Droga teściowo, zapraszam cię na nasz rozwód!

twojacena.pl 4 dni temu

Słuchaj, droga teściowo, zapraszam cię na nasz rozwód!

Kiedy Mikołaj otworzył drzwi swojego mieszkania w Krakowie, Alina Januszewska, przekraczając próg, zapytała drżącym głosem:

— Jesteś sam?

— No tak… — odparł zdziwiony Mikołaj.

— A gdzie Weronika?! Wyprowadziła się już? To już koniec? — głos teściowej drżał od emocji.

— Mamo, o co ci chodzi? — Mikołaj wzruszył ramionami, nie rozumiejąc tych pytań.

— Więc się spóźniłam… — Alina ciężko westchnęła, przeszła do salonu i usiadła na brzeżku kanapy, jakby bała się zająć za dużo miejsca. — Za późno przyjechałam…

— Mamo, co się stało? — Mikołaj zaniepokoił się, czując, jak w piersi narasta niepokój.

— Chcesz mi powiedzieć, iż wszystko w porządku?! — rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie, jakby ukrywał jakąś straszną tajemnicę.

— A co, niby coś jest nie tak? — Mikołaj był zdezorientowany, nie wiedząc, do czego matka zmierza.

— Synu, wyjaśnij mi natychmiast, co to za bzdury?! — Alina sięgnęła do torebki, wyciągnęła kartkę ze zwiędłą różą i stanowczo podała ją Mikołajowi. — Znalazłam to dziś rano w skrzynce. Zaproszenie na rozwód!

Mikołaj wziął kartkę, gwałtownie przebiegł wzrokiem po tekście, napisanym starannym pismem: *„Szanowna teściowo, zapraszam cię na nasz rozwód! Twoja synowa, Weronika.”* Zamarł, nie wierząc własnym oczom.

— Mamo, naprawdę myślisz, iż to prawda? — zapytał, próbując ukryć zakłopotanie.

— A ty sugerujesz, iż sama to sobie napisałam?! — Alina załamała ręce, a jej głos drżał z urazy i złości.

— Nie, tylko… Weronika? Serio?

— Jaka Weronika?

— No, twoja synowa…

— Mikołaj, przestań owijać w bawełnę! Mów wprost! Macie już do rozwodu doszło? Nie żyjecie choćby roku razem! Gdzie ona jest?

— Mamo, uspokój się, wszystko jest w porządku. Weronika jest w pracy… pewnie. Rano było jak zwykle. To pewnie jakiś żart. Pewnie przez tę zupę…

— Żart? Przez zupę?! — Alina spojrzała na syna, jakby kompletnie oszalał. — Chcesz mi powiedzieć, iż przez zupę można tak żartować?!

— No właśnie, przez zupę — Mikołaj niepewnie podrapiał się po głowie. — Wczoraj pierwszy raz ugotowała. No to powiedziałem, że… nie wyszło najlepiej. Nie tak, jak u ciebie.

— I co dalej? — teściowa zmrużyła oczy, przeczuwając, iż sprawa nabiera dramatycznego obrotu.

— Wkurzyła się, chciała wylać. Potem powiedziała, iż nie będzie gotować, dopóki wszystkiego nie zjem. No to ja rzuciłem, iż jak przestanie gotować, to podam na rozwód. Przecież żart…

— Żart?! Powiedziałeś jej o rozwodzie — w żartach?! — Alina zerwała się z kanapy, jej oczy błyszczały oburzeniem.

— No, potem wytłumaczyłem, iż żartowałem, ale kłótnia się już rozkręciła…

— Wszystko jasne, synu, cały w ojca! — ruszyła zdecydowanie w stronę kuchni. — Gdzie ta zupa? Przynieś ją tu!

— Po co? — Mikołaj był zdezorientowany, idąc za matką.

— Będziemy jeść. Zrozumiałeś?

— Mamo, ona jest niedobra…

— Ja ci pokażę „niedobra”! Do kuchni, żywo!

Alina gwałtownie znalazła garnek z zupą, postawiła go na kuchence i włączyła gaz.

— Chodź tu! — jej głos brzmiał jak rozkaz generała na polu bitwy.

— Mamo, no… — Mikołaj próbował protestować, ale urwał pod jej surowym spojrzeniem.

— I jeszcze przynieś klucze do mieszkania!

— A to po co? — zastygł w bezruchu, nie rozumiejąc celu.

— Przynieś, powiedziałam!

Mikołaj, skłoniwszy głowę, przyniósł klucze. Matka natychmiast wzięła je i schowała do kieszeni swojej starej kurtki.

— Siadaj przy stole! — rozkazała, nalewając zupę do dwóch misek.

Sama pierwsza wzięła łyżkę i zaczęła jeść, nie odrywając wzroku od syna. Mikołaj niechętnie poszedł w jej ślady.

— I to ty nazywasz niedobrym? — Alina uniosła brew, kończąc swoją porcję. — Normalna zupa!

— U ciebie i tak lepsza… — mruknął Mikołaj, bawiąc się łyżką.

— Ja mam trzydzieści lat doświadczenia! A twoja żona dopiero się uczy! gwałtownie bierz łyżkę i jedz, póki gorące!

Przez pięć minut przy stole panowała grobowa cisza, przerywana tylko dźwiękiem łyżek i cichym siorbaniem. Kiedy Mikołaj skończył, wyciągnął rękę:

— Mamo, już. Daj klucze.

— Nie dam — Alina uśmiechnęła się chytrze. — Najpierw zadanie domowe.

— Jakie zadanie? — Mikołaj oniemiał.

— O, takie. Tam, na półce, leży książka *„Kulinarne arcydzieła dla całej rodziny”*. W niedzielę przyjdziemy z twoim ojcem w gości. A ty, mój drogi, osobiście przygotujesz trzy dania z tej książki!

— Ja?! — Mikołaj mało się nie zakrztusił. — Przecież mam żonę!

— Nie, nie, synku. Żona może ci co najwyżej cebulę pokroić. Resztę robisz ty. A ja pochwalę jej zupę. A ty… Rozwód mu się marzy! Chcesz, żeby było jak z twoim ojcem — żyj z żoną dwadzieścia lat, wtedy pogadamy!

— Rozumiem… — burknął Mikołaj, spuszczając wzrok.

— I żadnych wymówek! A jeżeli spróbujesz się wymigać — ojciec ci skórę zedrze. Wiesz, jak on lubi dobrze zjeść…

Alina wstała od stołu, rzucając na syna ostatnie stanowcze spojrzenie, pełne matczynej determinacji. I choć na zewnątrz była twarda, w sercu wrzała burza — jak uchronić tę młodą rodzinę przed głupimi błędami? I jak wytłumaczyć synowi, iż miłość to nie tylko żarty, ale też umiejętność doceniania się, choćby gdy zupa jest trochę przesolona?

Idź do oryginalnego materiału