Drzwi zamknięte: opowieść o miłości, zdradzie i spuściźnie

newskey24.com 5 dni temu

**”Nie dla ciebie te drzwi”: historia o miłości, zdradzie i spadku**

Już miałam się położyć spać, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Niechętnie narzuciłam szlafrok i otworzyłam. Na progu stał on — mój były mąż, Marek.

— Ty? — wydusiłam ze zdziwieniem, mrużąc oczy. — Czego chcesz?

— Muszę z tobą porozmawiać. Mogę wejść? — rzucił, udając uśmiech. — W końcu to nie jest mi obce miejsce.

Z wahaniem odsunęłam się, pozwalając mu przekroczyć próg. Marek przeszedł do salonu, usiadł na kanapie i rozejrzał się.

— Nic się tu nie zmieniło — mruknął. — Ani remontu, ani tej domowej atmosfery. Jakby czas się tu zatrzymał.

— Mnie pasuje. Przyszedłeś kontrolować? A może masz zamiar sfinansować farby i tapety?

Od dawna nie bałam się być z nim szczera. Kiedyś — owszem, znosiłam, uginałam się, milczałam. Ale teraz? Po co? Byliśmy sobie obcy, jeżeli nie wrogowie. choćby nasza córka, Kornelia, już dorosła, żyje własnym życiem i rzadko się odzywa.

— Pachnie pysznie — nagle zmienił temat. — Kolację gotujesz? Poczęstujesz?

Zaśmiałam się cicho. Wiedziałam, iż kilka miesięcy temu rozstał się z nową żoną — tą samą Kasią, dla której porzucił nas półtora roku temu.

…Tamten wieczór wciąż stał mi przed oczami. Marek wrócił z pracy, w milczeniu zaczął pakować walizkę.

— Wychodzę — rzucił. — Od dawna śpię z inną. Wiedziałaś, ale udawałaś, iż nie widzisz. Mam dosyć.

Zamarłam, nie wierząc w to, co słyszę. Ale wiedziałam. Kasia, dwudziestoletnia stażystka z biura Marka, gwałtownie zawróciła mu w głowie. Moja przyjaciółka, też pracująca w tej firmie, powiedziała mi wszystko. ale ja, ściskając w dłoniach dumę, postanowiłam nie niszczyć rodziny dla przelotnego romansu. Myślałam — oprzytomnieje. Nie oprzytomniał.

Marek wyprowadził się, wynajął mieszkanie i podał na rozwód. Jako „uczciwy” mężczyzna, zrzekł się udziału w naszym wspólnym domu.

— Mieszkaj z Kornelią. Nic mi nie trzeba — powiedział wtedy.

Płakałam nocami. Próbowałam namówić go na powrót. Był chłodny i zadowolony z siebie.

— W końcu jestem zakochany — odpowiadał. — To prawdziwe uczucie. A między nami — pustka.

W tym trudnym czasie wspierała mnie tylko teściowa, Helena Januszewska. Była już chora, a ja starałam się pomagać: lekarze, zakupy, apteki. Marek pojawiał się rzadko — miał przecież „nową rodzinę”.

Helena stanęła po mojej stronie. Rozczarowała się synem, nie chciała go widywać. A potem odeszła. Byłam przy niej do ostatniego tchu, zajęłam się pogrzebem. Marek przyszedł tylko na pożegnanie.

Kilka tygodni później dowiedział się o testamencie. Matka zostawiła mieszkanie… nie jemu, ale mnie.

— Wmanewrowałaś się w jej łaski! Ciągle się wysługiwałaś, grałaś świętą! Aktorka! — krzyczał.

Milczałam. To była decyzja teściowej. Nie prosiłam ani nie wymuszałam. Byłam po prostu przy niej. A teraz — owoce.

— Po co przyszedłeś? — wróciłam do rzeczywistości, patrząc, jak Marek grzebie we wspomnieniach w moim salonie.

— Pogadać — odparł wesoło. — O nieruchomościach.

Wszystko stało się jasne, pomyślałam. Żadnych przeprosin, żalu, rozmów o Kornelii. Tylko metry kwadratowe i własny komfort. Zawsze chodziło mu wyłącznie o wygodę.

— Mówiłam już: możesz mieszkać w domu Heleny, dopóki chcesz. Nie zamierzam go sprzedawać.

— Nie odpowiada mi! — skrzywił się. — Nie chcę żyć na łasce. Potrzebuję własnego mieszkania.

— Więc kup. Nikt ci nie broni — odparłam spokojnie.

— Kupię — uśmiechnął się ironicznie. — Ale najpierw sprzedamy to! I podzielimy po połowie.

Powoli uniosłam wzrok:

— Nie wyjdzie, Marku. To mieszkanie jest moje. Na darowiźnie. Od dwóch lat.

Marek zerwał się na równe nogi.

— Co?! Darowizna?! Wszędzie się wkręciłaś! Ty… ty…

— Ja jestem po prostu kobietą, która zmęczyła się byciem opcją awaryjną — przerwałam mu. — Odszedłeś — to odejdź. A teraz proszę: nie przychodź więcej. I nie próbuj szantażować ani naciskać. Jestem wolna. I będę szczęśliwa. Bez ciebie.

Zamarł w przedpokoju, odwrócił się, wykrzywił w grymasie:

— A przecież kiedyś mnie kochałaś… Śpiewałaś mi piosenki…

Cicho zamknęłam za nim drzwi i szepnęłam:

— Wtedy nie wiedziałam, czym są prawdziwe uczucia. Ale teraz na pewno się dowiem. Wszystko przede mną.

I po raz pierwszy od dawna poczułam prawdziwą ulgę.

**Lekcja na dziś:** Czasem zamknięte drzwi to nie koniec, ale początek nowej drogi. Warto je zatrzasnąć, gdy za nimi zostają tylko wspomnienia, które już nie zasługują na naszą uwagę.

Idź do oryginalnego materiału