Dla wnuka, wbrew złudzeniom

polregion.pl 5 dni temu

— Chciałam tylko pomóc dzieciom, pobyć z wnuczkiem. Wiedziałam, iż mają ciężko z pieniędzmi, więc pozwoliłam synowej iść do pracy — z goryczą wzdycha Elżbieta Kazimierzówna.

Ma pięćdziesiąt pięć lat i jest na rencie. Dochód maleńki, ale kobieta jakoś sobie radzi. Syn dawno dorosły, a młodsza córka studiuje, dorabia i pomaga matce.

— Syn jest żonaty od sześciu lat. Zaraz po ślubie wzięli z synową kredyt hipoteczny. Radziłam im kupić kawalerkę, żeby nie ciążyć nadmiernym długiem, ale wybrali dwupokojowe. Pomóc nie mogłam — sama ledwo wiążę koniec z końcem. Teściowie też nie pomogli, mają swoje problemy — opowiada Elżbieta Kazimierzówna, mieszkająca w małym miasteczku pod Szczecinem.

Wiedziała, iż rodzina synowej, Kingi, nie jest zamożna. To jej nie przeszkadzało, ale krewni Kingi sprawiali kłopoty.

— Babcia Kingi nigdy nie pracowała, urodziła pięcioro dzieci. Żyła z ogródka, trzymała gospodarstwo, ale bieda aż piszczała. Tylko moja synowa, matka Kingi, jakoś się wyrwała. Reszta jej rodzeństwa zeszła na złą drogę — wspomina Elżbieta.

Najstarszy syn zginął przez alkohol, średnia córka siedzi za kradzież, najmłodszy syn zaginął bez wieści. A najmłodsza siostra Kingi, siedem lat starsza od niej, przez cały czas żyje na garnuszku matki.

— Ta siostra wyszła za jakiegoś nieudacznika. Dzieci nie mają. Mąż siedzi w więzieniu, odsiedział trzy lata, przed nim jeszcze tyle samo. A ona młoda, chce żyć — mówi Elżbieta.

Gdy szwagier był na wolności, nabrał kredytów, które teraz spłaca teściowa, matka Kingi. A sama siostra, Bogna, wróciła do rodziców i wyrobiła sobie rentę, żeby cokolwiek mieć. Pracuje, ale ledwo starcza na jedzenie i rachunki.

Teściowa, Jadwiga, namawiała Bognę na rozwód, żeby część długów spadła na męża. Ale ta ani myśli — kocha go, choćby miał ją w przepaść pociągnąć. I nagle nowa plaga:

— Nasze dzieci jakoś sobie radzą, cieszę się. A my z mężem się rozwodzimy — zaszokowała teściowa Elżbietę.

— Zdrętwiałam. Tyle lat razem, i nagle taka decyzja! Okazało się, iż teść zostawił ją dla młodszej, z trójką dzieci, i zabrał ze sobą całą wypłatę — kręci głową Elżbieta.

Wkrótce Kinga przyszła do teściowej, narzekając, iż brakuje pieniędzy, a męża, Krzysztofa, zwolnili z dodatkowej pracy. Dostała propozycję na pół etatu i błagała, żeby Elżbieta zajęła się wnuczkiem.

— Kto im pomoże, jak nie ja? Teściowa pracuje, moja córka się uczy, a reszta rodziny myśli tylko o sobie. Powiedziałam Kingusi, iż boję się nie podołać — Franio to żywe srebro. A ona wybuchnęła płaczem! — wzdycha Elżbieta.

W końcu zgodziła się, ale tylko u siebie. Mieszka na parterze, osiedle ogrodzone — spacerować wygodnie. Mieszkanie synowej było niedaleko, dowożenie Frania nie stanowiło problemu. Elżbieta, mimo bólu, łykała tabletki i dawała radę.

Pewnego dnia Franio rozchorował się i babcia musiała zostać z nim u dzieci. Zajrzała do lodówki — pusto jak w lesie. Wtem Krzysztof wpadł do domu, by się przebrać przed spotkaniem.

— Kinga zaraz będzie, pa! — rzucił.

— Gdzie idziesz? — zdziwiła się Elżbieta.

— Na dodatkową zmianę, zastępstwo.

— I wtedy piorun we mnie uderzył — mówi z drżeniem w głosie. — Wszyscy mnie okłamali! Kinga nie pracowała na kredyt, ale na długi swojej siostry! Krzysztof harował na dwóch robotach, ja rujnowałam zdrowie z wnukiem, a synowa ratowała swoją rodzinę!

Elżbieta była wściekła. Skarżyła się synowi, ale ten bronił żony, przekonując, iż Kinga robi to dla dobra rodziny. Teściowa nie mogła uwierzyć w takie kłamstwo. Jak można patrzeć w oczy i oszukiwać?

Rozumiała, iż po awanturze relacje się popsują. Może choćby wnuka nie zobaczy. Ale nie zamierzała godzić się na bezczelność synowej. Serce pękało jej z żalu, ale prawda była ważniejsza.

Idź do oryginalnego materiału