Wczoraj deszcz.
Czekałam na naprawę roweru, dwie godziny bujałam się po mokrym Inchicore, w trakcie czego pan mechanik przy wymianie hamulców odkrywał coraz to nowe problemy; czekałam na miejscu, bo miałam czas i całą resztę potrzebną do skutecznego czekania, czyli komputer i interesujące książki na czytaczu. W ten sposób na kawce w bardzo nowoczesnej kawiarni (beton, szarość, czyste linie, nie jestem pewna, czy lubię, ale kawa dobra) prawie skończyłam Affairs, True Stories of Love, Lies, Hope and Desire napisaną przez Juliet Rosenfeld, brytyjską terapeutkę analityczną. Bardzo wciągająca, tak zwana literatura terapeutyczna (której wciąż niezrównanym mistrzem pozostaje Irvin Yalom, którego podręcznik Group Therapy czyta się jak najlepszą powieść).
Książka o romansach, czyli ‚sekretnych, intymnych relacjach z kimś innym niż obecny partner’, napisana bez zbędnego żargonu ale z analitycznym pazurem i wgłębianiem się w temat. Bardzo polecam, jak ktoś lubi tzw. therapy porn, no bo cóż może być ciekawszego niż czytanie o zdradach i romansach, nie oszukujmy się:D.
Przy okazji zwiedziłam też Richmond Barracks, atmosfera pustki i przestrzeni, jakby galerii, samotne sale czekające na wystawy. W środku mały, zadbany skwerek, trochę roślin, a wokół niskie budynki kwater dla staruszków, ze stołówką, przestrzenią wspólną i pielęgniarkami, przynajmniej tak sobie to wyobrażam. Przestrzeń prywatno/publiczna, metalowe krzesełka jak w kawiarence w parku, nie wiedziałam, czy mogę, ale usiadłam na jednym z nich pod ogromnym namiotem, kiedy zaczęło padać.
Rower naprawiony, ale w międzyczasie, zupełnie dla siebie niepostrzeżenie stałam się prawdziwym motorheadem, zaraz jadę po Mo i już się cieszę, iż muszę samochodem z powodu deszczu. Ze zdziwieniem stwierdziłam, iż prowadzenie samochodu to było coś, za czym tęskniłam w Polsce, plan na przyszły rok to pożyczenie od kogoś auta i nauczenie się jazdy po prawej stronie.
NIc się nie dzieje poza tym, wszystko przysypia w oczekiwaniu na początek roku akademickiego. Jakieś zebrania zespołu, jakieś maile, zabrałam się też za dokumenty, ale idzie mi to powoli, jednak lenistwo własne nigdy nie zawodzi. Najchętniej zakopałabym się w pościeli i cały dzień czytała.