Chodźmy się pobrać!

newsempire24.com 6 dni temu

“Chodźmy się pobrać”

Zbyszek był chłopakiem cichym i skromnym. Mieszkał z rodzicami we wsi może tak go wychowali, a może już taki się urodził. Krystyna i Stanisław nie mieli z synem problemów zawsze grzeczny, zawsze posłuszny.

Za płotem sąsiadów za to ciągle słychać było krzyki i awantury. Wiesława, samotna matka dwóch synów Jacka i Adasia sama się z nimi borykała. Chłopaki żywe jak iskra, zwłaszcza starszy Jacek, którego już choćby mama nie wiedziała, jak okiełznać.

Jacek, znowu dokuczasz bratu, zaraz ci pokażę! Czekaj tylko! rozlegało się z podwórka.

To on zaczyna, niech się nie czepia! A ty zawsze po jego stronie! odgryzał się Jacek.

A ty jak do matki mówisz?! niosło się echem po całej wsi.

I tak w kółko. Wiesława narzekała przed Krystyną:

Nie ma ze mną zgody z tymi urwisami. U was zawsze cicho i spokój. Zbyszek taki stateczny zazdroszczę ci, Krysiu. No ale co tu mówić, twój Stasiek też spokojny, widocznie Zbyszek w niego. A mój był wariat, awanturnik, no i gwałtownie pożegnał się z tym światem przez ten swój charakter. Gdyby nie pił, to by nie utonął Jacek to jego żywy portret, a Adaś trochę spokojniejszy, ale też bratu ustępować nie lubi. O, dolo moja, dolo

Nooo, Wiesiu, masz rację twoi chłopcy to prawdziwe wichry. Na ostatnim zebraniu nauczycielka Jacka tak go opieprzała, iż mało ściany nie pękały. A ty na te zebrania nie chodzisz.

Ich synowie, Zbyszek i Jacek, chodzili do tej samej klasy, przyjaźnili się, razem wracali ze szkoły. Zbyszek uczył się przyzwoicie, a Jacek ledwo ciągnął.

Nie chodzę do tej szkoły. Wstyd słuchać, jak narzekają na moich łobuzów, zwłaszcza na Jacka. Jak tylko widzę nauczycieli, to zaraz skręcam w bok. Bo zaraz zaczną skarżyć, a ja się czerwienię i pocę ze wstydu zwierzała się Wiesława. Zazdroszczę ci, Krysia, naprawdę. Twój Zbyszek chłopak jak malowanie, a moi Machnęła ręką i poszła do domu.

Chłopcy dorośli. Jacek pozostał takim samym wichrzycielem po gimnazjum rzucił szkołę, Adaś jeszcze się uczył.

Zrobię prawo jazdy, pójdę do wojska, a potem się ożenię takie miał plany Jacek.

Ze Zbyszkiem rozmawiali już po męsku. Obaj dorośli. Zbyszek wciąż był cichy i skromny, łagodnego charakteru. Lubił samotnie chodzić po lesie i zbierać grzyby. Wieczorami siadywał na schodkach przed domem i pił herbatę. Kochał czytać książki.

Po szkole skończył kurs elektryka i nie zamierzał wyjeżdżać ze wsi. Rodzice by go nie puścili jedynak.

Tu są twoje korzenie, synu, tu masz żyć zdecydował Stanisław, a Zbyszek się nie sprzeciwiał.

Gdy jeździł na kurs, codziennie wsiadał do autobusu tylko pół godziny do miasta. Nie lubił miasta za dużo ludzi. Z dziewczynami się nie zadawał, choć niektóre na niego zerkały. Te śmielsze same proponowały kino, jeżeli nie znały jego nieśmiałości. Zbyszek odmawiał, tłumacząc się autobusem, który nie jeździł często.

Zbyszek, uważaj tylko, żebyś się nie wplątał z tymi miejskimi laskami strofowała go matka. One wszystkie przebiegłe, a ty choćby nie zobaczysz, jak cię omotają.

Daj spokój, mamo, no co ty machnął ręką.

Bywał w wiejskim klubie, spotykał się z miejscowymi chłopakami, często z Jackiem. Ale na dziewczyny specjalnie nie zwracał uwagi, więc i one jego też nie. Nikt nie wiedział, iż w liceum podkochiwał się w Ewce, młodszej od niego o rok. Ale nigdy się do tego nie przyznał bał się jej.

Sam przed sobą się męczył:

Dlaczego nie jestem taki przebojowy jak Jacek? Przy nim dziewczyny jak muchy, a ja Ja się choćby boję do nich zagadać, czerwienię się jak burak Podoba mi się Ewka, ale nigdy się do tego nie przyznam, a już na pewno nie jej. A nuż się ze mnie wyśmieje Jak tylko Ewka się zbliża, to mi się kolana trzęsą. Chyba zostanę starym kawalerem. A Jacek już się żeni

Zbyszek, zbieraj się na moje wesele. Będzie w klubie. Dziewczyny z Wólki przyjadą. Nie przegap swojego momentu, bo tak zostaniesz sam jak palec śmiał się Jacek, błyskając białymi zębami.

Wiola, narzeczona Jacka, była z sąsiedniej wsi, cztery kilometry stąd. Tam właśnie znalazł miłość swojego życia. Choć miejscowe dziewczyny wzdychały do niego, wybrał obcą.

Dobrze, Jacku, na pewno przyjdę obiecał.

Wesele było huczne i wesołe. Świadkową Wioli była jej koleżanka z tej samej wsi. Ciepły letni wieczór, muzyka, tłum gości. Większość tańczyła, a Zbyszek siedział przy stole lub wychodził na zewnątrz w środku było duszno.

I właśnie wtedy zauważyła go rezolutna świadkowa Ania. Najpierw go obserwowała. Zbyszek był przystojny wysoki, ciemnowłosy, szarooki więc dziewczyny, które go nie znały, często się za nim oglądały.

Hej, podejdź bliżej usłyszał wesoły głos i zobaczył przed sobą uśmiechniętą Anię.

Cześć odpowiedział i zaczerwienił się.

A ja cię znam. Jesteś synem pana Stanisława ciągnęła. Twój tata często do nas wpada, przyjaciel mojego ojca, oczywiście jak bywa w naszej wsi. Ja jestem Ania, a ty to pewnie Zbyszek? powiedziała, bardziej stwierdzając niż pytając.

Zbyszek znów się zaczerwienił, coś tam bąknął, a plecy miał już mokre ze stresu. A Ania mu się spodobała, co tylko pogorszyło jego zakłopotanie. Stała przy nim i paplała bez końca. Opowiadała, śmiała się, on słuchał, ale połowy nie łapał tak się denerwował. Sam prawie nic nie mówił, tylko się uśmiechał. Bał się powiedzieć coś głupiego i zrobić z siebie idiotę.

Chodź tańczyć, co my tu stoimy! złapała go za rękę i wciągnęła w wir tańca.

Zbyszek nigdy w życiu nie tańczył, ale jakoś poszło. Muzyka była spokojna, objął

Idź do oryginalnego materiału