Dlaczego kobiety zabijają? Reżyser serialu "Morderczynie" pyta, "co ty byś zrobiła na ich miejscu"

natemat.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Fot. materiały prasowe Viaplay


Tej jesieni fani historii kryminalnych nie będą narzekać na nudę. Do kolejki podcastów true crime, filmów dokumentalnych, powieści i gier wideo, można już dodać serial inspirowany bestsellerową książką non-fiction. Z reżyserem Kristofferem Rusem rozmawiamy o "Morderczyniach", o współpracy z pisarką Katarzyną Bondą i o tym, jak w serialu kryminalnym poruszać najtrudniejsze tematy.


Nowy polski serial kryminalny "Morderczynie" można oglądać na platformie Viaplay już od dziś. Historia, którą poznamy, ma tym razem więcej wspólnego z prawdą, niż można się spodziewać. O szczegóły pytamy Kristoffera Rusa, reżysera.

O czym jest serial “Morderczynie”?


“Morderczynie” to historia Karoliny - młodej policjantki, która prowadzi dwie sprawy. Jedną zawodową, która nie daje jej spokoju. Widzi, iż starsi koledzy nie pracują nad nią tak, jak powinni. Próbuje więc wyjaśnić ją sama. A drugą prywatną - czyli sprawę tajemniczego zaginięcia swojego ojca. Karolina jest skłócona z swoją najbliższą rodziną, czyli siostrą i matką. Próbuje wyjaśnić i zrozumieć, co się stało z jej ojcem.


Serial rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Widzimy to, co dzieje się współcześnie, ale w każdym odcinku obserwujemy też dorastanie Karoliny i historię jej relacji z rodziną. Co stało za wyborem takiej narracji?


Historie z serialu oparte są na książce “Polskie morderczynie” Katarzyny Bondy. To pewnego rodzaju antologia, w której autorka opisuje historie kobiet, które zdecydowały się zamordować. Nie chcieliśmy jednak opisywać prawdziwych przypadków. Razem ze scenarzystą Wiktorem Piątkowskim przełożyliśmy na serial sam sens książki, czyli pytania o przemoc domową i kręgi przemocy.

Przestudiowaliśmy prawdziwe wydarzenia opisane przez Katarzynę Bondę i okazało się, iż ten sposób opowiedzenia o nich będzie najbardziej odpowiedni. W ten sposób mogliśmy dotrzeć do źródła i zadać oraz odpowiedzieć na pytania “skąd” i “dlaczego”? Skąd bierze się przemoc? Dlaczego ktoś decyduje się na morderstwo?


Non-fiction przełożyliście zatem na jedną historię fabularną, skupioną na relacjach trzech kobiet. Co na to sama Katarzyna Bonda?


Trochę się obawiałem jej reakcji. Bałem się, iż Katarzyna Bonda powie “o nie, kochani, nie możecie potraktować tych historii w ten sposób”. Gdy jednak przeczytała pierwszą wersję scenariusza, opis wszystkich postaci z serialu i przebieg całego sezonu, była bardzo zaskoczona. Bardzo spodobało się jej to, iż złapaliśmy sens jej książki i zbudowaliśmy na jej podstawie coś nowego.



”Morderczynie” to nie jest twój pierwszy kontakt z twórczością Bondy. Wcześniej pracowałeś też nad “Żywiołami Saszy”. Czy to pomogło w pracy nad “Morderczyniami”?


Pomogło w tym, iż Katarzyna Bonda miała już chyba do mnie zaufanie. Bez zaufania autorki byłoby trudno opowiedzieć tę historię. Pisarze często bronią swoich książek, ale literaturę rzadko przekłada się na ekran “jeden do jednego”. Zawsze jest jakiś skrót. Coś zawsze trzeba zmienić, ugryźć inaczej.

I Katarzyna Bonda dała ci wolną rękę?


Bardziej dała mi do zrozumienia: Kris, ufam ci, zrób dobry serial. Nie mieszała się do scenariusza, ale chciała go przeczytać i wiedzieć, jak potoczy się ta historia. Była obecna na planie, ale nie miała potrzeby, żeby coś kontrolować czy zmieniać. Na szczęście serial jej się spodobał i czuliśmy jej wsparcie.

Historia serialowej Karoliny to fikcja, ale “Polskie morderczynie” Bondy to prawdziwe historie prawdziwych osób. Prawdziwe tragedie. Zarówno książka, jak i serial, to historie bohaterek uwikłanych w przemoc. Jaki miałeś pomysł na to, by jednocześnie zrobić dobry, wciągający kryminalny serial, i zarazem potraktować historie tych kobiet z należytym szacunkiem?


To było duże wyzwanie, by balansować na tej linii pomiędzy czysto kryminalną filmową historią, w której znajdziemy m.in. powiązania policji ze światem przestępczym czy pospolite codzienne przestępstwa, a wątkiem przemocy domowej - problemu, który chcieliśmy poruszyć, i wobec którego też jesteśmy uczciwi i szczerzy.

