Bohdan Smoleń rozśmieszał miliony, ale jego życie było pełne łez. Dramatyczne losy aktora, o których mało kto wie

viva.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: ONS


W latach 70. i 80. Polacy pokochali jego niepowtarzalny humor – skecz z Panią Pelagią czy monolog „Aa tam cicho być”, w którym pada kultowe: „Kto słucha telewizji, ten ma w głowie glisty”, to dziś klasyka. Charyzma, głos, mimika – miał wszystko, by rozbawiać tłumy. Ale poza sceną mierzył się z dramatami, które złamałyby niejednego człowieka. Jakie tajemnice kryje historia Bohdana Smolenia?

Bohdan Smoleń: dom, który budował na przekór cierpieniu. I miłość do zwierząt, która przetrwała wszystko

Urodził się w 1947 roku w Bielsku-Białej. Jego mama, Elżbieta – nazywana przez bliskich Lalą – była choreografką. Gdy zachorowała na Heine-Medina i trafiła na wózek, świat Bohdana Smolenia zmienił się bezpowrotnie. Choć los ją srogo doświadczył, to właśnie ona – pełna siły i ciepła – przekonywała syna, by stanął na scenie. Pisała dla niego teksty do kabaretu „Pod Budą” i uczyła, iż w życiu nie ma rzeczy niemożliwych.

A ojciec? Był konferansjerem, ale również człowiekiem uwikłanym w nałogi – hazard i alkohol. W domu rzadko bywał trzeźwy, codziennie udawał, iż chodzi do pracy. Pewnego dnia, w przypływie agresji, uderzył małego Bohdana butelką wódki. To była jedna z wielu traum, które komik nosił w sercu przez całe życie.

Mama robiła wszystko, by dom mimo wszystko dawał ciepło. Nie chodziło tylko o porządek, ale o spokój, bezpieczeństwo, bliskość. Gdy została sparaliżowana, Bohdan musiał gwałtownie dorosnąć. Uzależnienie ojca pozostawiło ślad – jego cień padł na kolejne pokolenia. Pił ojciec, pił Bohdan, a z czasem – pił też jego syn, Maciej. W tej historii nie brakowało bólu. Ale był też ktoś jeszcze – siostra Bohdana, o której mówi się rzadziej.

Jako młody chłopak przeniósł się do Krakowa, gdzie skończył w 1975 roku zootechnikę, na Akademii Rolniczej. Zamiłowanie do zwierząt zostało mu na całe życie. Prowadził terapię hippiczną dla dzieci. Prowadził z żoną w Poznaniu sklep zoologiczny. Pasjonował się akwarystyką.

CZYTAJ TEŻ: Michał Malinowski był gwiazdą „Na wspólnej”, porzucił karierę dla wielkiej pasji. Dziś jest obywatelem świata. Nie uwierzysz, czym się zajmuje

Kabaret, który rozśmieszał do łez. I przyjaźń, która przetrwała burze

Z Poznaniem związał się na dobre w dorosłym życiu. Dzisiaj ma tu swój pomnik. W Poznaniu poznał też Zenona Laskowika, jednego z założycieli kabaretu „Tey”. Wyszło z niego wielu bardzo znanych satyryków i aktorów: Rudi Schubert, Janusz Rewiński, Krzysztof Jaślar. Smoleń i Laskowik występowali razem jeszcze w początku lat 80. Byli niesamowicie popularni. Takie skecze jak wywiad z Panią Pelagią czy „Z tyłu sklepu” weszły do klasyki polskiego kabaretu. Pierwszy był parodią gierkowskiej propagandy. Laskowik grał w nim dziennikarza z telewizji, a Smoleń – w chusteczce na głowie rezolutną Panią Pelagię. Skecz „Z tyłu sklepu” obśmiewał peerelowską biedę, braki towaru, kombinacje. „Przyszedł Pan, który zapisał się na natkę pietruszki - mówił Smoleń do Laskowika. Poza sceną nie przepadali jednak za sobą. Pokłócili się i pogodzili dopiero przed śmiercią komika.

Aktor próbował też sił poza kabaretem. W duecie z Krzysztofem Krawczykiem nagrał przebój „Dziewczyny, które mam na myśli” – polską wersję hitu „To All the Girls I've Loved Before”. Grał w filmach i serialach, a w rozmowach – zawsze pełnych ciepła i humoru – sypał anegdotami jak z rękawa. Jedna z nich? Jak pewien wikary popijając z nim winko, rzucił: „Człowiek uczy się kilka lat mówić, a język za zębami trzymać – to do końca życia się uczy...”

