W
1972 roku, podczas konfliktu protestancko-katolickiego w Irlandii
Północnej, do Belfastu przybywa amerykański żołnierz Cain
Adamson, który uciekł z frontu w Wietnamie. Nocuje w schronisku, a
dnie spędza głównie w podłym pubie sąsiadującym z lokalem
wynajmowanym przez studentki pielęgniarstwa przygotowujące się do
egzaminów dyplomowych. Z okazji urodzin jednej z nich organizują
domową imprezę, na której nieoczekiwanie zjawia się głodny
nieznajomy, Cain Adamson, z zamiarem dokonania ukradkowej drobnej
kradzieży, ale zostaje przyłapany przez kobietę przypominającą
mu jego zdradziecką żonę. Przyznaje, iż przywiódł go głód, a
studentka chętnie dzieli się jedzeniem, po czym razem ze swoją
ciężarną przyjaciółką wdaje w przyjacielską pogawędkę z
nieproszonym gościem. Niedługo po tej krótkiej wizycie, pod osłoną
nocy, zdesperowany Adamson ponownie zakrada się do dwupoziomowego
lokalu w starej kamienicy zajmowanego przez adeptki sztuki
pielęgniarskiej, które tym razem zamierza okraść ze wszystkich
pieniędzy, niezbędnych do zrealizowania jego planu powrotu do
ojczyzny. Włamywacz zarzeka się, iż nie chce nikogo skrzywdzić,
jego czyny przeczą jednak słowom.
 |
Plakat filmu. „Born for Hell” 1976, Cinévidéo, Les Productions Mutuelles Ltée, Studio Film |
Oprotestowany
przez organizacje feministyczne - największe protesty uliczne odbyły
się w Austin w Teksasie w związku z zapowiedzianą na grudzień
1976 roku lokalną premierą – luźno oparty na sprawie
amerykańskiego masowego mordercy Richarda Benjamina Specka
(1941-1991), vetsploitation
film w reżyserii Denisa
Héroux, nieżyjącego już kanadyjskiego filmowca, między innymi
współproducenta
„Małej dziewczynki, która mieszka na końcu drogi”
Nicolasa Gessnera, „Więzów krwi” Claude'a Chabrola
oraz późniejszej „Walki o ogień”Jeana-Jacquesa Annauda.
Kariera Héroux nabrała rozpędu na przełomie lat 60. i 70. XX
wieku (entuzjastyczne przyjęcie erotycznego melodramatu/maple
syrup porno „Valérie” 1968 i jego sequela „L'Initiation”,
ang. „Here and Now” 1970). Był członkiem jury 31.
Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie (rok 1981), otrzymał
jedną nominację do Oscara w kategorii najlepszy film, za „Atlantic
City” Louisa Malle'a, którego był głównym producentem, a jego
ostatnim reżyserskim przedsięwzięciem był antologiczny film
grozy, czy jak kto woli zbiór krótkich opowieści pt. „The
Uncanny” (pol. „Rzecz niesamowita”).
Pomysłodawcą
„Born for Hell” aka „Naked Massacre” (niem. „Die
Hinrichtung”, franc. „Né pour l'enfer”, wł. „...E la notte
si tinse di sangue”) był węgierski producent filmowy, reżyser i
scenarzysta zmarły w 1986 roku Géza von Radványi, który według
odtwórcy roli głównej, sławnego niemieckiego aktora najbardziej
związanego z kinem francuskim, Mathieu Carrière, podczas zdjęć
odegrał większą rolę od Denisa Héroux, jedynego reżysera
uwzględnionego w czołówce tego nihilistycznego obrazu. Za to obaj
(tj. Géza von Radványi i Denis Héroux) w produkcie finalnym
zostali wymienieni jako współautorzy scenariusza – pozostali to
debiutant (właściwie jedyny jego wkład w kinematografię) Clenn
Wood i stosunkowo doświadczony, dość prężnie działający w
branży filmowej już w latach 60. XX wieku, niemiecki fabularzysta,
nieżyjący już Fred Denger. „Born for Hell” jest koprodukcją
kanadyjsko-francusko-włosko-zachodnioniemiecką w większości
nakręconą w Dublinie – pozostałe lokalizacje w Belfaście w
Irlandii Północnej i niedaleko Hamburga (konkretnie w studiu
filmowym w Bendestorf) w ówczesnych Niemczech Zachodnich. Światowa
premiera filmu odbyła się w Montrealu w drugim tygodniu marca 1976
roku, amerykańska (Las Vegas) i włoska w grudniu tego samego roku
(start regularnej dystrybucji kinowej), a do zachodnioniemieckich kin
obraz wszedł w 1977 roku. „Pierwsze życie tego taniego
stworzenia” - szacunkowy budżet produkcji wyniósł dziewięćset
tysięcy dolarów kanadyjskich - przebiegło w atmosferze skandalu:
burza rozpętana przez radykalne amerykańskie feministki, którym
wtórowali poważni recenzenci (krytycy filmowi) zniesmaczeni
„wykorzystywaniem przemocy wobec kobiet” w calach
komercyjnych. „Drugie życie” (rynek DVD), tego rzekomo
mizoginistycznego utworu filmowego, które zaczęło się na początku
XXI wieku, było już dużo spokojniejsze. Gdy emocje opadły,
dostrzeżono w „Born for Hell” to, co prawdopodobnie od początku było
oczywiste dla nieuprzedzonych do kina exploitation, a
przynajmniej największych fanów tego nurtu - twarde osadzenie w
rzeczywistości, boleśnie prawdziwy obraz moralnego upadku gatunku
aktualnie dominującego na biednej Ziemi. Degrengolada bynajmniej
podziwiana przez twórców tego, notabene wciąż z najwyższą
surowością traktowanego przez poważnych recenzentów filmowych
(tych najodważniejszych; zdecydowana większość dzisiejszych
znawców kina nie przyznaje się do znajomości szkarady Denisa
Héroux i Gézy von Radványi), przedstawiciela podgatunku
vetsploitation - filmy klasy B (ściślej: odłam
exploitation, jak zresztą sama nazwa wskazuje) poruszające
częste problemy weteranów wojennych i dezerterów, na przykład
zespół stresu pourazowego (PTSD). Zwykła publiczność w końcu
spojrzała na teoretycznie fikcyjną historię amerykańskiego
żołnierza Caina Adamsona (stosownie przerażająca kreacja Mathieu
Carrière) łaskawszym okiem, ale uznania krytyków „Born for Hell”
nigdy nie zyskał. „Teoretycznie fikcyjną”, bo kontrowersyjny
„akt tej tragicznej sztuki” dość wiernie naśladuje życie.
Autorów scenariusza wyobraźnia ewidentnie nie poniosła - wręcz
przeciwnie! Jak to się mówi: sztuka złagodziła rzeczywistość. A
i tak się jej oberwało za drastyczne treści. Więcej lukru, mniej
prawdy i byłoby OK.
 |
Plakat filmu. „Born for Hell” 1976, Cinévidéo, Les Productions Mutuelles Ltée, Studio Film |
„Born
for Hell” Denisa Héroux i (nieoficjalnie) Gézy von Radványi
otwiera przybycie odznaczonego członka armii Stanów Zjednoczonych,
straumatyzowanego Caina Adamsona, do stolicy i największego miasta
Irlandii Północnej, pogrążonej w krwawym konflikcie o podłożu
etniczno-politycznym (w uproszczeniu: nacjonaliści, republikanie i w
większości katolicy kontra unioniści głównie wyznania
protestanckiego). Ucieczka z wietnamsko-amerykańskiego piekła do
piekła północnoirlandzkiego. W nadziei na rychły powrót do domu,
gdzie (nie)czekają na niego żona i dziecko. Na dalszą podróż
Adamsonowi brakło funduszy, ale choćby gdyby posiadał wystarczającą
ilość gotówki prawdopodobnie i tak zdecydowałby się na ten
przystanek. Adamson jest tykającą bombą, ale nie jest kompletnym
głupcem – wie, iż dopuścił się czynu karalnego (dezercja) i że
sprawa wciąż jest bardzo świeża. Poczeka sobie w Belfaście aż
wszyscy o nim zapomną (wszyscy przypuszczalnie zainteresowani
pociągnięciem go do odpowiedzialności za porzucenie towarzyszy
broni), czyli tydzień albo dwa, i w tym czasie zdobędzie trochę
gotówki. Nie będzie rozglądał się za pracą - co to to nie! -
tylko okazją do kradzieży. Udaje mu się znaleźć wolne legowisko
w jakimś przytułku dla bezdomnych, obskurnej izbie pełnej
„niedomytych mężczyzn w łachmanach”, gdzie pozna Wietnamczyka,
któremu bezczelnie pochwali się medalem przyznanym za wybitne
mordowanie jego rodaków, czy tam bohaterskie ratowanie „tych
dobrych”... i tak się zakumplują. Nic konkretnego z tego wątku
nie wyniknie, podobnie jak z lekko napiętej relacji skrajnie
niebezpiecznego przybysza z właścicielem podrzędnego baru. Ciasnej
świątyni pijaństwa naprzeciwko nieokazałej kamienicy, w której
zakwaterowanie znalazła zaprzyjaźniona grupa młodych kobiet. Parę
studentek ostatniego roku pielęgniarstwa wspólnie wynajmuje
dwupoziomowe mieszkanie w alarmująco bliskim sąsiedztwie ulubionego
lokalu nieobliczalnego Amerykanina z nożem sprężynowym. Jest
suspens. W pierwszej partii „Born for Hell” naprzemiennie
przyglądamy się schizofrenicznemu żywotowi Caina Adamsona (pomaga
i szkodzi, ratuje i wykorzystuje, obdarowuje i kradnie) oraz
powierzchownie przedstawionym młodym kobietom (i ich opiekunce,
doświadczonej pielęgniarce nieuznającej twardej dyscypliny;
utrzymującej czysto przyjacielskie stosunki ze studentkami):
Bridget, Pam, Catherine, Eileen, nieśmiałej Jenny, podkochującej
się w niej Christine, ciężarnej Leili i urodzonej liderce Amy,
która niechcący zwabia drapieżnika. Tragiczny ciąg zdarzeń
uruchamia przypadkowy widok na ulicy, zakończenie randki z brodatym
gościem, którego Adamson w nieelegancki sposób poprosi o ogień.
