„Chodźcie za mną. Pokochacie mnie. Zostaniecie faszystami”

krytykapolityczna.pl 12 godzin temu

Serial Syn stulecia, który można obejrzeć na platformie Sky Showtime, jest ekranizacją wydanej w 2018 r. powieści Antonio Scuratiego, Książka wykładającego w Mediolanie profesora została przetłumaczona na kilkadziesiąt języków, sprzedała się w setkach tysięcy egzemplarzy i otrzymała nagrodę Stregi, czyli najważniejsze wyróżnienie literackie we Włoszech. Stanowi dopiero pierwszą część pentalogii o życiu Duce, pokrywając okres od założenia ruchu faszystowskiego w 1919 r. do ustanowienia dyktatury Mussoliniego pięć lat później.

Twórcy serialu nie mieli łatwego zadania podczas przenoszenia powieści na ekran – osiem odcinków siłą rzeczy nie będzie tak szczegółowych jak ponad 700 stron (w polskim wydaniu) książki. Reżyserowi Joe Wrightowi udało się jednak uchwycić ducha powieści Scuratiego, przedstawiającej historię z perspektywy samego Mussoliniego, ale napisanej jako przestroga. Na wstępie pełniący rolę narratora dyktator pyta prowokacyjnie, po co było obalać jego reżim, skoro „wciąż jesteśmy między wami”, co może być pośrednio przytykiem do faktu, iż Włochami rządzą w tej chwili postfaszystowscy Bracia Włosi, którzy zresztą odmówili Scuratiemu wstępu do telewizji publicznej.

Ten, który przeczuwa nadchodzący sztorm

Serialowy Benito Mussolini (w tej roli świetny Luca Marinelli) wielokrotnie powtarza, iż przeczuwa pogodę, która ma dopiero nadejść. Twórcy faszyzmu na pewno nie można było odmówić umiejętności odczytywania nastrojów społecznych. Doskonale zdawał sobie sprawę zarówno z ogromnych pokładów gniewu i rozżalenia po pyrrusowym zwycięstwie Włoch w wielkiej wojnie, jak i niezdolności swoich dawnych socjalistycznych towarzyszy do wykorzystania tych nastrojów – gdy robotnicy przejmowali fabryki, a chłopi stawali się panami wsi, partia socjalistyczna bez końca wahała się między rewolucją a reformizmem, ostatecznie zawodząc na wszystkich frontach.

Rozsadzające lewicowych konkurentów od środka spory doktrynalne były obce ruchowi faszystowskiemu. Z początku jego postulaty miały wiele wspólnego z socjalizmem, ale Mussolini nigdy nie trzymał się określonego programu, ale czytał emocje społeczne i na nie odpowiadał. Faszyzm w słowach swojego twórcy był wszystkim przeciwko wszystkiemu. Odrzucał ideologie od prawa do lewa, gloryfikując czyn. Trafiał do serc weteranów I wojny światowej, porzuconych, rozczarowanych i zdesperowanych, ale zarazem gniewnych, żądnych zemsty i gotowych zabijać na rozkaz swojego wodza. Byli żołnierze najpierw pytali „kogo”, a nie „dlaczego”.

Takie postawienie sprawy pozwalało Mussoliniemu na elastyczność i pragmatyzm, żeby nie powiedzieć oportunizm – w jednej chwili chciał zniszczyć instytucje parlamentarne, w następnej podporządkowywał swoją strategię elektoralizmowi. Najpierw występował przeciwko elitom, aby później ochoczo przyjmować datki od przerażonych ludowymi żądaniami latyfundystów i burżujów. Stawiające się w kontrze do systemu czarne koszule tłumiły strajki i chroniły wielkie majątki, aby „przywrócić porządek”. Pod tym samym pretekstem antymonarchista Mussolini przyjął z rąk króla nominację na premiera.

Nie wszystkie wolty przychodziły przyszłemu dyktatorowi łatwo. Pochodził z rodziny o socjalistycznych tradycjach i czuł się dobrze w roli trybuna ludowego, obrońcy maluczkich – grał jednak przede wszystkim na siebie, sięgając po to, co w jego opinii mu się po prostu należało. Zarówno w życiu prywatnym, jak i politycznym. jeżeli stare ideały miały Mussoliniemu przeszkodzić w karierze politycznej, tym gorzej dla nich.

Przemoc w służbie elit

Oglądający Syna stulecia widz zalewany jest sugestywnymi i często brutalnymi obrazami. W rytm futurystycznych wierszy Marinettiego (zresztą wczesnego zwolennika faszyzmu) ukazuje się kolaż pełen łamanych kości, podpalanych budynków i triumfalnie maszerujących czarnych koszul. W przemówieniach Mussolini zapewniał, iż przemoc jego ludzi ma charakter „chirurgiczny” lub „rycerski”, stanowi wyłącznie konieczną odpowiedź na terror socjalistów. Jednak gdy faszyści, korzystając z ciężarówek i karabinów dostarczonych przez stowarzyszenia pracodawców oraz właścicieli ziemskich, wyruszali na nocne łowy w celu pacyfikacji czerwonych bastionów, zachowywali się raczej jak krzyżowcy w heretyckich miastach niż bohaterowie utworów z gatunku chansons de geste.

Żeby nie pozostać gołosłownym – w samej tylko pierwszej połowie 1921 r. na terenie Niziny Padańskiej faszyści zniszczyli ponad siedemset budynków, w tym domy ludowe, siedziby związkowe, zakłady spółdzielcze, drukarnie i biblioteki. Z dymem puszczono dekady oddolnej pracy organicznej, podejmowanej przez socjalistów i ruch robotniczy. Nie żałowano też krwi. W wyniku bojówkarskiej przemocy zginęło kilka tysięcy ludzi, wśród nich mordowani przez faszystów przywódcy chłopscy, związkowcy i lewicowi działacze. Liczba pobitych i poszkodowanych w inny sposób jest niemożliwa do oszacowania, ale musiała być wielokrotnie wyższa.

Zasiadający od 1921 r. w parlamencie Mussolini spokojnie wysłuchiwał skarg na rosnące bezprawie i bez zająknięcia wykorzystywał je do uderzania we władze. Nie przeszkadzało mu, iż swoją obecność w gronie deputowanych zawdzięczał koalicji z rządzącymi liberałami i konserwatystami – starzy wyjadacze chcieli go utemperować i podporządkować, ale sami skończyli jako przystawka w obliczu nienasyconego apetytu nowicjusza. To „dzikus” z Emilii lepiej odnajdywał się w realiach powojennego chaosu, dowodząc swoją partią niczym prywatną armią, czasem niesforną, ale jedyną nieuciekającą z placu boju.

Z

Powojenne państwo włoskie nie umiało poradzić sobie z ludowym poruszeniem i było zadowolone, iż ktoś ich w tym wyręczał. Wojsko i policja zwykle odwracały wzrok, gdy faszyści z furią atakowali czerwonych, a gdy upomnieli się o nagrodę w postaci pełni władzy, nie było nikogo, kto by ich powstrzymał. Włoskie elity najpierw skapitulowały wobec kryzysu, a następnie nie znalazły w sobie odwagi lub chęci, żeby wystąpić przeciwko faszystom – choćby gdy charakter ich panowania stał się do bólu jasny. W finale serialu ustanowieniu dyktatury nie towarzyszy burza oklasków, ale grobowa cisza ludzi zrezygnowanych i pogodzonych z katastrofą.

Widzimy triumf faszyzmu niejako od kuchni, z Mussolinim zdradzającym widzom swoje sztuczki, przy pomocy których manipulował czarnymi koszulami, rozgrywał swoich przeciwników i wygrywał najważniejsze starcia parlamentarne. Nie był bynajmniej skazany na sukces, wielokrotnie balansował na granicy kompletnej klęski – Syn stulecia pokazuje, jak cienka była granica między wielkością a śmiesznością, na którą Mussolini byłby skazany, gdyby po drodze powinęła mu się noga. Ostatecznie nie uniknął upokorzenia, bowiem jego zmaltretowane ciało zawisło do góry nogami na mediolańskim rynku, ale wcześniej zdążył odcisnąć swoje piętno na historii XX wieku.

Serial nie jest oczywiście pozbawiony wad. Momentami może nieco nużyć ciągłe przełamywanie czwartej ściany i zwracanie się bohaterów do kamery – czasem przywodzi to na myśl The Office, a chyba nie o to chodzi, mimo elementów czarnej komedii w produkcji Wrighta. Z kolei efektowne sekwencje w nadmiarze stają się efekciarskie. Jednak po każdej nieprzekonującej scenie pojawi się następna, imponująca rozmachem i doskonale oddająca złowrogi urok faszyzmu.

Koniec końców Syn stulecia nie powinien z nikogo zrobić faszysty, mimo szumnych zapowiedzi Mussoliniego z samego początku. Serial (a tym bardziej książkowy pierwowzór) pozwala za to lepiej zrozumieć, dlaczego udało mu się uwieść miliony Włochów. Doskonale portretowany przez Marinelliego dyktator błyszczy charyzmą – tym bardziej, iż scena wokół niego jest pusta. Serial kilka uwagi poświęca innym bohaterom historycznym, ale też nie musiał tego robić, skoro elity polityczne ustąpiły Mussoliniemu pola praktycznie bez walki.

Idź do oryginalnego materiału