– „Chce pani mojego męża? Jest pani do usług!” – Żona z uśmiechem oznajmiła nieznajomej kobiecie, która przyszła do jej domu

przytulnosc.pl 1 dzień temu

– Och, poczekaj, Kasiu! Ktoś dzwoni do drzwi. Zadzwonię do ciebie później, tylko dowiem się, kto i po co do mnie przyszedł – Lucyna niechętnie przerwała rozmowę telefoniczną ze swoją dawną przyjaciółką, która barwnie opowiadała o wczorajszym jubileuszu teściowej. Robiła to żywo i z humorem, więc Lucyna śmiała się bez przerwy, jakby słuchała jakiegoś kabaretu w telewizji.

Kobieta podeszła do drzwi, spojrzała przez wizjer i bardzo się zdziwiła. Spodziewała się zobaczyć przed drzwiami kogoś z sąsiadów, bo obcym niełatwo było dostać się do klatki schodowej. Ale stała tam młoda kobieta o dziwnym wyglądzie, którą Lucyna widziała po raz pierwszy w życiu.

Gospodyni postanowiła jej nie otwierać, ponieważ trzymała się zasady – nie rozmawiać z obcymi ludźmi – zbyt wiele teraz oszustów i naciągaczy, marzących o wyłudzeniu pieniędzy od naiwniaków.

Lucyna nie należała do takich i kontakty z podejrzanymi osobami od razu ograniczała do minimum. Odeszła od drzwi i wzięła do ręki komórkę, by kontynuować miłą rozmowę z przyjaciółką.

Ale dzwonek rozległ się ponownie. Osoba stojąca za drzwiami jakby była pewna, iż ktoś jest w mieszkaniu, i zamierzała za wszelką cenę osiągnąć swój cel.

Lucyna w tej chwili była w domu sama; mąż wyjechał tego sobotniego dnia do kolegi na działkę, by pomóc przy płocie. Podeszła jeszcze raz do drzwi. Spojrzała przez wizjer, przyglądając się tej, która stała za drzwiami.

Było w niej coś jednocześnie dziwnego i żałosnego. Ale nie wzbudzała w Lucynie poczucia zagrożenia.

„A co adekwatnie się stanie, jeżeli otworzę i powiem jej, żeby się wynosiła i nie przeszkadzała porządnym ludziom odpoczywać w ich legalny dzień wolny?” – pomyślała Lucyna. – „Tak, tak właśnie zrobię. Pewnie się pomyliła albo chce mi zaproponować jakąś aferę.”

Nie myśląc długo, Lucyna otworzyła drzwi. Stojąca na klatce kobieta od razu się ożywiła, jakby wewnętrznie się zebrała. choćby poprawiła włosy ręką, zanim zaczęła mówić.

– Dzień dobry! Czy pani Lucyna? – zapytała, bawiąc się szalikiem na szyi. – adekwatnie, po co pytam. To i tak jasne.

„No proszę, – pomyślała gospodyni. – Oszuści są teraz bardzo przygotowani. choćby moje imię zna.”

– Kim pani jest i czego pani chce? Dzwoni pani od pięciu minut. Nie zapraszałam pani do siebie. Więc proszę natychmiast odpowiedzieć i wynosić się! – powiedziała stanowczo Lucyna.

– A czy Wiktor jest w domu? – zaskoczyła gospodynię nieproszona gość.

„No popatrz, co się dzieje! – przemknęło Lucynie przez myśl. – Zna wszystkich mieszkańców mieszkania! Wygląda na oszustkę, ale dobrze przygotowaną.”

– Przyszła pani do Wiktora? – zapytała Lucyna, choć chciała powiedzieć coś zupełnie innego.

– Nie, do pani. Ale jeżeli Witek jest teraz w domu, trudniej będzie mi z panią rozmawiać – kontynuowała dziwna nieznajoma.

„To dopiero zwrot akcji! Witek??? Co to za nowości?” – pomyślała Lucyna.

– Nie, męża teraz nie ma. Słucham panią.

– Może wejdziemy do środka? Niezręcznie jakoś o takich rzeczach mówić na klatce – ośmieliła się przybyła.

– Jeszcze czego! Widzę panią po raz pierwszy w życiu, a do swojego domu obcych nie wpuszczam. Proszę mówić tutaj i to szybko.

– Czy naprawdę chce pani, żebym tu zaczęła opowiadać intymne szczegóły naszych spotkań z Wiktorem? I żeby wszyscy sąsiedzi wiedzieli, co dzieje się w pani życiu rodzinnym? – powiedziała, uśmiechając się zuchwale.

– Co? Jakich jeszcze spotkań? – krzyknęła Lucyna zbyt głośno jak na spokojną rozmowę, nie spodziewając się tego po nieznajomej.

– Witaj, Lucynko! Czemu tak krzyczysz? Wszystko w porządku? – spojrzała na nieznajomą sąsiadka z naprzeciwka, pani Lidia, która w tym momencie wyszła z windy.