Natomiast doskonała okazja do zamienienia słowa z jego nader
interesującą dziewczyną (rzekomy sobowtór „kochanej” małżonki
Caina) nadarzy się już niebawem, podczas hucznej imprezy
urodzinowej. Przyjdzie głodny, zostanie nakarmiony i wróci po
więcej. Daj człowiekowi palec... Wchodzi po pieniądze, ale widok
bezbronnych, trzęsących się ze strachu, związanych kobiet budzi
bestię, którą w Belfaście Adamson okiełznał przynajmniej raz –
w mieszkaniu podstarzałej prostytutki, która na swoje nieszczęście
zapragnęła odwdzięczyć się rycerzowi w cuchnącej zbroi – i
może wygrałby tę wewnętrzną walkę ponownie, gdyby Amy tak
bardzo nie przypominała mu niewiernej żony. Tak czy inaczej,
wybuchowa mieszanka traumy wojennej, podwójnej zdrady i może
osobowości dyssocjalnej. Trujący koktajl w mieście przyzwyczajonym
do bezrozumnej agresji. Uliczne strzelaniny są tutaj na porządku
dziennym, mali chłopcy najchętniej bawią się w wojnę, a
dziewczynki nic tylko płaczą nad utraconymi skarbami – zwrot ich
własności w tym bezdusznym świecie jest równie niecodziennym
zjawiskiem, co choćby najdrobniejszy podarek od nieznajomego. Dzieci,
niezależnie od płci, nie wiedzą jak się zachować w takich
sytuacjach; nie rozumieją, co się dzieje, są autentycznie
zaszokowane najmniejszym przejawem ludzkiej życzliwości i
szczodrości. W „Born for Hell” krew nie leje się strumieniami
(i dobrze, bo jest różowa), ale widoki do przyjemnych na pewno nie
należą. Film zdecydowanie emanuje okrucieństwem, przygniata ogólną
beznadzieją, ogromem cierpienia, wszechobecną destrukcją,
niszczeniem wszystkiego, co szlachetna (niesadystyczna,
nieegoistyczna, nieobojętna) mniejszość w pocie czoła zbuduje.
Moralna zgnilizna w odpychającym krajobrazie miejskim (brudne
zdjęcia Heinza Hölschera) i całkowity upadek człowieka w
klaustrofobicznym „domu studenckim”, gdzie napięcie sięgnie
zenitu. Home invasion hard version. Coś dla fanów
późniejszych „Funny Games” Michaela Hanekego - „Born for
Hell” w moim poczuciu nie jest aż tak mocnym trunkiem, ale też
potrafi skrzywdzić, „zgwałcić psychikę” - i „Domu na skraju
parku” Ruggero Deodato oraz wcześniejszego (jedna scena, ta
najbardziej niesmaczna, a przynajmniej swego czasu budząca
największe emocje)
„Ostatniego domu po lewej”
Wesa Cravena.
Dzieło
odsądzane od czci i wiary. Amoralne widowisko Denisa Héroux i Gézy
von Radvá. Epatujące przemocą fizyczną, psychiczną i seksualną,
żerujące na krzywdzie autentycznych osób. Zmora samozwańczych
strażników moralności, wróg radykalnych feministek i feministów,
jakościowy rynsztok w oczach najwytrwalszych ekspertów (nielicznych
krytyków, którzy pochylili się nad tą paskudą i nie odpadli w
trakcie seansu, jakoś dotrwali do czarno-białych zdjęć
zamykających to wyjątkowo ponure przedstawienie). Inspirowana
prawdziwymi wydarzeniami, obrzydliwa opowieść o przeróżnych
potwornościach. Wojny, rozboje, gwałty, mordy. Terror polityczny i
kryminalny. Dotkliwy głód, ciągła niepewność, paraliżujący
strach. Bezpieczny egoizm, szalenie ryzykowny altruizm. „Born for
Hell” to utwór niewskazany, bo prawdomówny. Polecam zatem
wszystkim wywrotowcom:)