“Nie dla ciebie te drzwi”: opowieść o miłości, zdradzie i spadku
Ewa już miała się położyć spać, gdy rozgłośne pukanie do drzwi oderwało ją od przygotowań. Niechętnie narzuciła szlafrok, podeszła i uchyliła drzwi. Na progu stał on – jej były mąż, Marek.
– Ty? – wykrztusiła ze zdumieniem, mrużąc oczy. – Czego chcesz?
– Muszę z tobą porozmawiać. Mogę wejść? – rzucił z nieszczerym uśmiechem. – W końcu nie jestem tu obcy.
Ewa odsunęła się w milczeniu. Marek wszedł, przeszedł do salonu, usiadł na kanapie i rozejrzał się.
– Widzę, iż nic się tu nie zmieniło – zamruczał. – Ani remontu, ani wygody. Jakby czas się zatrzymał.
– Mnie pasuje. Przyszedłeś z rewizją? A może chcesz sfinansować farby i tynki?
Od dawna już nie bała się być z nim szczera. Kiedyś – owszem, znosiła, łagodziła, milczała w odpowiedzi na kąśliwe uwagi. Ale teraz? Po co? Byli sobie obcy, jeżeli nie wrogowie. Ich córka, Kinga, dawno dorosła – żyje własnym życiem i prawie się z nimi nie widuje.
– Pachnie smacznie – niespodziewanie zmienił temat Marek. – Obiadek gotujesz? Poczęstujesz?
Ewa uśmiechnęła się ironicznie. Wiedziała, iż kilka miesięcy temu rozstał się z nową żoną – tą samą Kasią, dla której półtora roku temu porzucił rodzinę.
…Tamta noc wciąż stała jej przed oczami. Marek wrócił z pracy, w milczeniu zaczął pakować rzeczy.
– Koniec, odchodzę – rzucił. – Od dawna sypiam z inną. Wiedziałaś, tylko udawałaś, iż tego nie widzisz. Mam dość.
Ewa wtedy zastygła, nie wierząc w to, co się dzieje. Ale wiedziała. Kasia, dwudziestoletnia stażystka z biura, w którym pracował Marek, gwałtownie zawróciła mu w głowie. Jej najlepsza przyjaciółka, też zatrudniona w tej samej firmie, opowiedziała jej wszystko. ale Ewa, ściskając w dłoni dumę, postanowiła nie niszczyć rodziny dla przelotnej fascynacji. Myślała – odkocha się. Nie odkochał.
Marek wyprowadził się, wynajął mieszkanie i złożył pozew o rozwód. Jako „uczciwy” mężczyzna, zrzekł się udziału we wspólnym mieszkaniu.
– Mieszkajcie z Kingą. Nic mi nie trzeba – powiedział wówczas.
Ewa płakała nocami. Próbowała namówić go na powrót. ale on był zimny i zadowolony z siebie.
– W końcu jestem zakochany – odpowiadał. – To prawdziwe uczucie. A u nas – pustka.
W tamtych trudnych dniach wspierała ją tylko teściowa, Halina. Już wtedy chorowała, a Ewa pomagała jej, jak mogła: do lekarzy, po zakupy, po leki. Marek jednak pojawiał się rzadko – miał „nową rodzinę”.
Halina stanęła po stronie Ewy całkowicie. Rozczarowała się synem, nie chciała go widzieć. A potem odeszła. Ewa była przy niej do ostatniego tchu, zajęła się pogrzebem. Marek pojawił się tylko na pożegnaniu.
Kilka tygodni po pogrzebie dowiedział się o testamencie. Matka zostawiła mieszkanie… nie jemu, ale Ewie.
– Wślizgnęłaś się w jej łaski! Obsługiwałaś, udawałaś świętą! Aktorka! – krzyczał wówczas Marek.
Ewa milczała. To była decyzja teściowej. Nie prosiła, nie wymagała. Po prostu była przy niej. A teraz – owoce.
– Po co przyszedłeś? – wróciła do rzeczywistości, patrząc, jak Marek grzebie w przeszłości, siedząc w jej salonie.
– Pogadać – odparł wesoło. – O nieruchomościach.
Wszystko jasne, pomyślała Ewa. Żadnych przeprosin, żalu, rozmów o córce. Tylko metry kwadratowe i własny komfort. Zawsze interesowało go tylko jedno – jego wygoda.
– Mówiłam: możesz mieszkać w mieszkaniu Haliny, ile zechcesz. Nie zamierzam go sprzedawać.
– Nie wchodzi w grę! – skrzywił się. – Nie chcę żyć na łasce. Potrzebuję własnego mieszkania.
– To kup. Nikt ci nie broni – odparła spokojnie.
– Kupię – uśmiechnął się złośliwie. – Ale najpierw sprzedamy to mieszkanie! I podzielimy się po równo.
Ewa powoli uniosła wzrok:
– Nie wyjdzie, Marek. To mieszkanie jest moje. Na podstawie darowizny. Od dwóch lat.
Marek zerwał się z kanapy.
– Co?! Darowizna?! Wszędzie się wkręciłaś! Ty… ty…
– Ja jestem po prostu kobietą, która zmęczyła się byciem zapasowym rozwiązaniem – przerwała mu Ewa. – Odszedłeś – to odejdź. A teraz proszę: nie przychodź więcej. I nie próbuj szantażować ani naciskać. Jestem wolna. I będę szczęśliwa. Bez ciebie.
Marek zastygł w przedpokoju, odwrócił się, wykrzywił w grymasie:
– A przecież kiedyś mnie kochałaś… Jakie mi piosenki śpiewałaś…
Ewa cicho zamknęła za nim drzwi i szepnęła:
– Wtedy nie wiedziałam, iż to prawdziwe uczucie. Ale teraz na pewno się dowiem. Wszystko jeszcze przede mną.
I po raz pierwszy od dawna poczuła się naprawdę lekko.