Rodzinne dramaty od dawna funkcjonują jako jedna z głównych pożywek kina. Nic dziwnego, jakąś rodzinę (prawie) każdy ma, a siatka nie-do-końca zakopanych uraz, trudnej czułości i niewypowiedzianych traum bardzo wdzięcznie potrafi wpisywać się w prawidła filmowej narracji. Jest to też paradoksalnie, mimo swojej popularności, temat niezwykle łatwy do zepsucia. Na każde mistrzowskie rozegranie rodzinnych napięć przypada przecież kilkanaście ckliwych zlepek klisz i banałów.
Wang Guoshen, który do tej pory zęby ostrzył głównie w singapurskiej telewizji jako reżyser ciepło przyjmowanych dram i filmów, sam uległ pokusie familijnych niesnasek. Dołożył do tego jeszcze jeden z ulubionych tematów kina – udramatyzowaną historię prawdziwą. W ten sposób właśnie powstało Dobre Dziecko, semi-biograficzna opowieść o Jiahao, singapurskiej drag queen, która zajmuje się swoją chorą na demencję matką, udając jej córkę. Wraz z postępującą chorobą matki, ujawniane zostają coraz głębsze pokłady rodzinnej historii i bolesnych zdarzeń, a samej Jiahao przychodzi przemyśleć nie tylko swoją relację z matką, ale też z własną tożsamością i otoczeniem.
Ogromnym plusem jest to, iż mimo swojej szerokiej (i podatnej na „nowinkowość”) tematyki, Dobre dziecko nie jest filmem sensacyjnym. Queerowa twarz Singapuru, chociaż malowana jako zdecydowanie barwna i żywa, jawi się raczej jako integralna część filmu niż cyniczna próba przyciągnięcia widowni poprzez egzotyczny temat. Jest tutaj miejsce na pięknie zaaranżowane sceniczne występy. Jest miejsce na eksplorowanie społeczności przez pryzmat przyjaciółek głównej bohaterki i na międzypokoleniowy dialog, kiedy matka Jiahao staje się coraz większą częścią jej życia. Są też momenty cięższe – homofobia i wykluczenie, które często przyjmują formę rzucanych ukradkiem komentarzy, krzywych spojrzeń czy codziennych uprzedzeń. Podobnie jest z nadszarpniętymi relacjami rodzinnymi. Mimo swojego ciężaru, scenariusz nigdy nie ucieka się do pornografii cierpienia i beznadziei. Wreszcie, chociaż siłą napędową konfliktu jest przemijanie i utrata pamięci, sam film nie chce być pompatyczną laurką ku umieraniu. Dużo bliżej mu do ody do życia i euforii z tworzenia wspomnień.
Guoshen niesamowicie wiernie oddaje realia Singapuru współczesnego. Nie filtruje ich przez nostalgię czy własne wspomnienia, dzięki czemu unika drobnych anachronizmów i przekłamań rzeczywistości. Gęsto i ciekawie jest zwłaszcza w warstwie językowej, gdzie odbijają się przemiany Singapuru pod wpływem globalizacji. Uwypuklony zostaje pokoleniowy przeskok, gdzie młodsi Chińczycy coraz częściej używają angielskiego jako domyślnego języka komunikacji (w kontraście do wciąż preferujących mandaryński i inne języki sinickie rodziców). Z ekranu pada również singlish – tym razem jako symbol narodowej tożsamości, nie powód do wstydu, jak malować próbowały go starsze pokolenia.
fot. „Dobre dziecko” / mat. prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć SmakówZ podobną wiernością reżyser podchodzi do zmieniającego się krajobrazu technologicznego i jego wpływu na codzienność. Wstawki z instagramowymi live’ami niejako wyznaczają kolejne rozdziały filmowej opowieści, ale świat cyfrowy wykracza poza nie; ciągle przeplata się z tym rzeczywistym. Wynika też z tego refleksja tycząca się transformacji samej koncepcji pamięci pod wpływem powszechnego dostępu do fotografii, nagrań i innych cyfrowych metod archiwizacji codzienności. Z jednej strony matka Jiahao używa telefonu jak cyfrowego mózgu, skrupulatnie fotografując i nagrywając wszystko, co dzieje się dookoła. Z drugiej strony chłopak głównej bohaterki wiernie trzyma się fotografii na kliszy, a nad fabułą wisi widmo spalonych (fizycznych!) fotografii.
W stosunkowo skromnym metrażu mieści się jednak multum wątków. Krążymy nie tylko wokół relacji matka-dziecko, demencji i queerowości, dynamik społeczeństwa wieloetnicznego, ale i tego, jak singapurski system edukacji (na arenie międzynarodowej uważany za jeden z najlepszych) ukrywa swoje brudy. Ten witraż znaczeń ostatecznie jawi się jako przeszkoda, rozproszenie, pod którym tonie serce filmu, a sam obraz wytraca tempo. Nie pomaga też to, iż telewizyjne przyzwyczajenia Guoshena wychodzą na jaw, ilekroć na ekranie pojawiają się silne emocje. Mistrzowska gra aktorów ginie pod natłokiem ckliwych smyczków i kiepsko rozpisanych dialogów. Tak właśnie momenty emocjonalnego spięcia (a jest ich kilka) zamiast katartycznych stają się nieco tandetne i niewiarygodne.
Mimo swoich wad Dobre dziecko to historia pełna serca i porządny przykład familijnego kina queerowego. Wreszcie, mimo tego, iż swoją tożsamość narodową eksponuje z dumą, pozostaje kinem bardzo przystępnym, które nie wymaga znajomości singapurskiej historii czy kulturowych nawiązań, żeby cieszyć. Film z kategorii „uroczy przyjemniaczek” (chociaż podbity traumą!), który idealnie sprawdzi się jako niezobowiązujący seans.
korekta: Anna Czerwińska
Tekst powstał w ramach współpracy z Festiwalem Filmów Azjatyckich Pięć Smaków.





![„Śmierć Ameryce!" już nie działa. Iran jest gotowy na swojego Denga Xiaopinga [WYWIAD]](https://cdn.oko.press/cdn-cgi/image/trim=67;0;71;0,width=1200,quality=75/https://cdn.oko.press/2025/12/AFP__20251111__83P73XM__v1__MidRes__IranEconomyDailyLife.jpg)