Jedna z osób pracujących przy serialu prywatnie miała takie doświadczenia. Dużo o tym rozmawialiśmy. Na planie była z nami coachka aktorska Agnieszka Glińska, która sama jest też reżyserką. Agnieszka bardzo nam pomogła. Rozmawialiśmy o tym, jak mówić na ten temat, jak pokazać go z szacunkiem. Tak, żeby komuś nie zrobić krzywdy. Agnieszka pomogła aktorkom wchodzić w te trudne emocje, w sceny przemocy, ale też potem z nich wychodzić.

A same tytułowe "morderczynie"?


Pracowaliśmy z książką Katarzyny Bondy. Autorka podkreśla tam, iż to media wykreowały wizerunek tych kobiet jako takich jednoznacznie złych, zdegenerowanych, pozbawionych ludzkich uczuć. A tymczasem okazuje się, iż często granica między “morderczyniami” a przeciętnymi osobami bywa cienka.

I chodziło o to, żeby zadać widzom bardzo trudno pytanie: co ty byś zrobiła w tej sytuacji? Czy byłabyś gotowa zrobić to, co zrobią nasze bohaterki i bohaterowie?

Główne bohaterki serialu doświadczyły jakiejś formy przemocy. Są to kobiety z różnych pokoleń, z różnych sfer społecznych. Mają na ekranie swoją reprezentację. To przypomina, iż przemoc może dotknąć każdą kobietę, niezależnie od jej wieku, wykształcenia, statusu, zawodu czy majątku.


To jest nasz statement. Chcieliśmy, żeby to wybrzmiało i cieszę się, iż to widać na ekranie.


Widać tym bardziej, iż ten serial jest mocno osadzony w Polsce. Myślę tu o emocjach, które towarzyszą bohaterkom, np. brak zaufania do policji czy organów ścigania albo obawy przed stygmatyzacją. Wiemy, iż jest wiele przyczyn tego, iż bardzo wiele Polek nikomu nie zgłasza przemocy.

Zależało nam na tym, by poruszyć ten problem, i przygotowaliśmy się do tego. Wspomniałem, iż pracowała z nami coachka aktorska Agnieszka Glińska. Mieliśmy też konsultantów z policji w Warszawie.

Byliśmy na posterunkach, zadawaliśmy pytania, obserwowaliśmy, jak to wygląda. Spotykaliśmy się z policjantkami dzielnicowymi, które opowiadały nam, z czym trzeba mierzyć się na co dzień.

Mieli z nami bardzo dużo pracy. Pilnowali, jak się trzyma pistolet, jak policjant wchodzi na nieznany teren, jak się zachowuje. No i cały czas łapaliśmy fakty, elementy popkultury, codziennego życia, takie prosto z realiów Polski. To ważne, żeby to był polski serial, a nie kopia zagranicznych produkcji.

Wiele z tego, co się znalazło w serialu, wzięło się ze spotkań, z prawdziwych historii. Zależało nam na tym, by to była historia “stąd”.

W ukazaniu realiów najważniejsze były też aktorki. Wspomnę o Mai Pankiewicz, serialowej Karolinie, która jest bardzo szczerą, profesjonalną aktorką. Doskonale czuje, kiedy coś w danej scenie nie gra, coś jest przekłamane i nienaturalne. I reaguje na to, proponuje zmiany.


Obsada to bardzo mocna strona "Morderczyń". Co zdecydowało o wyborze konkretnych aktorek do ról?



Reżyserką castingu była Ewa Brodzka. “Morderczynie” to historia Karoliny, jej siostry i matki, dlatego ważne było, by między aktorkami od początku była specyficzna chemia. Było dużo prób z najlepszymi aktorkami w Polsce. To, czego szukaliśmy, znaleźliśmy w trio: Izabela Kuna, Eliza Rycembel i Maja Pankiewicz.

Razem z Ewą Brodzką poczuliśmy, iż między nimi jest coś prawdziwego, coś bardzo ciekawego. Szczególnie ten chłód między serialowymi siostrami granymi przez Elizę Rycembel i Maję Pankiewicz.


Zdradzisz, z czego wynika ten chłód? Bez spoilerów.


Ewa, grana przez Elizę, jest córką mamusi, a postać Karoliny, grana przez Maję Pankiewicz, jest córką tatusia. Coś wydarzyło się między nimi podczas dorastania. Jeż żal i dużo nierozwiązanych spraw, które ciągną się za nimi.


“Morderczynie” będą dostępny już niedługo w streamingu na Viaplay. Widzowie będą mogli obejrzeć wszystkie odcinki na raz. Bingewatching zmienia podejście do pracy, do pisania, do produkcji serialu?

Jedyne, o czym w związku z tym myśleliśmy, to oddziaływanie na siebie odcinków. Czy o ile jakaś informacja padnie w odcinku pierwszym i później ktoś będzie chciał tydzień, żeby zobaczyć drugi odcinek, to czy choćby ta informacja będzie obecna w świadomości widza, czy nie? A o ile ktoś woli robić bingewatching, to co robić, by nie powtarzać tej informacji? O tym debatowaliśmy podczas montażu. Myśleliśmy o tym, jak dawkować fakty i emocje tak, żeby cały czas widz miał niedosyt. Tak, by chciał zobaczyć finał w ostatnim odcinku. I dowiedzieć się, jak potoczą się losy Karoliny.

Idź do oryginalnego materiału