Miałam wtedy 11 lat. Rodzice się rozwiedli, bo tata pił i nie miał zamiaru niczego zmieniać w swoim życiu. Ciągle tracił pracę, a mama dźwięgnęła całą rodzinę sama. Potem rodzice się rozstali i rozjechali. Na początku tata często dzwonił, przepraszał, prosił o drugą szansę, mówił, iż teraz już wszystko będzie dobrze. Ale mama poznała nowego mężczyznę. Nie chciała, żeby tata wiedział — planowała wykupić jego połowę mieszkania i bała się, iż w złości będzie robił problemy. Też milczałam. Było mi zresztą dobrze. Witold, tak miał na imię jej nowy partner, był dla mnie dobry, przyjął mnie jak własną córkę, a mama przy nim była szczęśliwa. Moi dziadkowie też go akceptowali. Ale potem pokłócił się z babcią. I nasza sielanka się skończyła.
Mama była rozdarta między miłością a rodzicami. Ja nie wiedziałam, jak się zachować. Do siódmego roku życia wychowywali mnie dziadkowie, bo mama i tata pracowali w Warszawie i nie mieli mnie z kim zostawić. Nic dziwnego, iż byłam z dziadkami silnie związana. Tacie nie potrafiłam powiedzieć, jak mi ciężko. Choć bardzo chciałam czasem do niego zadzwonić i opowiedzieć, jak bardzo mam tego wszystkiego dość.
Mama i Witold rozstali się po trzech latach, ale wciąż mieli kontakt. Chyba się kochali, ale mama wybrała rodziców. Znów mieszkałyśmy we dwie. Tata dzwonił coraz rzadziej. Gdy pytałam, dlaczego tak mało rozmawiamy, odpowiadał, iż Natalia dzwoni do niego co trzy dni i nie ma pieniędzy na dodatkowe rozmowy. Natalia to jego dorosła córka z pierwszego małżeństwa. Przepisał na nią mieszkanie po swojej mamie, płacił alimenty, dawał prezenty. A ja widywałam go raz w roku, w moje urodziny, i to tylko przez pierwsze trzy lata.
Nie umiałam powiedzieć mu, jak bardzo tęsknię. Mama przy okazji cały czas przekonywała mnie, iż tata to zły człowiek. Przez pół roku nie rozmawialiśmy. Udawałam, iż jest mi wszystko jedno. Bardzo chciałam do niego zadzwonić, ale nie wiedziałam, jak zacząć. I wtedy przypadkiem znalazłam stary łańcuszek z klonowym listkiem i napisem „Na zawsze razem”. Mama miała identyczny, ale wyrzuciła go po rozwodzie. Ucieszyłam się i postanowiłam mu go oddać.
Latem pojechałam wcześniej do dziadków. Myślałam powiedzieć im, iż chcę zobaczyć się z tatą. Oni nigdy nie mieli nic przeciwko, choćby proponowali, iż mnie zawiozą. I wtedy przypadkiem usłyszałam rozmowę telefoniczną babci, w której powiedziała komuś, iż jej zięć nie żyje. Podeszłam do niej i tylko spojrzałam jej w oczy.
Na początku nie mogłam w to uwierzyć. Potem było pożegnanie, na które mnie nie zabrano. Mama nie chciała, żebym widziała go w takim stanie. Jeszcze nie wierzyłam. Dopiero później do mnie dotarło. Kolejne dwa tygodnie były najgorsze w moim życiu. Śnił mi się, jak mnie woła. Nie widziałam jego twarzy, tylko głos. Nie mogłam uwierzyć, iż już go nie ma.
W tym roku go nie zobaczyłam. Nie powiedziałam mu, jak często kłamałam. Nie poszliśmy razem na ryby, na grzyby, do zoo ani nigdzie indziej. Dopiero po jego śmierci zrozumiałam, jak bardzo mi go brakowało. Został mi po nim tylko klonowy listek na łańcuszku. Całą resztę zabrała jego córka z pierwszego małżeństwa, która tyle obiecywała, iż będzie się nim opiekować, a choćby nie przyszła się z nim požgnać.