Chłopak robił dla niej coś miłego, a ona w tym czasie kupowała narkotyki. "Jestem ostatnią kanalią"

kobieta.gazeta.pl 6 dni temu
Zdjęcie: Jan H Andersen//shutterstock


"Na haju. Szokująca historia pewnej ćpunki" autorstwa Tiffany Jenkins to szczera opowieść o tym, jak narkotyki mogą zniszczyć życie. Z jednej strony bezlitosna spowiedź, z drugiej - intymna opowieść kobiety zmagającej się z chorobą, która pokazuje, iż ten problem może dotknąć każdego. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kompania Mediowa publikujemy fragment książki.
- Nie możesz się ruszać, dobrze? – poprosił Javier, patrząc mi prosto w oczy. – Poczujesz ukłucie, ale nie możesz się wiercić. Kiedy odepnę pasek, musisz dalej siedzieć, inaczej się przewrócisz. Ugną się pod tobą kolana. Gotowa?


REKLAMA


Zobacz wideo Polacy o paleniu na balkonie:


"Chcę to zrobić i muszę"
Serce waliło mi jak młotem. Tyle słyszałam o ćpunach, którzy dają sobie w żyłę, zawsze kończą pod mostem i łapią różne choroby. Javier nie był lekarzem, tylko pracował na zmywaku w Barron’s Roadhouse. Na miłość boską, co ja robię? – Jesteś pewna, iż mi od tego przejdzie? Nie będę się po tym już źle czuła? – spytałam nerwowo.
– Tiff, słowo. Wiesz przecież, iż nie pozwoliłabym mu tego zrobić, gdybym nie miała pewności, iż ci to pomoże. Obiecuję ci, iż się lepiej poczujesz. Ale to twój wybór, jak nie chcesz, to nie. Nie myśl, iż chcemy cię do czegokolwiek zmusić – powiedziała Kayla.
– Wiem, wiem, po prostu się boję. Wolałabym już umrzeć, niż dalej się tak czuć. Chcę to zrobić i muszę, tylko się upewniam. – Od dwóch godzin nie panowałam nad ruchami nóg, stale tupałam nogą, mając nadzieję, iż mięśnie się zmęczą i przestaną boleć.


'Na haju. Szokująca historia pewnej ćpunki' Wydawnictwo Kompania Mediowa


– Nie mogę... już dłużej nie wytrzymam. Zrób to. Szybko. – Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. – Musisz przestać machać nogą – powiedział Javier, chwytając moje ramię. – Nie dam rady – jęknęłam. – Gotowa? – spytał. Pokiwałam głową z zamkniętymi oczami. [...]
Czułam się tak, jakbym była cały dzień uwięziona w zaspie śnieżnej
Zanim zdążyłam otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, fala płynnego odprężenia zaczęła rozlewać się od strony głowy na całe moje ciało. Czułam się tak, jakbym była cały dzień uwięziona w zaspie śnieżnej, a ktoś wreszcie okrył mnie kocem elektrycznym. Każde miejsce, którego dotykał koc, natychmiast zamieniało się w galaretę. Nagle zorientowałam się, iż ból, który towarzyszył mi od kilku godzin, po prostu... zniknął. Został całkowicie wyeliminowany. Wreszcie czułam się normalnie. Czułam się... bosko. Wybuchnęłam śmiechem, ale dźwięki słyszałam jakby w zwolnionym tempie. Widziałam, jak Kayla i Javier spoglądają po sobie i uśmiechają się.
– Chyba działa – stwierdził Javier, patrząc na mnie. – Chyba tak. A nie mówiłam, iż się jej spodoba? – dodała Kayla, uśmiechając się z zadowoleniem. Była moją najlepszą przyjaciółką, znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny. – Cholera, dziękuję wam bardzo. Myślałam, iż tego nie przeżyję. Już mi lepiej. Jutro idę do pracy, oddam wam kasę, obiecuję. – Spróbowałam wstać, ale Javier podskoczył do mnie i delikatnie położył mi rękę na ramieniu, żebym tego nie robiła. – Spokojnie, daj sobie trochę czasu – poprosił.
– Ale wszystko w porządku – stwierdziłam wstając. Chciałam przytulić Kaylę, żeby jej podziękować, iż mogę na nią liczyć, ale kiedy zrobiłam krok w przód, nagle poczerniało mi przed oczami. Poczułam, iż uderzam kolanami o ziemię, a głową o szafkę. Kiedy wrócił mi wzrok, zobaczyłam, jak oboje klękają koło mnie, żeby sprawdzić, czy żyję.


"To była jednorazowa akcja"
– Jeeezu, ale mi się zakręciło w głowie! – zaśmiałam się. – Powinnam była się was posłuchać. – Dobrze się czujesz? – spytała Kayla, oglądając mnie, czy nic sobie nie zrobiłam. – Nic mi nie jest, tylko nie spodziewałam się czegoś takiego. Jak to się stało? – zapytałam. – Jest inaczej niż wtedy, kiedy wciągasz pigułkę nosem. To idzie ci prosto do krwi, więc mocniej działa. – Javier zwrócił się do Kayli. – Słuchaj Kayla, musimy się zbierać, nie chcę tu być, jak jej facet wróci do domu, rozumiesz? – Dasz sobie radę, jak pójdziemy? – zapytała mnie Kayla, wstając i podając mi rękę, żeby mnie ustawić do pionu.
– Pewnie, chyba teraz pójdę się zdrzemnąć, skoro już mogę. Nie chcę dawać w żyłę cały czas, to była jednorazowa akcja, wyjątek od reguły. Jutro spróbuję sobie załatwić Suboxone, mam już tego wszystkiego dosyć – wyjaśniłam. – Rozumiem, ja też niedługo z tym kończę. Może odstawimy razem, co? – zaproponowała, obejmując mnie na pożegnanie. – Niezły pomysł. Zadzwonię do ciebie jutro. Jeszcze raz dziękuję. Cześć, Javier! – pożegnałam się.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, rozejrzałam się po kuchni, żeby sprawdzić, czy nie zostały jakieś dowody rzeczowe, i powlokłam się do sypialni. Czułam się tak, jakbym przebiegła maraton. Byłam zmęczona wierceniem się, machaniem nogami i wymiotami. Położyłam się do łóżka i sprawdziłam telefon. Dostałam SMS od Lazarusa. "Co tam, laska, już jestem, przyjedziesz?". "Co to, to nie" – pomyślałam, czytając SMS drugi raz. Kiedy do niego pisałam, byłam w desperacji, ale teraz wszystko było już w porządku. Nie miałam najmniejszej ochoty teraz do niego jechać.
Ale zaczęłam się zastanawiać. Skoro ten towar trafia prosto do krwi, to pewnie krócej działa. Jutro przed świtem znowu poczuję się fatalnie. Teraz, kiedy czuję się dobrze, powinnam załatwić sobie więcej towaru. Zaczęłam wertować mentalny katalog osób, które mogłabym poprosić o pożyczkę: "Siostrę nie, od niej pożyczyłam kasę dwa dni temu. Ojca poprosić nie mogę, bo sam nic nie ma. Myśl, myśl, myśl...".


No tak, mogłam poprosić moją koleżankę Meagan. Dawno z nią nie rozmawiałam. Nie miała pojęcia, iż ćpam, więc telefon ode mnie może ją zdziwić, ale będzie to wyglądało wiarygodnie. – Cześć, Tiff! Dawno się nie odzywałaś! – powiedziała Meagan podekscytowana. – Wiem, miałam strasznie dużo pracy, to był zwariowany czas. Co u ciebie słychać? – spytałam, chociaż w ogóle mnie to nie obchodziło. – Wszystko w porządku, tylko mam dużo pracy. Moja mama zachorowała, więc teraz mieszka u mnie. Ma problemy z kręgosłupem.
– To fatalnie, bardzo mi przykro. Słuchaj, mam do ciebie sprawę. Nic ważnego, po prostu mam kłopot. Jutro idę do pracy na piętnastą, a zupełnie zapomniałam, iż chcą mi odłączyć prąd. Przysyłali mi upomnienia, ale byłam tak zajęta, iż mi to kompletnie wyleciało z głowy. Mam czas, żeby zapłacić, do północy, później odłączają. Może mogłabyś mi pożyczyć pięćdziesiąt dolarów? Oddałabym ci jutro po pracy. – Czułam się fatalnie, okłamując ją, ale gdybym tego nie zrobiła, następnego dnia rano czułabym się o wiele gorzej. Poza tym oddam jej przecież te pieniądze.– No jasne, kochana. Pamiętasz, gdzie mieszkam? – spytała. Dzięki Bogu się udało. – Pewnie, ratujesz mi życie. Dziękuję ci bardzo... Już do ciebie jadę – powiedziałam, biegnąc do samochodu.
– Co tam? – zapytał Lazarus, odbierając telefon. – Hej, masz coś? – spytałam. – Mam. – Super. Mogę wpaść?– Jasne, mała. – Rozłączył się zanim zdążyłam odpowiedzieć. Kiedy się rozłączyłam, na ekranie telefonu wyświetliło mi się zdjęcie mojego chłopaka. Jakby mnie obserwował, czy coś w tym stylu.
– Cześć, kochanie! – powiedziałam wesoło. – Hej, gdzie jesteś? – zapytał. Spojrzałam na zegarek, zastanawiając się, co miał na myśli. Miał wrócić do domu do-piero za półtorej godziny. – W Walmarcie, a ty? – skłamałam.


– Wróciłem godzinę wcześniej, żeby ci zrobić niespodziankę. Wypożyczyłem dla nas film, ale nie ma cię w domu. – Naprawdę? Ale to miłe! Już wychodzę, będę w domu za jakieś pół godziny, jestem w tym Walmarcie koło domu. – Byłam złym człowiekiem. Chłopak robi dla mnie coś miłego, a ja w tym czasie kupuję narkotyki. "Jestem ostatnią kanalią" – beształam siebie samą. [...]
Poczucie winy towarzyszyło każdej życiowej decyzji
Do ciągłego poczucia winy zdążyłam się już przyzwyczaić, ponieważ towarzyszyło każdej mojej życiowej decyzji. A jedynym sposobem, żeby się go pozbyć, były narkotyki. Dzięki nim pozbywałam się poczucia winy i wszystkich innych emocji.
Jadąc do Lazarusa, trzymałam pieniądze mocno w dłoni. Byłam szczęśliwa, iż nie będę się musiała martwić o jutro. Tego, co za nie kupię, wystarczy, aż skończę pracę jutro wieczorem. Cicho zapukałam do drzwi. Kiedy Lazarus mi otworzył, ze środka buchnęły kłęby dymu.
– Jezus Maria – zaczęłam rozganiać dym ręką. – Chcecie się tu całkiem uwędzić? – spytałam, wchodząc do środka. – Jestem sam. Właśnie wziąłem macha, chcesz? – zapytał, wyciągając do mnie rękę z ogromną fają wodną. Była niemal tak wysoka jak on. Gdybym wzięła takiego macha, zapadłabym chyba w śpiączkę. – Nie, dzięki. – Odkąd się wprowadziłam do Eliota, prawie nie jarałam trawy, bo przyprawiała mnie o paranoję.


Lazarus zaprowadził mnie do swojego pokoju. Kiedy zamknął za nami drzwi, rozejrzałam się. Nigdy wcześniej tam nie byłam. Było czysto i schludnie, zupełnie nie jak u dilera.– To co będziemy robili? – zapytał z szelmowskim uśmiechem na ustach. – Poproszę dwie – powiedziałam, patrząc na wiszący nad łóżkiem plakat filmu Chłopcy z ferajny. Nie wiedziałam, iż ktoś jeszcze wiesza sobie na ścianach plakaty.
– No... to... co za nie zrobisz? – Jak to? – Patrzyłam, jak zdejmuje koszulkę przez głowę. Nagle zdałam sobie sprawę, co się dzieje.– Nie, nie, nie, mam pieniądze, nie muszę... nie musimy nic robić. Mogę zapłacić. Przepraszam, właśnie chciałam ci to powiedzieć – tłumaczyłam się nieskładnie. Posmutniał i ciężko usiadł na skraju łóżka.– Ile masz?
– Pięćdziesiąt.
– Dobra, dam ci cztery niebieskie.


– Ale za pięćdziesiąt są dwie, a za dychę reszty chciałam zatankować, bo mi się benzyna kończy – powiedziałam zdziwiona. Lazarus nie odpowiedział. Gapił się w podłogę. Da mi coś z górką? Byłoby wspaniale. Czasem tak robił, jak miał dzień szczodrości. Dzisiaj chyba też przypadał taki dobry dzień.
– Daj mi pięć dych. Dam ci cztery niebieskie i zrobisz mi laskę – zaproponował. – Nie, nie trzeba, dziękuję. Wezmę tylko... – Zanim zdążyłam skończyć zdanie, przyskoczył do mnie, złapał mnie za ramiona i ścisnął tak mocno, iż prawie połamał mi kości.– Hej! – krzyknęłam, próbując się wyrwać. – Przestań, co ty wyprawiasz? – Rozluźnił uchwyt, ale mnie nie puścił. [...]
Nie mogłam o tym powiedzieć nikomu
Pobiegłam do samochodu i gdy tylko wsiadłam, zaryglowałam drzwi. Byłam w szoku. Chodziłam do Lazarusa od lat, ale nigdy wcześniej niczego takiego nie próbował robić. Chciałam opowiedzieć o tym, co zaszło, mojemu chłopakowi, ale z oczywistych przyczyn nie mogłam tego zrobić. Kayli też nie mogłam powiedzieć, bo Lazarus był jej najlepszym kumplem. Jeszcze by coś chlapnęła i wściekłby się na mnie. Nie mogłam o tym powiedzieć nikomu, musiałam to zakopać gdzieś głęboko w sobie, jak wszystkie inne złe rzeczy, które mi się kiedykolwiek przydarzyły.
Chowając pigułki do tajnej skrytki w torebce zorientowałam się, iż dał mi aż siedem sztuk. Wcześniej byłam zbyt przestraszona, żeby je policzyć. Szczerze mówiąc, od razu poczułam się trochę lepiej. Wyjechałam z jego posesji i skręciłam na ulicę. Przed jazdą do domu postanowiłam wciągnąć jedną pigułkę, żeby się uspokoić. Zatrzymałam się w ciemnej uliczce i gwałtownie ją rozkruszyłam. Znajdowałam się w okropnej dzielnicy, ale nie chciałam czekać, aż dojadę do centrum. Po tym, co zaszło, musiałam się nastukać jak najszybciej.


gwałtownie wciągnęłam proszek i zlizałam resztki z samochodowej instrukcji obsługi, na której skruszyłam tabletkę. Włączyłam światła i wcisnęłam gaz, ale auto nie ruszyło. Ponownie wcisnęłam gaz i... nic. Zaczęłam w panice sprawdzać światła i inne przełączniki, żeby się dowiedzieć, w czym problem, kiedy nagle mnie oświeciło. Nie dostałam od Lazarusa dziesięciu dolarów reszty. Jasna cholera. Eliot czeka na mnie, aż wrócę do domu ze sklepu odległego o pięć minut drogi, a mnie zabrakło benzyny o północy w parszywej okolicy na drugim końcu miasta... Jak ja mu to wytłumaczę?
Idź do oryginalnego materiału