Dzisiaj wieczorem, gdy już miałam się położyć spać, niespodziewanie usłyszałam pukanie do drzwi. Niechętnie narzuciłam szlafrok i podeszłam, by uchylić je lekko. Na progu stał on — mój były mąż, Krzysztof.
— Ty? — wyszeptałam zdziwiona, mrużąc oczy. — Czego chcesz?
— Muszę z tobą porozmawiać. Mogę wejść? — powiedział z nieszczerym uśmiechem. — W końcu nie jestem tu obcy.
Niechętnie odstąpiłam, a on wszedł, skierował się do salonu i usiadł na kanapie, rozglądając się wokół.
— Widzę, iż nic się tu nie zmieniło — burknął. — Ani remontu, ani przytulności. Jakby czas się zatrzymał.
— Mi tu dobrze. Przyszedłeś z kontrolą? A może postanowiłeś sfinansować farby i tapety?
Od dawna już nie bałam się być z nim szczera. Kiedyś — owszem, znosiłam, łagodziłam konflikty, milczałam w odpowiedzi na zaczepki. Ale teraz? Po co? Od dawna jesteśmy sobie obcy, jeżeli nie wrogowie. choćby nasza córka, Karolina, już dorosła — żyje własnym życiem i prawie nie utrzymuje z nami kontaktu.
— Pachnie przepysznie — nagle zmienił temat Krzysztof. — Kolację gotujesz? Poczęstujesz?
Uśmiechnęłam się ironicznie. Wiedziałam, iż kilka miesięcy temu rozstał się ze swoją nową żoną — tą samą Martą, dla której półtora roku temu porzucił naszą rodzinę.
…Tamten wieczór wciąż stał mi przed oczami. Krzysztof wrócił z pracy i w milczeniu zaczął pakować swoje rzeczy.
— Koniec, odchodzę — rzucił. — Od dawna sypiam z inną. Wiedziałaś, ale udawałaś, iż nie widzisz. Mam dość.
Zamarłam wtedy, nie wierząc w to, co się dzieje. Ale wiedziałam. Marta, dwudziestoletnia praktykantka z biura, w którym pracował Krzysztof, gwałtownie zawróciła mu w głowie. Moja najlepsza przyjaciółka, również zatrudniona w tej firmie, opowiedziała mi wszystko. Mimo to, ściskając w garści dumę, postanowiłam nie niszczyć rodziny dla przelotnego romansu. Myślałam — przejdzie mu. Nie przeszło.
Krzysztof wyprowadził się, wynajął mieszkanie i złożył pozew o rozwód. Jako “uczciwy” mężczyzna, zrzekł się udziału we wspólnym mieszkaniu.
— Mieszkajcie tu z Karoliną. Nic mi nie trzeba — powiedział wtedy.
Płakałam nocami. Próbowałam namówić go na powrót. Ale był zimny i pewny siebie.
— Wreszcie jestem zakochany — odpowiadał. — To prawdziwe uczucie. A u nas — pustka.
W tamtych trudnych dniach jedynym wsparciem była dla mnie teściowa, Wanda Stanisławówna. Już wtedy chorowała, a ja starałam się jej pomagać: wizytPo długiej chwili milczenia westchnęłam i dodałam: “Może kiedyś zrozumiesz, iż szczęście nie buduje się na cudzym cierpieniu.”