Czy dzieci mogą odwrócić się od ojca po rozwodzie? Moje dzieci nie chcą mnie znać, bo kiedyś odszedłem.

twojacena.pl 1 tydzień temu

Czy dzieci mogą odwrócić się od ojca po rozwodzie? Moje dzieci nie chcą mnie znać, bo kiedyś odszedłem.

Z Natalią żyliśmy razem dwanaście lat. Myślałem, iż nasze małżeństwo jest trwałe, aż zauważyłem, jak bardzo się od siebie oddalamy. Po urodzeniu córek – Karoliny i Oli – żona całkowicie poświęciła się macierzyństwu. Nie mam jej tego za złe, rozumiem, iż dzieci wymagają uwagi. Ale zacząłem czuć się jak powietrze – jakbym był nie mężem, ale tylko ojcem ich dzieci, i niczym więcej.

Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Latami spaliśmy w osobnych pokojach. Brakowało mi ciepła, wsparcia, choćby spojrzenia, w którym byłbym ważny. I w pewnym momencie poznałem inną kobietę – Małgorzatę. Była młodsza, słuchała mnie, interesowała się moimi sprawami, patrzyła na mnie tak, jak żona nie patrzyła od lat. Nie chciałem zdradzać. Wróciłem do domu i szczerze powiedziałem Natalii: odchodzę.

Spodziewałem się awantury, łez, histerii. Ale Natalia zareagowała spokojnie. Tylko skinęła głową i powiedziała, iż rozumie. Żadnych próśb, żebym został, żadnych wyrzutów. Rozwiedliśmy się. Ożeniłem się z Małgorzatą. Na początku wszystko wydawało się nowe i jasne: wspierała mnie, dbała, była blisko. A potem zaczęło się rozpadać – znów brak zrozumienia, znów chłód, znów oddalenie.

Starsza córka była wtedy nastolatką, młodsza chodziła do podstawówki. Natalia uznała, iż dzieci nie powinny się ze mną widywać. Mówiła, iż bez tych wstrząsów będzie im łatwiej. Przez mamę przesyłałem prezenty i pieniądze, bo Natalia utrzymywała z nią kontakt. Choćby tak mogłem być blisko – choć przez czyjeś ręce.

Później urodził mi się syn – Dominik. Z nim chciałem zrobić wszystko inaczej. Nosiłem go na rękach, uczyłem mówić, bawiłem się z nim każdego wieczoru. Ale Małgorzata też odeszła. Miał wtedy zaledwie cztery latka. Znalazła kogoś młodszego, bardziej sukcesywnego, jak się później dowiedziałem. Postawiła warunki: spotkania według grafiku, ścisła kontrola, pieniądze na każdą drobnostkę. Potem jej nowy mężczyzna oznajmił, iż nie ma dla mnie miejsca w ich życiu. Kontakt z synem się urwał.

Teraz mam sześćdziesiąt siedem lat. Moje córki mają własne rodziny, własne dzieci – wnuki, których nigdy nie trzymałem na rękach. Mój syn jest już dorosły, ale nie wiem, gdzie jest, jak żyje, kim został. Nikt z nich nie dzwoni. Nikt nie pisze. Jakbym przeształ w powietrze. Popełniłem błąd, odszedłem – tak. Ale czy za to trzeba mnie wymazać z życia na zawsze?

Przecież starałem się być blisko. Pomagałem, na ile mogłem. Ale każdy człowiek ma swoją granicę. Nie usprawiedliwiam siebie, chcę tylko, żeby mnie usłyszano. Tak, odszedłem, ale nie przestałem być ojcem.

Teraz jestem sam. Ani rodziny, ani dzieci w pobliżu. Święta – puste. Telefon milczy. Czasem choćby boję się, iż umrę – i nikt się nie dowie. Czasem myślę: może napisać list? Zadzwonić? Ale co powiedzieć? Przepraszam, iż byłem słaby? Przepraszam, iż nie udało mi się utrzymać rodziny?

Czy nie zasługuję chociaż na jeden telefon? Czy nie mam prawa dowiedzieć się, jak żyją moje dzieci? Dlaczego ich milczenie brzmi dla mnie jak wyrok?

Czasem siedzę na ławce pod blokiem i patrzę, jak inni dziadkowie spacerują z wnukami. Słucham, jak wołają: „dziadku, chodź tutaj!”. A mnie nikt tak nie zawoła.

Czas ucieka. Nie chcę umierać z poczuciem, iż byłem nikim dla tych, których kochałem nad życie. Może nieidealny, może popełniałem błędy. Ale czy miłość mierzy się tylko czynami?

Nie wiem, czy mi wybaczą. Ale wciąż mam nadzieję. Wciąż czekam…

Idź do oryginalnego materiału