Droga teściowo, zapraszam na nasz rozwód!

twojacena.pl 1 tydzień temu

**Dziennik, 15 maja**

Drogą teściową, zapraszam na nasz rozwód!

Gdy syn otworzył drzwi swojego mieszkania w Katowicach, Halina Stanisławowa, przekraczając próg, spytała z niepokojem w głosie:

— Jesteś sam?

— No tak… — zdziwił się Wojtek.

— A gdzie Kinga?! Już poszła? To koniec? — głos teściowej drżał ze wzruszenia.

— Mamo, o co ci chodzi? — Wojtek wzruszył ramionami, nie rozumiejąc tych pytań.

— Więc się spóźniłam… — Halina ciężko westchnęła, przeszła do salonu i usiadła na brzeżku kanapy, jakby bała się zająć za dużo miejsca. — Za późno przyjechałam.

— Mamo, co się stało? — Wojtek zaniepokoił się, czując, jak w piersi rośnie niepokój.

— Chcesz powiedzieć, iż wszystko w porządku?! — rzuciła mu spojrzenie pełne podejrzeń, jakby ukrywał jakąś straszną tajemnicę.

— A co, coś jest nie tak? — Wojtek zupełnie się pogubił.

— Synu, wytłumacz mi natychmiast, co to za głupoty?! — Halina sięgnęła do torby, wyciągnęła kartkę z zwiędłą różą i stanowczo podała ją Wojtkowi. — Znalazłam to dziś rano w skrzynce. Zaproszenie na rozwód!

Wojtek wziął kartkę, przebiegł wzrokiem po starannym piśmie: *„Drogą teściową, zapraszam na nasz rozwód! Twoja synowa, Kinga”*. Zastygł, nie wierząc własnym oczom.

— Mamo, serio myślisz, iż to prawda? — spytał, próbując ukryć zmieszanie.

— Chcesz powiedzieć, iż sama to sobie napisałam?! — Halina załamując ręce, jej głos drżał z irytacji.

— Nie, ale… Kinga? Serio?

— Kto to Kinga?

— No, twoja synowa…

— Wojtek, przestań kręcić! Mów wprost! Doszło już do rozwodu? choćby roku nie przeżyliście! Gdzie ona jest?!

— Mamo, uspokój się, wszystko gra. Kinga jest w pracy… chyba. Rano było normalnie. To pewnie jakiś żart. Może przez tę zupę…

— Żart? Przez zupę?! — Halina spojrzała na syna, jakby stracił rozum. — Żartuje się tak przez zupę?!

— No właśnie przez zupę — Wojtek niepewnie podrapał się po głowie. — Wczoraj pierwszy raz ugotowała. Powiedziałem, że… wyszła średnio. Nie tak dobra jak twoja.

— No i co? — teściowa zmrużyła oczy, przeczuwając, iż sprawa przybiera dramatyczny obrót.

— Wściekła się, chciała wylać. Potem oznajmiła, iż nie będzie gotować, dopóki nie zjem wszystkiego. Więc odgryzłem się, iż jak przestanie gotować, to podam na rozwód. Żartowałem tylko…

— Żartowałeś?! Mówisz o rozwodzie — żartem?! — Halina zerwała się z kanapy, jej oczy błyskały oburzeniem.

— Potem tłumaczyłem, iż tylko żartowałem, ale kłótnia się rozkręciła…

— I tyle, synu, cały w ojca! — ruszyła zdecydowanie do kuchni. — Gdzie ta zupa? Przynieś ją tu!

— Po co? — Wojtek niepewnie podążył za nią.

— Będziemy jeść. Zrozumiałeś?

— Ale ona niesmaczna…

— Ja ci pokażę „niesmaczna”! Do kuchni, żywo!

Halina postawiła garnek na kuchence, zapaliła gaz.

— Chodź tu! — rozkazała twardo.

— Mamo… — Wojtek próbował protestować, ale urwał pod jej wzrokiem.

— I jeszcze jedno — przynieś klucze od mieszkania!

— Po co? — znieruchomiał.

— Przynieś, powiedziałam!

Z głową w dół Wojtek podał klucze. Matka schowała je do kieszeni swojej starej kurtki.

— Siadaj! — nalała zupę do dwóch talerzy.

Sama wzięła pierwszą łyżkę, nie spuszczając wzroku z syna. Wojtek niechętnie ją naśladował.

— I ty nazywasz to niesmacznym? — Halina uniosła brew, kończąc swoją porcję. — Zupa jak zupa!

— Twoja i tak lepsza… — mruknął Wojtek, grzebiąc łyżką.

— Ja gotuję od trzydziestu lat! Twoja żona dopiero się uczy! Jedz, zanim wystygnie!

Przez pięć minut przy stole panowała cisza, przerywana tylko dźwiękiem łyżek. Gdy Wojtek skończył, wyciągnął rękę:

— Mamo, już. Oddaj klucze.

— Nie oddam — uśmiechnęła się przebiegle. — Najpierw zadanie domowe.

— Jakie zadanie? — osłupiał.

— Ano takie. Tam na półce jest książka *„Kulinarne arcydzieła dla rodziny”*. W niedzielę przyjdziemy z ojcem. I ty, moja droga, ugotujesz z niej trzy dania!

— Ja?! — Wojtek o mało się nie zakrztusił. — Przecież mam żonę!

— Nie, synku. Kinga może pokroi cebulę. Reszta na tobie. A ja pochwalę jej zupę. A ty… rozwód mu się marzy! Jak chcesz żyć jak ja z twoim ojcem — dwadzieścia lat, wtedy pogadamy!

— No dobra… — burknął Wojtek, spuszczając wzrok.

— I bez dyskusji! A jeżeli spróbujesz się wymigać — ojciec cię skórę obije. Wiesz, jak lubi dobrze zjeść…

Halina wstała, rzucając na syna ostatnie twarde spojrzenie. W duszy burzył się gniew — jak uchronić tę młodą parę przed głupotami? Jak wytłumaczyć synowi, iż miłość to nie tylko żarty, ale też docenianie drugiej osoby, choćby jeżeli zupa jest trochę za słona?

Idź do oryginalnego materiału