W lutowym „Teraz Rocku”, który do sprzedaży trafił 29 stycznia, znalazła się recenzja nowej płyty Dream Theater. Opinię o albumie „Parasomnia” przygotował Wiesław Weiss.
Powrót do Dream Theater Mike’a Portnoya, znakomitego perkusisty, ale przede wszystkim dawnego lidera, sprawił, iż wielu fanów oczekuje po Parasomnii czegoś niesamowitego. Tymczasem zespół nagrał po prostu kolejny świetny album w swoim stylu, pełen bogatej, wielowątkowej muzyki, granej z wirtuozerią, do której nas przyzwyczaił.
Portnoy zaproponował, by był to concept album, z utworami powiązanymi tematycznie, w tym wypadku wymyślonym przez Johna Petrucciego motywem zaburzeń snu i wszystkiego, co te zaburzenia powoduje, a więc wszelkich życiowych trudów, co narzuciło charakter muzyki: mrocznej, niepokojącej, chwilami brutalnej, jak w najcięższym utworze Midnight Messiah (Portnoy zgodził się ze mną, iż jest w nim coś z klimatu twórczości Metalliki) czy jak we wstępnej części A Broken Man z gwałtownym atakiem na 5/4 (niczym w XYZ Rush).
LUTOWY „TERAZ ROCK” – KUP TERAZ
Uważny słuchacz wyłapie na Parasomnii tematy melodyczne, które przewijają się przez różne utwory i spajają je w całość. Sporo tu też efektów dźwiękowych i sampli ze ścieżek dźwiękowych, które wzmacniają filmowy wyraz muzyki. Najświetniejsza kompozycja to finałowa, dwudziestominutowa The Shadow Man Incident, w której jest miejsce na motyw pozytywki, odrobinę thrashu, coś z klimatu pieśni rycerskich, fragmenty o orkiestrowym rozmachu, motywy arabskie, jazzujące granie fortepianowe w stylu Chucka Corei itd. itp. Ale i pozostałe utwory robią duże wrażenie, od równie urozmaiconego Dead Asleep ze skrzypcami we wstępie i nawiązaniem do flamenco w finale po pełen uroku, balladowy Bend The Clock.
Album Parasomnia będzie miał swoją premierę 7 lutego.