Dlaczego “Obcy: Romulus” będzie UDANĄ częścią słynnej serii science fiction

film.org.pl 4 miesięcy temu

Do premiery zostały jeszcze ponad dwa miesiące, ale kampania promocyjna nie daje nam zapomnieć o najnowszym Obcym. Ostatnio Fede Álvarez, reżyser filmu, dolał ponownie oliwy do ognia ujawniając, iż przy tworzeniu filmu wykorzystał szereg analogowych technik realizatorskich. Podkreślił też, iż konsultował swoją wizją z Ridleyem Scottem i Jamesem Cameronem. Nie da się więc ukryć, iż głównym pomysłem marketingowców Obcego: Romulusa jest podkreślanie związków filmu z kultowymi pierwszymi dwoma częściami serii.

Nie wiem, czy zamierzenie, czy nie, ale koncept filmu układa się w ciekawą metaforę. Romulus ma bowiem opowiadać o grupie “złomiarzy”, którzy plądrują kosmos w poszukiwaniu opuszczonych statków lub stacji badawczych. Tytułowy Romulus jest właśnie jednym z takich rarytasów, zawierających wiele wartościowych elementów. Oczywiście, grupa grabieżców gwałtownie zacznie żałować, iż zarzuciła sidła akurat na tę stację badawczą, bo okazuje się być ona pułapką.

Cała seria Obcego trochę przypomina taki opuszczony statek, który porzucono przed laty, a który wciąż skrywa wiele potencjału. Fede Álvarez jest więc takim szabrownikiem, który zagląda do świata Obcego w poszukiwaniu najcenniejszych artefaktów. Świadomie odwołuje się do 8 pasażera Nostromo oraz Decydującego starcia, sytuując fabułę swego filmu pomiędzy nimi, ale też komponując Romulusa w sposób stylistycznie zbieżny z dwoma kultowymi odsłonami. Buszowanie po opuszczonym statku Obcego niesie jednak poważne ryzyko. To niepewny grunt, skrywający w dodatku głodnego potwora, który w tej metaforze jest widmem artystycznej porażki, jaka Álvareza może dosięgnąć. Wie coś na ten temat bowiem i David Fincher i Jean-Pierre Jeunet i paradoksalnie sam Ridley Scott.

W przypadku tego ostatniego nazwiska nawiązuję tu oczywiście do filmów Prometeusz i Obcy: Przymierze. Ojciec serii w pewnym momencie uznał, iż wyprowadzi swoje dziecko na zupełnie nowy poziom, horror zastępując filozoficznym science fiction, a zamkniętych w potrzasku bohaterów walczącym o swoją egzystencję androidem. Eksperyment ten, choć wypadł bardzo ciekawie i umiejętnie poszerzył świat Obcego o nowe konteksty, to jednak nie spodobał się żądnej krwi widowni, przywiązanej do bardzo zawężonego, żeby nie powiedzieć prymitywnego doświadczania filmów z tego uniwersum. Obcy bez Obcego, jakkolwiek mądrze zademonstrowany, nie miał w sobie odpowiedniej siły przebicia.

Fede Álvarez zdaje się być twórcą, który odrobił pracę domową. Nie chce popełniać błędów Ridleya Scotta. Wydaje się, iż nie interesuje go filozofowanie i sięganie do mitologii Space Jockeya, choć oczywiście nie jest wykluczone, iż Romulus prócz bycia klamrą Nostromo i Deydującego starcia, będzie także klamrą dla Prometeusza i Przymierza, bo zahaczy o wątek dalszej podróży Davida. Na chwilę obecną ponad wszelką wątpliwość można uznać, iż Álvareza o wiele bardziej interesuje… robienie sobie jaj. Ale nie z nas, widzów, tylko tych, z których wydostaną się Facehuggery. Te rzecz jasna zapłodnią członków załogi, klatki piersiowe ponownie eksplodują, a nowa, młodsza Ellen Ripley ponownie chwyci Pulse Rifle w celu odstrzelenia wyjątkowo paskudnego potwora (lub potworów).

Jak już jestem przy głównej roli kobiecej, to muszę przyznać, iż o Cailee Spaeny także jestem spokojny. Gdy ogłoszono angaż tej aktorki miesiące temu, nie wiedziałem, jakie obrać stanowisko. Teraz już wiem. Aktorka w niedawnym Civil War zaprezentowała się wybornie. Grała tam młodą panią fotograf, która obiektyw swego aparatu musiała często kierować w stronę obrazów wojny. Przerażenie i szok na jej twarzy wyglądają bardzo wiarygodnie, w dodatku aktorka ma w sobie tego pazura, który może okazać się pomocny w starciu z niebezpiecznym kosmitą. Jedyny problem to tylko jej niewielki wzrost, ale kto powiedział, iż nowa Ellen Ripley musi koniecznie być tak wysoka, jak Sigourney Weaver?

To naprawdę może się udać, a ostatnim powodem, przez który śpię nieco spokojniej myśląc o nowym Obcym, jest przypadek Prey. Seria Predator także wyczerpała swoją formułę, także okazała się być takim opuszczonym statkiem z wielością cennych akcesoriów, których nikt nie umiał zastosować. Film Dana Trachtenberga, choć nie okazał się żadnym arcydziełem, to jednak wniósł do serii powiew świeżego powierza. Tego samego oczekuję od Romulusa.

Idź do oryginalnego materiału