Czy warto wybaczyć mężczyźnie, który wraca skruszony? : nie chcę żyć jak teraz, ale też nie jestem gotowa wrócić do niego

polregion.pl 3 dni temu

Czy warto wybaczyć mężczyźnie, który wrócił z pokorną głową? Nie chcę żyć tak jak teraz, ale też nie jestem gotowa, by do niego wrócić.

Z Bartkiem byliśmy małżeństwem czternaście lat. Wydawałoby się, iż tyle przeżyliśmy, tyle razem zbudowaliśmy. Czytałam nawet, iż większość rozwodów zdarza się w pierwszych trzech latach, a potem coraz rzadziej. My chyba byliśmy wyjątkiem. Typowa historia: mąż odszedł do młodszej. Ale dla mnie to był upadek. Życie pękło jak lód pod nogami, a ja wpadłam w pustkę.

Bartek oświadczył się, gdy byliśmy prawie dziećmi. Ja — zwykła dziewczyna z przeciętnej rodziny, on — jedyny syn z zamożnego, wpływowego domu. Rodzice pomogli — podarowali nam duże mieszkanie w centrum Warszawy. gwałtownie wzięliśmy ślub. Najpierw nie mogliśmy mieć dzieci, już traciłam nadzieję, ale w końcu urodził się syn, a dwa lata później córka. Żyłam jak we śnie: ciepły dom, rodzina, dzieci. Wszystko wydawało się prawdziwe.

A potem pojawiła się ona. Nowa w pracy — słodka, pomocna, z oczami ofiary i chodem zwyciężczyni. I nagle — wyrzuca mnie z dziećmi. Po prostu. Tak będzie lepiej, powiedział. Zostawił mieszkanie dla siebie, płacił alimenty — na papierze. A jak ja miałam żyć bez wykształcenia, bez doświadczenia, z dwójką dzieci?

Rodzice przygarnęli nas do babcinego starego mieszkania na Woli. Było ciasno, ciężko, strasznie. Na nowo uczyłam się oddychać. Oszczędzać, prać manualnie, biegać z wózkiem po sklepach i harować do upadłego. Powoli się pozbierałam. Stałam się silniejsza. Pogodziłam się z losem.

Minął rok. I nagle — telefon. Bartek. Przeprasza, mówi. Popełnił błąd. Nie wiedział, co traci. Mówił, jakbyśmy rozstali się wczoraj. Prosił o spotkanie. Długo się wzbraniałam, ale w końcu się zgodziłam. Gdzieś na obrzeżach, w taniej kafejce — nie tam, gdzie kiedyś piliśmy wino, patrząc sobie w oczy.

I wiecie, przede mną siedział już nie on. Nie ten zadbany, pewny siebie, dumny Bartek. Ten był przygarbiony, z opuchniętymi oczami, z tygodniowym zarostem. Był pusty. Wszystko, co czyniło go mężczyzną mojego życia, zniknęło. Jego opowieść też nie była nowa: ona żądała pieniędzy, prezentów, wyjazdów. Rozwaliła jego firmę, sprzątnęła informacje konkurencji. I zostawiła go. Samotnego.

Płakał. Klęczał. Mówił, iż my jesteśmy jego rodziną, iż kocha dzieci, kocha mnie. Bałam się, iż się załamię. Ale nie. Patrzyłam na niego i nie czułam nic. Ani litoAni bólu, ani miłości — tylko cisza, która wypełniła miejsce, gdzie kiedyś było nasze wspólne życie.

Idź do oryginalnego materiału