W małym miasteczku na Podhalu, gdzie drewniane domki trzymają w sobie ciepło rodzinnych tradycji, moje marzenie o szczęśliwym zaręczynach rozbiło się o okrutną rzeczywistość. Ja, Kinga, chciałam zapoznać rodziców swojego narzeczonego, Bartka, z moją mamą, ale zamiast serdecznego spotkania dostałam awanturę, która zniszczyła moje nadzieje i pozostawiła w duszy niezagojoną ranę.
Z Bartkiem byliśmy razem dwa lata i byłam pewna, iż odnalazłam swoją drugą połówkę. On – dobry, pracowity, zawsze o mnie dbał. Gdy oświadczył się, byłam w siódmym niebie. Uznaliśmy, iż nadszedł czas, by poznali się nasi rodzice. Moja mama, Bronisława, od dziesięciu lat pracowała w Norwegii, ale na tę okazję przyleciała do Polski. Rodzice Bartka, Marek i Bogumiła, mieszkali niedaleko, w wynajętym mieszkaniu, a ja wiedziałam, iż nie mieli łatwego życia. Bartek często wspierał ich finansowo, płacił czynsz, i szanowałam go za to. Ale nie spodziewałam się, iż ich trudna sytuacja stanie się przyczyną katastrofy.
Zorganizowanie spotkania nie było proste. Mama zaproponowała kolację u nas, żeby wszystko przebiegło w miłej atmosferze. Przygotowywałam się kilka dni: sprzątałam, robiłam zakupy, piekłam placek według rodzinnego przepisu. Bartek zapewnił, iż jego rodzice są zachwyceni pomysłem i nie mogą się doczekać poznania mamy. Wyobrażałam sobie, jak wszyscy siedzimy przy stole, śmiejemy się, rozmawiamy o weselu. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
W dniu spotkania mama wróciła z lotniska zmęczona, ale uśmiechnięta. Przywiozła prezenty dla rodziców Bartka: butelkę norweskiego wina i pamiątki. Byłam z niej dumna – zawsze potrafiła stworzyć przyjazną atmosferę. Gdy tylko Marek i Bogumiła przekroczyli próg naszego domu, wyczułam napięcie. Bogumiła obrzuciła pokój pełnym zawiści spojrzeniem, a Marek patrzył ponuro. Próbowałam rozładować sytuację, częstując ich herbatą, ale Bogumiła nagle zaczęła mówić o tym, jak ciężko im się żyje.
„Całe życie wynajmujemy mieszkania – zaczęła, patrząc na moją mamę. – Bartek ciągnie nas jak może, a sam ledwo wiąże koniec z końcem. A ty, Bronisławo, pewnie w Norwegii w luksusach sobie żyjesz?” Jej ton był jadowity, a ja zdrętwiałam. Mama, próbując złagodzić sytuację, odpowiedziała, iż pracuje jako opiekunka i żyje skromnie, ale Bogumiła przerwała: „Skromnie? To po co te drogie prezenty? Przyjechałaś się pochwalić?”
Byłam w szoku. Mama nie wiedziała, co powiedzieć, a Marek milczał, nie próbując powstrzymać żony. Bartek się zaczerwienił, ale też nie interweniował. Bogumiła kontynuowała: „Wy tu placki pieczecie, a my ledwo zipiemy! Myślicie, iż skoro wy sobie radzicie, to możecie nas traktować z góry?” Próbowałam protestować, iż nikt ich nie poniża, ale ona już krzyczała, oskarżając nas o butę. Mama, nie wytrzymując, wstała od stołu: „Przyjechałam się poznać, a nie słuchać obelg.” Bogumiła rzuciła: „To wracaj do swojej Norwegii!”
Kolacja skończyła się katastrofą. Bogumiła i Marek wyszli, trzaskając drzwiami. Bartek przepraszał, ale jego słowa brzmiały pusto. Mama płakała, a ja czułam, jak moje marzenia o ślubie rozpadają się na kawałki. Jak można budować rodzinę, skoro rodzice narzeczonego są tak wrogo nastawieni? Winiłam siebie – powinniśmy byli spotkać się na neutralnym gruncie, nie zapraszać ich do nas. Ale ich gniew był niezrozumiały. Czy naprawdę widzieli w nas wrogów tylko dlatego, iż mamy trochę lepiej?
Następnego dnia zadzwoniłam do Bartka, licząc, iż porozmawia z matką. Ale powiedział tylko: „Mamy nie przekonasz, całe życie cierpiała. Może twoja mama rzeczywiście się wywyższa?” Jego słowa dobiły mnie. Kochałam go, ale czy jestem gotowa zaakceptować rodzinę, która nienawidzi mojej? Mama odleciała z powrotem do Norwegii, nie żegnając się z rodzicami Bartka. Powiedziała tylko: „Kinga, zastanów się, czy chcesz takiej teściowej.”
Teraz stoję przed dylematem. Bartek prosi o czas, ale nie potrafię zapomnieć upokorzenia, jakiego doświadczyła mama. Bogumiła choćby nie przeprosiła, a Marek milcząco ją poparł. Boję się, iż ta złość będzie zatruwać nasze życie. Moja miłość do Bartka wciąż żyje, ale przepaść między nami rośnie. Marzyłam o ślubie, o rodzinie, w której wszyscy będą sobie bliscy, a dostałam tylko kłótnię i ból.
Sąsiadka, gdy usłyszała, co się stało, poradziła mi szczerą rozmowę z Bartkiem: jeżeli nie umie mnie obronić przed własną matką, czy warto dalej się męczyć? Nie chcę go stracić, ale nie mogę też żyć w cieniu jej nienawiści. Moje serce rozdarte jest między miłością a dumą. Chciałam połączyć nasze rodziny, a zamiast tego straciłam wiarę w naszą przyszłość. Bogumiła swoim gniewem zniszczyła nie tylko ten wieczór, ale i moją nadzieję na szczęście z Bartkiem.