To był wieczór, który na zawsze zapisze się w historii muzyki. W sobotę, 5 lipca 2025 roku, na stadionie Villa Park w Birmingham odbył się pożegnalny koncert zespołu Black Sabbath, zatytułowany „Back to the Beginning”. Wydarzenie miało szczególny charakter — nie tylko kończyło pewną epokę w historii ciężkich brzmień, ale było też symbolicznym pożegnaniem z charyzmatycznym frontmanem grupy, Ozzym Osbourne’em, który od lat walczy z chorobą Parkinsona.
Pożegnanie legendy
Na scenie ponownie spotkali się Ozzy Osbourne, Tony Iommi, Geezer Butler i Bill Ward – oryginalny skład Black Sabbath. To pierwszy taki występ od dwóch dekad i — jak wszystko wskazuje — ostatni. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia Osbourne’a, który sam przyznał, iż „jego ciało nie chce już współpracować”, występ był krótki. Ozzy zaśpiewał siedząc w skórzanym fotelu, jednak mimo ograniczeń — był to występ pełen emocji i wdzięczności dla fanów.
„To nie jest wyrok śmierci, ale Parkinson wpływa na pewne nerwy w ciele” – mówiła Sharon Osbourne w wywiadzie dla Good Morning America.
„Dziś rano wlali we mnie trzy butelki” – żartował sam Ozzy w audycji Ozzy Speaks na antenie SiriusXM, mówiąc o terapii komórkami macierzystymi, której się poddał.
To były cztery utwory, które wybrzmiały jak epitafium dla całej ery heavy metalu. Podczas pożegnalnego koncertu „Back to the Beginning” w Birmingham, Ozzy Osbourne, Geezer Butler, Tony Iommi i Bill Ward po raz ostatni wspólnie wystąpili na scenie jako Black Sabbath. Symbolicznie i bez zbędnych słów – zaprezentowali cztery najpotężniejsze kawałki z dorobku zespołu:
-
„War Pigs” – otwierające set, mroczne i antywojenne arcydzieło, które po ponad 50 latach przez cały czas rezonuje z niespotykaną siłą.
-
„N.I.B.” – klasyk z debiutanckiej płyty, którego ikoniczny basowy wstęp wprowadził widzów w hipnotyczny trans.
-
„Iron Man” – jeden z najbardziej rozpoznawalnych riffów wszech czasów – zabrzmiał mocno, ciężko, majestatycznie.
-
„Paranoid” – szybki, surowy finał. Piosenka, która stała się hymnem kilku pokoleń i dziś wybrzmiała po raz ostatni w oryginalnym składzie.
„To cztery utwory, które stworzyły fundament pod cały gatunek. Po nich już nic nie będzie takie samo” – komentował jeden z fanów na miejscu koncertu.
Ozzy, zmagający się z chorobą Parkinsona, siedział przez cały występ w fotelu, ale jego głos – choć słabszy niż w przeszłości – przez cały czas miał charakter i autentyczność, które poruszały do głębi.
„Nie musiał skakać po scenie. Sama jego obecność wystarczyła. To było jak słuchać ducha metalu” – pisał jeden z komentatorów transmisji online.
Ten czteroutworowy występ nie był jedynie koncertem – był ceremonią zamknięcia epoki, podziękowaniem i pożegnaniem. A dla fanów – niezapomnianym rytuałem.
Prawdziwe święto metalu
By wieczór był kompletnym doświadczeniem, przed koncertem Black Sabbath fani mogli zobaczyć na scenie metalową elitę: wystąpili m.in. Metallica, Slayer, Tool, Guns N' Roses, Alice in Chains, a także specjalne projekty przygotowane przez Toma Morello, dyrektora muzycznego wydarzenia.
Nic dziwnego, iż bilety na „Back to the Beginning” rozeszły się w kilka minut. Cały dochód ze sprzedaży został przeznaczony na cele charytatywne, w tym badania nad chorobą Parkinsona. Organizatorzy zadbali też o fanów z całego świata — koncert transmitowano online z dwugodzinnym opóźnieniem (w Polsce rozpoczął się o godz. 16:00), a dostęp do transmisji kosztował niespełna 80 zł i obejmował również możliwość odtworzenia zapisu przez kolejne 48 godzin.
50 lat historii, tysiące wspomnień
Album „Black Sabbath” z 1970 roku, uznawany przez wielu za narodziny heavy metalu, był początkiem podróży, która trwała ponad pół wieku. Fani nie kryli wzruszenia – zarówno na stadionie, jak i przed ekranami. To było nie tylko muzyczne pożegnanie z zespołem, ale także symboliczna klamra spinająca dekady wpływu Black Sabbath na cały świat rocka i metalu.