ZOBACZ TEŻ: Ten widok wyraża więcej niż słowa, jeden szczegół porusza do łez. Tak wygląda grób Soni Szklanowskiej

Miłość z uczelni i dom jak z bajki. Tak wyglądało życie rodzinne Bohdana Smolenia

To była miłość od pierwszego wejrzenia – drobny, pełen energii student zootechniki wypatrzył ją na uczelni i... od razu poczuł, iż to coś więcej. Teresa – filigranowa, delikatna, jeszcze mniejsza od niego – skradła serce Bohdana Smolenia. W 1970 roku zostali małżeństwem. Przez lata tworzyli zgraną, ciepłą parę, której owocem była trójka synów: Maciej (ur. 1973), Piotr (ur. 1974) i najmłodszy – Bartosz (ur. 1979).

Gdy Bohdan przeniósł się do Poznania, Teresa nie wahała się ani chwili – dołączyła do ukochanego. Najpierw zamieszkali na Wildzie, w jednej z najstarszych dzielnic miasta. Ale prawdziwe marzenia zaczęli spełniać dopiero w Przeźmierowie. Tam, wśród zieleni, sadu i łąk, stworzyli swoją prywatną oazę. Zbudowali oranżerię, zasadzili drzewa, a Bohdan mówił potem w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”: „to było spełnienie marzeń”.

W 1983 roku, gdy Smoleń był u szczytu popularności, otworzyli wspólnie sklep zoologiczny niedaleko Starego Rynku w Poznaniu. Życie domowe mieli podzielone jasno: on występował, jeździł w trasy, zarabiał. Ona – prowadziła dom, wychowywała dzieci, była cichą bohaterką codzienności.

Bohdan Smoleń w swoim sklepie zoologicznym przy ulicy Wielkiej, który prowadzi wspólnie z żoną Teresą, 1986 r.

Bohdan Smoleń: syn odebrał sobie życie

Na pierwszy rzut oka wszystko układało się dobrze. Bohdan Smoleń był u szczytu kariery, rodzina – choć zmagająca się z codziennością i jego uzależnieniem od papierosów – trwała razem. Tragedia, która zdarzyła się w 1989 roku była traumą, szokiem, zaskoczeniem. To wtedy powiesił się ich syn Piotr. Chłopiec pojechał po taśmy z nagraniami kabaretu „Tey”, które zbierał jego tata. Rozdał je kolegom, Bohdan Smoleń kazał je odebrać i przynieść z powrotem. Piotr wyszedł z domu i już nie wrócił. Na drugi dzień, w Wielki Piątek 1989 roku znaleziono go powieszonego na pasku, na wewnętrznej stronie ogrodzenia, niedaleko domu.

Bohdan Smoleń sam odcinał syna. I czekał przy nim na przyjazd policji. Piotr miał 15 lat, był jeszcze dzieckiem. Nikt nie wiedział, jakie były jego ostatnie chwile, w każdym razie nikt o tym nie powiedział. Oficjalnie uznano, iż chłopiec popełnił samobójstwo, ale Bohdan Smoleń utrzymywał, iż ktoś musiał jego synowi pomóc. Że ktoś przy nim wtedy był. Wieczorem widziano go jeszcze, jak jeździł na motocyklu po wiosce. Pasek i nóż pożyczył od kolegi, syna listonosza. A jednak gdy doszło do zeznań, nikt niczego nie wiedział, nie widział. Smoleń miał żal, iż za gwałtownie zakwalifikowano tę śmierć jako samobójstwo. „Wszyscy podobno spali, tylko mój syn nie spał”, mówił po latach Smoleń. Jeździli choćby z żoną do wróżki, by pomogła wyjaśnić okoliczności śmierci ich dziecka. Usłyszeli, iż chłopiec czuł się niekochany, nie było dla niego serca w domu. Teresa Smoleń załamała się po tych słowach.

ZOBACZ TAKŻE: Ta misja będzie go kosztować rozstanie z żoną, wprost mówi o ostatniej rozmowie. Teraz ujawniono, co zabierze w kosmos

Bohdan Smoleń: o tym, jakim był ojcem

W programie „Niepokonani” u Krzysztofa Ziemca Bohdan Smoleń wrócił pamięcią do tamtych dni. Poruszony, nie ukrywał emocji. Pytany, jakim był ojcem, odpowiadał szczerze: nie był surowy, nie stawiał zbyt wygórowanych wymagań. Ale też... nie był obecny. Scena zabierała go dzieciom, koncerty, występy, trasy – to był jego świat. Dzieci krzyczały w szkole za jego synami „Pelagia, Pelagia". Pani w szkole pytała z przekąsem: „A gdzie tata, znowu chałturzy?".

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” mówił z goryczą: „Ja miałem swoje dzieci u szczytu sławy, trzeba było albo zarabiać pieniądze i wykorzystywać to do końca, albo siedzieć w domu i nic nie mieć. Zawsze jest coś za coś, nie ma siły. Albo popularka jest. Albo jest normalne życie Kowalskiego”. Nie obciążał się winą. Mówił: „Ja niczego nie żałuję, bo co ma być to będzie i pewnych rzeczy się nie przewidzi".

Bohdan Smoleń: żona zmarła mu na rękach

Tragedia Piotra była ciosem, który na długo odebrał rodzinie oddech. Ale to, co wydarzyło się rok później, przekroczyło granice wyobraźni. Teresa Smoleń – żona, partnerka, mama – odebrała sobie życie.

Byli wtedy po wieczornym spotkaniu z przyjacielem z dawnych lat. Wino, rozmowy, wspomnienia – żadnych sygnałów ostrzegawczych. Rozmawiali o wszystkim... poza śmiercią Piotra. Siedzieli, gadali cały wieczór, popijali wino. A potem ona poszła na górę i powiesiła się. Bohdan Smoleń także i ją odcinał, próbował ratować, trzymał żonę na rękach, gdy umierała. Gość zamiast pomóc, pospiesznie odjechał. Przyjechało pogotowie, ale Teresy Smoleń nie udało się odratować. Podobno miała depresje, ale on tego nie widział, był pewien, iż dwójka dzieci jest dla niej silną motywacją do życia. Że daje radę.

Żona nie zostawiła mu żadnego listu, prośby, przesłania. Odeszła bez słowa pożegnania. Bohdan Smoleń mówił, iż wielokrotnie zadawał sobie pytanie: dlaczego? Został sam z dwójką synów, z których młodszy miał 11 lat. Pytany kto mu pomógł, powiedział: „Czas. Nikt, nic nie pomoże. Żaden psycholog, człowiek. Trzeba to samemu... Połknąć” (cytuję za poznan.gazeta.pl).

Bohdan Smoleń: życie po stracie żony i syna

Po śmierci żony był załamany, miał wrażenie, iż to nie on, nie jego życie, nie mógł odnaleźć się w rzeczywistości. Na pewien czas przestał występować. Miał jednak dwoje dzieci i musiał dla nich żyć. Sprzedał dom, który okazał się dla rodziny przekleństwem. Przeniósł się na wieś Baranówko k. Jeziora Kierskiego, założył stadninę koni, które zawsze bardzo kochał. Jak wspominała jego przyjaciółka Joanna Kubisa, pierwsze konie zostały wykupione „spod noża". To był sędziwy hucuł Kubuś i Neron, zwany Karym.

Bohdan Smoleń postanowił pomagać innym, przede wszystkim dzieciom z porażeniem mózgowym i zespołem Downa. „Ja tu mam takie rozmowy z dziećmi, iż ciary po plecach łażą. Przyjechała kolonia dzieci niepełnosprawnych i te dzieci pytają: "A czemu nas tu zaprosiłeś?". Mówię: "Bo was kocham". "Nas nikt nie kocha", odpowiedziały (cytuję za poznan.wyborcza.pl). Założył fundację „Wszystkie stworzenia Pana Smolenia”. Mówił, iż tym pomaganiem chciał uczcić pamięć mamy, żony, syna. Pokazać iż nie żyje dla siebie, iż rozumie, „jak to jest żyć w cierpieniu”. Jego fundacja pomagała przede wszystkim ludziom, których nie było stać na kosztowną rehabilitację dla dzieci. Opowiadał, iż czasem rodzice przynosili swoje pociechy na rękach, a czasem dzieciaki tak się cieszyły, iż odrzucały kule i podskakiwały z radości.

Bohdan Smoleń: nowa partnerka, choroba, śmierć

Bohdan Smoleń dobrze odnalazł się w latach 90. Związał się ze sceną disco polo, nagrywał płyty, prowadził kabaret „Nowy rząd–stara bida”. U jego boku stała Joanna Kubisa, która z czasem została jego partnerką. Pasowali do siebie, rozumieli się bez słów, połączyło ich głębokie uczucie. Ale gdy wydawało się, iż wszystko się już układa, Bohdan Smoleń zaczął ciężko chorować. Najpierw w 2008 roku na przewlekłe zapalenie płuc, potem na powtarzające się udary.

Joanna robiła co mogła, by pomóc mu dojść do zdrowia. Rzuciła palenie, żeby pokazać mu, iż można, i iż warto. Czuwała przy nim, kiedy przechodził udary mózgu i kiedy lekarze wszczepili mu rozrusznik serca. Była przy nim, gdy trafiał kilka razy do szpitala. Przy życiu trzymała go miłość do Joanny, synów, wnuka, Eryka. Zmarł 15 grudnia 2016 roku. Bohdan Smoleń został pochowany obok żony na cmentarzu w Przeźmierowie. Jego Fundację prowadzi dzisiaj Joanna Kubisowa, przez cały czas działają, organizują terapie dla dzieci. Bohdan Smoleń chciał zostawić po sobie jakieś dobre dzieło i udało się. Nie tylko w kabarecie.

Idź do oryginalnego materiału