Dragon Ball Daima – recenzja odcinka 1. Powrót do starego DB!

pograne.eu 2 miesięcy temu

Fani animacji Dragon Ball mają nie lada powód do radości. 11 października 2024 roku gracze mogli cieszyć się premierą Dragon Ball Sparking! Zero, ale w tym samym czasie w Japonii premierę miało coś jeszcze. Mianowicie Dragon Ball Daima, bo tak nazywa się najnowsze dzieło świętej pamięci Akiry Toriyamy. Oryginalnie emitowane na Fuji TV w Japonii oraz na platformie Crunchyroll dostało również swój czas antenowy na platformie Netflix. Po tym krótkim wprowadzeniu chcemy poinformować, iż będziemy tutaj się skupiać na ostatniej platformie VOD, by każdego tygodnia oddać w wasze ręce recenzje tegoż anime o przygodach Goku i jego przyjaciół oraz wiecznym poszukiwaniu, tytułowych „Smoczych kul”. Zapraszamy!

Nowe intrygi w Dragon Ball

Opowieść rozpoczyna się w świecie demonów gdzie przebiegły Gomah —przyszły król demonów — ogląda wydarzenia dziejące się w świecie ludzkim. Towarzyszy mu Degesu, jak się okazuje chwilę później, młodszy brat Kaioshina siódmego wszechświata. Cała ta scena jest świetnym momentem przypomnienia nam, co wydarzyło się w Dragon Ball Z. Wprowadzając do opowieści osoby, które wcześniej nie miały styczności z serią, ale i jest to piękna laurka dla fanów “Zetki” i moment na spojrzenie jeszcze raz na te cudowne chwile. Wszystko oczywiście jest ukazane nam w dość sporym skrócie i przy użyciu nowej animacji (do niej jeszcze wrócimy później).

Chwila nostalgii

W trakcie tych wspomnień poznajemy jeszcze jedną nową postać, Dr. Arinsu. Tajemnicza kobieta — również spokrewniona z Shinem, jak i również samym Degesu — prowadzi eksperymenty w mrocznym świecie. Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to, iż te postacie odkrywają, iż w świecie zewnętrznym istnieją smocze kule, a po śmierci Babidiego, Majin Buu oraz Dabury nikt nie stoi im na przeszkodzie, by spełnić swoje ambicje i zawładnąć światem demonów i ludzi. W tym celu zabierają z sobą Nameczanina zwanego Neva i ruszają w podróż, by zamienić naszych bohaterów w bezbronne dzieci.

Tego jeszcze nie było

Anime Dragon Ball Daima stara się skupia się mocno na opowiedzeniu nowej historii, dodając od siebie mnóstwo ciekawych informacji na temat świata stworzonego w 1984 roku. Dowiadujemy się na przykład tego, iż Nameczanie pochodzą ze świata demonów, jak każda istota ze spiczastymi uszami. W tym też wymiarze znajdują się stworzone przez Neva, smocze kule, ale te strzeżone są przez potężnych strażników, których zadaniem jest nie pozwolić, by ów artefakty dostały się w ręce demonów. Ogólnie fabuła jest prosta, ale wciągająca. Nie brakuje tutaj elementów humorystycznych, z których słynie ta seria, a nowe postacie mimo swojej wątłej aparycji potrafią przyciągnąć intrygą, jaka się zaczyna budować wokół nich.

Animacje w Dragon Ball Daima

Animacja w Dragon Ball Daima jest szczegółowa i nie mam do niej żadnych zastrzeżeń. Na pierwszym miejscu oczywiście— wychodzą tutaj retrospekcje z widowiskowymi walkami. Cały odcinek stoi na wysokim poziomie, co jest naprawdę miłym zaskoczeniem. przez cały czas niestety mam w głowie tragiczną premierę Dragon Ball Super, więc cieszę się, iż animatorzy odrobili lekcję i tym razem nie mamy tutaj powtórki, chociażby z tragicznego odcinka trzeciego. Patrząc na zwiastuny, odnoszę wrażenie, iż kolejne odcinki będą pod tym względem również udane i nie ma powodu do obaw. Oprawa łączy tutaj trójwymiarową grafikę z klasycznym stylem 2D, robiąc to w nienachalny sposób. Może to się spodobać starym fanom tego anime.

Nasze ukochane głosy

Powracają również stare głosy! Niezastąpiona Mazako Nozawa wcielająca się w postać Son Goku, Gohana oraz Gotena. Ryo Horikawa, który użyczył głosu dla najważniejszego księcia z całego siódmego wszechświata oraz masa postaci, które mogliśmy słuchać od przy okazji oglądania animacji czy też grania w gry. Mimo lat ekipie tej przez cały czas nie brakuje wigoru i świetnie jest móc ponownie usłyszeć ich w tele odbiornikach. Oczywiście poza świetną obsadą trzeba też nadmienić, iż samo udźwiękowienie wypada klimatycznie. Po kilku chwilach obcowania z utworami w tle nasiąkamy czarem smoczych kul. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale po prostu czułem się jak w domu, aranżacje Kosuke Yamashita wpadają w ucho i wprowadzają atmosferę pasującą do każdej sceny.