– Tak, wszystko dobrze, Lidko. Jak tam pogoda? – postanowiła odwrócić uwagę sąsiadki od obserwowania nieproszonego gościa.

– Zbiera się na deszcz – odpowiedziała pani Lidia, ale nie spieszyła się do swojego mieszkania, wyraźnie chcąc wiedzieć, co się dzieje.

– Proszę wejść – powiedziała z niezadowoleniem Lucyna do nieznajomej.

Ta weszła do środka i z zainteresowaniem zaczęła oglądać mieszkanie Lucyny i Wiktora.

– Ma pani pięć minut, słucham – zagrodziła jej drogę do salonu gospodyni. – Nie ma tu na co patrzeć, to nie muzeum!

– Nazywam się Ola – zaczęła, zdejmując szalik i płaszcz. – I kochamy się z Wiktorem.

– Boże, jakie to banalne! Nie można było wymyślić czegoś ciekawszego? – przerwała jej Lucyna.

– A co w tym banalnego? No, zakochaliśmy się, tak się zdarza. Nie jest pani pierwsza, którą mąż przestał kochać – kontynuowała bezczelnie Ola, próbując wejść do pokoju.

– Jest pani tego pewna? Że przestał mnie kochać, a zakochał się w pani? – zapytała Lucyna, uśmiechając się.

– Oczywiście, iż pewna! Inaczej bym tu nie przyszła! – odpowiedziała z przekonaniem Ola.

– Rzecz w tym, iż mój mąż w ogóle nikogo nie kocha. Nie potrafi. Więc jest pani w głębokim błędzie, kochana.

– Nie, nie mylę się. Pracujemy razem. I od pierwszego dnia, kiedy tylko pojawiłam się w ich dziale, Wituś, przepraszam, pan Wiktor zwrócił na mnie uwagę, a potem wprost wyznał mi miłość.

– Doprawdy? Jakie to zaskakujące! To w ogóle do niego niepodobne. A czego pani ode mnie chce, Alu?

– Nie jestem Ala, tylko Ola! – powiedziała z urazą. – I chcę, żeby pani, Lucyno, dała mężowi rozwód i nie przeszkadzała jego szczęściu – kontynuowała śmiała gościni.

– Proszę posłuchać, jak można dać rozwód człowiekowi, jeżeli on o to nie prosi? choćby nie wspomina. Może jest pani w błędzie, kochaniutka? A Wiktor wcale nie myśli o żadnym rozwodzie? I tak mu się dobrze żyje – stwierdziła z przekonaniem Lucyna.

– Proszę przestać! Specjalnie mnie pani teraz drażni. Drwi sobie pani ze mnie. Żądam, żeby nie trzymała pani Wiktora przy sobie. Oddajcie go mnie! Po co utrzymywać mężczyznę, który nic już do pani nie czuje? To głupie! Jest pani jeszcze dość młoda, znajdzie sobie kogoś – kontynuowała Ola.

– A po co? – zapytała Lucyna, jeszcze bardziej zdziwiona taką głupią rozmową.

– Jak to po co? Będzie musiała pani gdzieś mieszkać. W tym mieszkaniu zamieszkamy my z Wiktorem, a pani, przepraszam, będzie musiała się wyprowadzić – gość była bezlitosna.

– Jak pani powiedziała, Alino, w tym mieszkaniu zamieszkacie? – Lucyna jeszcze bardziej się zdziwiła i wybuchnęła śmiechem, co wprawiło rozmówczynię w osłupienie.

„To dziwne, powinna się przecież zmartwić, rozpłakać. Albo przynajmniej zacząć mnie poniżać i obrażać z zazdrości o męża” – pomyślała w tym momencie przybyła.

– Jestem Ola, ile razy mam powtarzać! – powiedziała z urazą, nie wiedząc jeszcze, co dodać.

– Nie ma to dla mnie znaczenia, choćby Pulcheria! To nic nie zmienia. Tylko nie rozumiem, dlaczego pani uważa, iż będzie mieszkać w moim mieszkaniu? – zdziwiła się Lucyna.

– Jak to w pani? Myśli pani, iż nic nie wiem? Wszystko wiem, nie da się mnie oszukać. To mieszkanie należy do Wiktora. A to znaczy, iż my z nim będziemy tu mieszkać i to nie podlega dyskusji – powiedziała z patosem Ola.

– To też Wiktor pani powiedział? – Lucyna coraz bardziej się dziwiła.

– Nie, wszystko sama się dowiedziałam. W dziale kadr mi powiedzieli; mam tam przyjaciółkę – kontynuowała pewnie nieznajoma.

– A co jeszcze pani przekazała? Czy wspomniała, iż Wiktor już raz odszedł ode mnie, ale wrócił? I iż nie ma już ochoty uganiać się za młodymi dziewczynami – powiedziała Lucyna, śmiejąc się.

