze, w tym popularnego wśród fanów Eurowizji podawacza punktów – prezentera radiowego Philippa Hansę (fot.), którego kojarzymy z noszenia koszulki z napisem „Equality”. Uważa się jednak, iż Knoll i Hansa mają zbyt sarkastyczne poczucie humoru i z pewnością nie mogliby prowadzić Eurowizji razem. Wśród kandydatów wymienia się również prezenterkę programu śniadaniowego i modelkę Martinę Reuter, która jest „tak samo kolorowa jak sama Eurowizja„.

Miriam Hie i Andi Knoll faworytami?

W ankiecie Heute.at prowadzi Andi Knoll (27%), ale druga jest Miriam Hie (21%). To aktorka komediowa i prezenterka Radio Superfly oraz, jak podaje portal, symbol równości i różnorodności, co ORF mogłoby dobrze wykorzystać. Po 10% głosów zdobyły Conchita i Mirjam Weichselbraun (jedna z prowadzących ESC 2015), a 6% duet Stermann i Grissemann, którzy z pewnością zamieniliby Eurowizję w stand-up, tylko czy Europa zrozumiałaby ich poczucie humoru? JJ-a w roli prowadzącego widzi tylko 5% ankietowanych, a na Philippa Hansę postawiło jedynie 4% internautów. Wysokie notowania Miriam Hie to niespodzianka, ale sama aktorka jest gotowa podjąć się tego wyzwania. „Muzyka jest dla mnie największą siłą napędową w życiu” – mówi. Ma indonezyjskie korzenie i jako osoba związana z Azją Południowo-Wschodnią mocno przeżyła zwycięstwo JJ-a, który z kolei pochodzi z Filipin. „Kiedy wygrał i zobaczyłam jego rodzinę w telewizji, poczułam, iż jestem tego małą częścią” – wspomina.

Polityka flag na Eurowizji znów będzie zmieniona?

JJ, który przez cały czas boryka się w Austrii ze skandalem wywołanym wypowiedzią o chęci wykluczenia Izraela z przyszłorocznej Eurowizji zdradził, iż omal…nie został zdyskwalifikowany w Bazylei. Jak dowiedziały się media, wokalista próbował przemycić do Green Roomu tęczową flagę, co było zakazane przez EBU. Zgodnie z nową i kontrowersyjną polityką flag, reprezentanci mogli w przestrzeni konkursu występować tylko pod flagą swojego kraju. „Schowałem flagę w kieszeni spodni – ale ktoś z organizacji ją zobaczył. Tuż przed występem powiedzieli: To nie jest flaga twojego kraju, nie masz prawa jej pokazywać” – wspomina. Polityka flag była mocno krytykowana przez wielu uczestników, zwłaszcza tych, którzy pochodzili z innych państw czy regionów niż te, które reprezentowali. Zasadzie sprzeciwiała się też telewizja holenderska (jej reprezentantem był Claude z Konga) oraz Nemo. „Jak można być uważanym za najbardziej queerowe wydarzenie w Europie — a potem zakazać tęczowych flag? To nie ma sensu” – pytał zwycięzca ubiegłorocznego konkursu. W przyszłym roku ma się to zmienić, a ze spekulacji wynika, iż Grupa Referencyjna ds. Eurowizji ma się zająć tematem banowania flag.

Z kolei o równości i tolerancji więcej chce mówić sam JJ, który zwycięstwo w Eurowizji planuje do tego wykorzystać. „Wykorzystam tę scenę do walki o większą równość. Niestety, Europa staje się coraz bardziej konserwatywna – to rozczarowujące i coś musi się zmienić” – twierdzi. Warto dodać, iż w trakcie tegorocznej Eurowizji dostrzec można było łamanie polityki flagowej w Green Roomie. W delegacji australijskiej miała pojawić się flaga jednego z regionów, a w ekipie Islandii widać było…flagę Polski, bo jedną z tancerek duetu Vaeb była nasza rodaczka, Ola.

Malta startuje, San Marino się oburza

Chęć udziału w Eurowizji 2026 potwierdził nadawca maltański, który już rozpoczyna prace nad kolejnym Malta Eurovision Music Exchange Camp, który w zeszłym roku cieszył się dużym zainteresowaniem i stworzył aż 18 utworów do lokalnych preselekcji. Tegoroczny camp ma trwać od 15 do 24 czerwca. Wikipedia notuje, iż do udziału w konkursie w przyszłym roku już zadeklarowało się dziewięciu nadawców, ale oczywiście jest ich znacznie więcej, bo to też m.in. TVP z Polski, HRT z Chorwacji czy RTCG z Czarnogóry.

Wycofaniem grozi RTV SLO ze Słowenii, a telewizja San Marino na razie nie ujawnia swoich zamiarów. Dyrektor telewizji skupia się na kolejnej już krytyce konkursu. Uważa, iż głosowanie jurorów jest losowe, brakuje tam konsekwencji, a San Marino jest niedoceniane pomimo wysyłania „wielkich nazwisk„. Dodatkowo kraj ma być „karany” przez EBU za to, iż jest mikro-państwem. Niestety SMRTV kojarzy się wielu fanom z licznymi ustawkami w kwestii głosowania jurorskiego, z czego w latach 2021-2022 korzystała też Polska. Trudno więc traktować na poważnie krytykę głosowania jurorów od nadawcy, który sam udowodnił, iż punkty komisji są na sprzedaż. Wielką tajemnicą przez cały czas jest to, w jaki sposób EBU tworzy „sztuczną” punktację odpowiadającą wynikom głosowania widzów San Marino. Wiemy tylko, iż tworzy ją algorytm, ale nie wiemy na jakiej podstawie. Co ciekawe, na portalu Eurovision.tv nie ma żadnej informacji, iż w San Marino głosuje ktoś inny niż telewidzowie. W oficjalnych wynikach widnieje zapis „Points given by televoters” co nie jest prawdą. W półfinale San Marino przekazało 12 punktów Belgii, 10 Estonii, a 8 Słowenii. W finale najwyższą notę dostała Grecja, 10 punktów Izrael, a 8 Albania. Sąsiednie Włochy uzyskały 3 punkty od „nieistniejących” widzów tego maleńkiego kraju.

źródło: Heute.at, Krone.at, Exxpress.at, Eurovoix, fot.: @philipp.hansa

Idź do oryginalnego materiału