Na co marudzę w Dragon Ball Daima?

Od siebie dodam tylko tyle, iż na minus wypada po raz kolejny tłumaczona historia rozdzielenia się Kaioshina z Kibito. Niestety tutaj wyszła na piedestał słynna słaba głowa autora. Oczywiście możemy powiedzieć, iż to uniwersum to przecież kolejna, osobna linia czasowa i nie ma nic wspólnego z poprzednimi dziełami, ale osobiście wolę bardziej to, co napisano na potrzeby Dragon Ball Super. Szczególnie iż ten szczegół wprowadza kolejną zmianę w historii Vegetto. Natomiast to naprawdę tyle, jeżeli chodzi o moje uwagi. Czekam niecierpliwie do odcinka numer dwa, gdzie najpewniej zobaczymy opening do tej bajki. A teraz oddaję klawiaturę dla swoich kolegów, Marka i Jakuba!

Marek

Poza tym, co już zostało napisane przez Marcina, a z czym się całkowicie zgadzam, więc powtarzać się tutaj nie będę. Ogólnie rzecz biorąc, podczas seansu bawiłem się niczym dziecko, tylko mam z tym serialem, a raczej jego dystrybucją, jeden mały problem. Otóż jest on dostępny jedynie w wersji z kinowej, czyli z napisami. I to jest tak naprawdę mój jedyny zarzut, o którym rozmawiałem z Marcinem i szczerze mówiąc, wolałbym, żeby była dostępna, chociażby angielska wersja językowa. Gdyż z racji na dysleksję, musiałem obejrzeć odcinek dwa razy, aby nie mieć poczucia, iż coś mi umknęło. Bo jeżeli chodzi o kwestie artystyczne, to DAIMA zdecydowanie dowozi od samego początku i mam nadzieję, iż taki stan rzeczy się utrzyma, jeżeli chodzi o aspekty wizualne. Szkoda tylko, iż na kolejne trzeba poczekać, gdyż mimo wszystko są one wydawane w trybie telewizyjnym.

Jakub “Spiri”

Oglądając pierwsze zapowiedzi od początku byłem sceptycznie nastawiony do tego czym ma być DAIMA. Odwołanie się do korzeni serii, skupienie na aspekcie przygodowym. Wszystko to jest dla mnie jasne, jednak pomysł to jedno, a realizacja to drugie. Stanę tutaj w kontrze do moich redakcyjnych kolegów, bo pierwszy odcinek dałoby się bardzo łatwo podsumować w zasadzie jednym zdaniem.

Dostajemy na początku urywki z końcówki kultowej “Zetki”, aby ustawić pionki na planszy. Sama intryga wydaje się wzięta z tyłka. Gomah obawia się, iż skoro na Ziemi żyją tak potężni wojownicy, to trzeba się ich unieszkodliwić, smocze kule nie pozwalają na zabójstwo nikogo, więc plan jest prosty zamienić ich w dzieci.

Mogło być lepiej

Według mnie jest to strasznie grubymi nićmi szyte i naiwne choćby jak na standardy Dragon Balla, tym bardziej iż główni źli nie są ani interesujący, ani ciekawi. Nie mają podjazdu do Friezara czy Cell’a. Będąc raczej kimś, w rodzaju Pilafa. Gdyby tylko pokazał nam swoją potęgę, to wiedzielibyśmy, iż faktycznie może stanowić zagrożenie dla naszych bohaterów.

Co najgorsze, cały odcinek skupia się na nim i jego pomocniku Degasu i starym Nemaczaninie o imieniu Neva i cóż, nie przypadli mi oni kompletnie do gustu. Na pocieszenie mamy sekwencje treningową Vegety i Goku i ta jest pięknie animowana, co jest miłą odmianą po tym co prezentowały sobą pierwsze odcinku Dragon Ball Super. To wszystko jednak za mało, aby nazwać ten odcinek udanym.

Zobaczymy, jak będzie dalej, może intryga się rozwinie, a Gomah stanie się faktycznym zagrożeniem. Na obecną chwilę okropnie się podczas seansu wynudziłem. No i na koniec dodam, szkoda, iż nie zdecydowano się na polski dubbing. Dragon Ball ma w Polsce status kultowy i dziwi mnie trochę ta decyzja, ale może w przyszłości zostanie on dodany.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału