*Domek zamiast rodziny*
Kinga choćby nie przypuszczała, iż dzień, który zaczynał się jak święto, stanie się dla niej momentem, z którego nie ma już odwrotu. Razem z Arturem przybyli na jubileusz jego mamy — Heleny Antoniny. Ta promieniała szczęściem, otoczona kwiatami, życzeniami i uwagą gości. Cały bankiet był dopracowany w najdrobniejszych szczegółach — wszystko dla jej wielkiego dnia.
— A teraz głos zabierze syn Artur! — radośnie ogłosił prowadzący.
Kinga, jak wszyscy, zwróciła się w stronę sceny. Mąż wstał, uśmiechnął się, poprawił mikrofon.
— Mamo, dziękuję ci za wszystko. Z okazji twojego jubileuszu przygotowałem ci prezent — powiedział z tajemniczą miną.
To, co wydarzyło się chwilę później, zszokowało Kingę do głębi. Artur wręczył matce… dokumenty na domek letniskowy. Nie kartkę, nie symboliczny datek, ale pełnoprawny domek — z działką, ogrodem, altaną i miejscem do wypoczynku. Wszyscy bili brawo, teściowa płakała ze szczęścia. Tylko Kinga siedziała blada jak obrus, z dłońmi zaciśniętymi na poręczach krzesła.
*Jak mogłeś, Artur?*
Nie chciała wierzyć. Tego ranka, szykując się na ten nieszczęsny jubileusz, odkryła, iż z konta, na które przez dwa lata wspólnie odkładali pieniądze na nowe mieszkanie, zniknęła cała suma. Cała. Nie zdążyła go wypytać — Artur unikał odpowiedzi, zmieniał temat. Teraz wszystko stało się jasne. Wydał wszystko na „prezent” dla mamy. Bez jej zgody. Bez rozmowy. Po prostu — oddał.
Te pieniądze nie należały tylko do niego. To były ich wspólne marzenia. Ich córeczka Hania niedługo miała iść do pierwszej klasy, a Kinga pragnęła, by miała swoją własną przestrzeń, swoje dzieciństwo. Dla tego celu pracowała po nocach, brała nadgodziny, oszczędzała premie i urlopowe… A teraz wszystko zamieniło się w marzenie teściowej — domek z grządkami.
Święto było jej, a wstyd — mój
Artur stał się synem stulecia. „Ależ z niego syn!”, szeptali goście. „Jaki troskliwy, nie jak dzisiejsza młodzież…”, wzdychały babcie. Kinga patrzyła, jak stoi z dumnie uniesioną głową, i rozumiała jedno — w tym domu nie ma już dla niej miejsca. Nie po tym, co zrobił.
Gdy wstała i wyszła z sali, nikt tego nie zauważył. Albo udawali, iż nie widzą.
Szła do domu pieszo, przez duszny wieczór, nie czując nóg. W mieszkaniu było pusto. Córka nocowała u jej matki — na szczęście. Płakać przy niej nie potrafiłaby. A tak — mogła.
Wyjęła z lodówki butelkę wina, włączyła światło i po raz pierwszy od dawna rozpłakała się naprawdę. Bez powściągliwości. Bez dumy. Nie z powodu obrazy — ale pustki.
Rozmowa była krótka
— Co ty sobie wyobrażasz?! — warknął Artur, wpadając do domu.
— Ja? To *ty* sobie coś wyobraziłeś — odparła Kinga spokojnie. — Wydałeś *nasze* pieniądze bez pytania. Zrobiłeś przedstawienie. Kupiłeś mamie domek zamiast mieszkania dla własnej rodziny. Sam podjąłeś decyzję — sam teraz żyj.
— Kinga, nie przesadzaj. Jeszcze odłożymy. Toż to nie obcej kobiecie kupiłem, tylko mamie! Będziemy tam jeździć, z Hanią na grill…
— To sobie jeźdź. Tylko już bez nas. Rozwodzę się. I pozew już składam. Połowa tych pieniędzy jest moja. I odzyskam je.
Artur wyszedł. Nie zabrał rzeczy. Tyle iż trzasnął drzwiami. Po godzinie zadzwoniła teściowa:
— Co ty sobie uroiłaś?! Komu jesteś potrzebna z dzieckiem i kawalerką?! Myślisz, iż będą się o ciebie bić?
Kinga otarła łzy, uśmiechnęła się gorzko:
— A *wy* pomyślcie, komu teraz *wasz* syn jest potrzebny. Maminsynek, bez grosza, bez charakteru, bez kręgosłupa. My z córką sobie poradzimy. Kawalerka to dopiero początek. Wszystko sobie wypracujemy. Bez domków. I bez was.
W końcu sprawiedliwość
Rozwód przeszedł szybko. Sąd nakazał Arturowi zwrot połowy sumy — na szczęście daty wypłat i dokumenty mieli w porządku. Na mieszkanie się nie zgłosił — skandal był zbyt głośny, a może sumienie go jednak gryzło.
Kinga, przy wsparciu rodziców, znalazła większe mieszkanie, dokupując brakującą część. niedługo razem z Hanią przeprowadzą się — do nowego życia, gdzie nie ma miejsca na zdradę, upokorzenie i fałsz.
A Artur przychodzi teraz raz w miesiącu, by zobaczyć córkę. Stoi w drzwiach, wierci się, przeprasza, mówi, iż „wszystko zrozumiał”. Ale powrotu już nie ma. Kinga zrozumiała jedno: jeżeli mężczyzna stawia matkę ponad rodzinę — nie jest mężczyzną.
Największym prezentem, jaki dostała po tym nieszczęsnym jubileuszu, była wolność. I pewność, iż jej córka dorośnie w innym świecie. Gdzie miłości nie kupuje się za pieniądze. Gdzie matka nie jest najważniejsza, a po prostu ważna. I gdzie nikt nigdy nie wyda wspólnych marzeń na cudzy domek.