– Co mi tu cyrk pani urządza! Przyszłam rozwiązać poważne sprawy, a pani sobie kpi. Czy kobieta może tak spokojnie mówić o tym, iż mąż ją kiedyś rzucił, a potem wrócił? – zdziwiła się Ola.

– Może. W naszym przypadku tak właśnie jest. Ale oczywiście, jeżeli pani nalega, porozmawiam z mężem. Może zgodzi się przeprowadzić do pani. Ma pani mieszkanie, by przyjąć mojego męża?

– Jakie mieszkanie? Dlaczego ja… A to mieszkanie? Przecież wiem na pewno, iż należy do Wiktora – powiedziała gościni zdezorientowana.

– Nie, powtarzam pani, jest pani w błędzie – spokojnie odpowiedziała Lucyna. – To mieszkanie jest moje. A Wiktor tu mieszka, dopóki ja tego chcę. I tak, teraz mogę już spokojnie powiedzieć, iż żyjemy jak sąsiedzi. Kiedyś Wiktor już odszedł ode mnie, ale wrócił. Bo zrozumiał, iż z nikim nie będzie mu tak dobrze jak ze mną. Nie wiem, czy kwestia mieszkaniowa odegrała rolę, ale taki fakt miał miejsce kilka lat temu. Przyjęłam go z powrotem tylko dlatego, iż bardzo cenię swój status w społeczeństwie. Ważne jest dla mnie, by pozostać zamężną, odnoszącą sukcesy kobietą. A także dlatego, iż bardzo kocham nasze wspólne dzieci i wnuki. I nie jest mi obojętne, co czują, myśląc, iż ich rodzice czy dziadkowie nie mieszkają razem. Ktoś uzna to za głupotę czy słabość. Ale jestem pewna, iż postąpiłam mądrze. A teraz jestem gotowa poważnie rozważyć pani propozycję, jeżeli pani nalega…

W tym momencie otworzyły się drzwi i do mieszkania wszedł Wiktor, wrócił od kolegi.

Widząc w przedpokoju nieproszoną gościnię, bardzo się zdziwił i choćby lekko zmieszał.

– Pani Aleksandro? Co pani tu robi? W dzień wolny? Chciała mi pani coś przekazać w sprawie pracy? – dziwił się Wiktor.

– Nie, ona przyszła po ciebie – powiedziała Lucyna, przewidując ciekawą scenę.

– W jakim sensie? Mam iść do pracy? – znów nie zrozumiał mąż. – Przecież nigdy nie pracowaliśmy w weekendy. I telefon przecież jest…

– Nie, kochanie. Ona chce cię ode mnie zabrać. Całkowicie, wyobrażasz sobie? – kontynuowała z uśmiechem żona.

– No cóż, ja chyba już pójdę… Muszę iść. Do widzenia, panie Wiktorze – Ola już zakładała płaszcz i cofała się w stronę drzwi.

– Dokąd to? A co z Wiktorem? Przyszła pani po niego; ja w zasadzie nie mam nic przeciwko, by go pani oddać. Więc dlaczego teraz się wycofuje? – naciskała Lucyna na wycofującą się Olę.

Ale gościni już wyskoczyła z mieszkania.

– A co tu się dzieje? – Wiktor był zdezorientowany. – Lucyno, możesz mi wyjaśnić, dlaczego tak dziwnie z nią rozmawiałaś?

– Może TY mi wyjaśnisz, co się dzieje? Dlaczego ta bezczelna osoba z merkantylnymi zapędami przyszła żądać ode mnie rozwodu? I żebym jak najszybciej zwolniła to mieszkanie dla was obojga.

– Jesteś poważna? – jeszcze bardziej zdumiał się Wiktor.

– Jak nigdy! Czyżbyś wrócił do starych nawyków? – Lucyna już się nie uśmiechała. – Wiktorze, czy to prawda?

– Nie! Co ty mówisz? Zupełnie nie wiadomo, co w głowie tej dziwnej pani. Rzucała mi jakieś dwuznaczne teksty, a na imprezie z okazji Dnia Kobiet podeszła do mnie i zaprosiła do tańca. I cały wieczór kręciła się obok mnie. Nie dawała mi spokoju. Co sobie tam uroiła – tylko Bóg wie. Ale mnie to wszystko już dawno nie interesuje. W tym wieku? I obiecałem ci kiedyś, iż z romansami koniec. Muszę już myśleć o wnukach, a nie o spódniczkach – zakończył mąż z przekonaniem.

– Uważaj, Wiktorze, znasz mnie. Walizkę spakuję w pięć minut. A tak w ogóle – tak, masz rację. Bardzo dziwna osoba. Do czego to kobiety nie są zdolne, by tylko ułożyć sobie życie! – zdziwiła się Lucyna.

Idź do oryginalnego materiału