Cybermatka

filmweb.pl 2 tygodni temu
Zdjęcie: plakat


Jeśli kino ma do czegoś słabość, to na pewno do sprzeczności i kontrastów. W "Dzikim robocie" studia Dreamworks już sam tytuł (będący chwytliwym i żartobliwym oksymoronem) zderza ze sobą dwa nieprzystające porządki. W toku fabuły wszelakie przeciwieństwa i różnice stale powracają, w kilku wariantach, szerokich i bliskich planach. Pierwszy akt animacji Chrisa Sandersa to całkiem twórcza parafraza pixarowskiego "WALL-E". Pozbawiona katastrofizmu i aury zadumy na losem ludzkości, ale dająca prym absurdowi oraz sytuacyjnemu humorowi. Na bezludną wyspę trafia bowiem Roz, wysoce rozwinięty robot obdarzony sztuczną inteligencją i wyposażony w przeróżne technologiczne gadżety. Docelowo ma służyć ludziom, wyręczać ich w codziennych obowiązkach, a ponad wszystko słuchać i wykonywać polecenia właścicieli. To jego nadrzędna funkcja – a także jedyne uzasadnienie istnienia. Nikt jednak niczego od Róż nie chce i sytuacja robi się naprawdę kłopotliwa.

  • Universal Pictures
  • DreamWorks Animation


Robot przemierza więc wyspę, bada florę, wypytuje okoliczne zwierzęta, czy przypadkiem nie mają dla niego jakiegoś zadania do wykonania. Te są albo przestraszone albo obojętne albo niezainteresowane i unikają jakiegokolwiek kontaktu. Wyjątkami będą lis Kapuś, samotnik i cwaniak, oraz świeżo wyklute z jajka pisklę, gęś Jasnodziubek. Budowanie przyjacielskiej relacji z pierwszym z nich to dla Roz spore wyzwanie. Nikt jej przecież do tego nie programował: jej domyślną postawą jest bycie bezkrytyczną służącą. To i tak pikuś przy tym, iż dla drugiego z nich przyjdzie jej pełnić rolę matki. To wielka wychowawcza odpowiedzialność, ale również cel egzystencji. Napędzana kodem binarnym maszyna będzie musiała nauczyć się czuć, współczuć i wzruszać. Przerażające i nieosiągalne, ale chyba nikt ma wątpliwości, iż – jak uczy nas historia kina – i tym razem powinno się udać.

W fabularnym planie "Dziki robot" jest raczej kinem statycznym i podąża przetartym szlakiem. Nieprzystosowany do obcego terytorium rozbitek nieoczekiwanie dla siebie znajduje swoje miejsce na ziemi. Niechętni tubylcy przełamują niechęć i zaczynają widzieć w nim godnego zaufania przyjaciela. Pomoże tu oczywiście zaskakujące bezinteresowne poświęcenie oraz wyjawienie kilku tajemnic, na początku bolesnych, ale z czasem leczących rany. Bez zaskoczeń, jednak z niewątpliwym scenopisarskim rzemiosłem. Najciekawsze rzeczy w "Dzikim robocie" dzieją się na pewno na płaszczyźnie poruszanych zagadnień, mniej i bardziej oczywistych metafor czy filozoficznego zacięcia w refleksji nad technologią. Czym jest, czym będzie i czym powinna być?

  • Universal Pictures
  • DreamWorks Animation


Film Sandersa w pierwszej kolejności opowiada o rodzicielstwie, jest próbą zdefiniowania międzypokoleniowej więzi i szeregu budujących ją emocji. Wyrażana się ona nie tylko w zapewnianiu bezpieczeństwa, przejmowaniu wzorców zachowań i cech charakteru (na dobre i na złe), ale też odpuszczaniu, dawaniu swobody i stawianiu granic – tak ze strony dziecka jak i rodzica. "Dziki robot" to także opowieść o sile małych wspólnot, apoteoza indywidualizmu i różnorodności jako życiodajnej siły. Roz pomału się uczy, zmienia i przystosowuje do otoczenia. System operacyjny ewoluuje w raczkujący, ale jednak, emocjonalny rdzeń. Towarzyszą temu przemiany fizyczne. Uszkodzona kończyna zostanie zastąpiona przez drewnianą protezę, a syntetyczna obudowa oprószona zostanie przez mech. Biotechnologia jak się patrzy.

Baśniowa otoczka, cuda-niewidy, odległe science-fiction, kolejne wariacje na temat brzydkiego kaczątka i Robinsona Crusoe, niesamowite maszyny i gadające zwierzęta – mniejsza o to. "Dziki robot" prawdopodobnie działa tak dobrze, bo od początku do końca to przecież opowieść o ludziach. Naszych dzisiejszych bolączkach, błędach i zwątpieniach, wymagających ogromu pracy sukcesach i najmniejszych przyjemnościach. Nie ma znaczenia, jak daleko w przyszłość sięga fantastyka. I tak zawsze traktuje o czasach, w których powstaje.
Idź do oryginalnego materiału