BLACK DOVES. Lepiej dać się ponieść fabule tego serialu, niż analizować jej przebieg

film.org.pl 8 godzin temu

Filmy lub seriale podejmujące tematykę szpiegostwa dzielą się zasadniczo na dwa rodzaje. Albo mamy do czynienia z kinem czysto rozrywkowym, gdzie realizm przedstawionych wydarzeń ustępuje miejsca widowiskowości i dobrej zabawie (względnie warstwie komediowej), albo twórcy starają się możliwie wiernie oddać specyfikę pracy głęboko zakonspirowanych agentów. Już zwiastuny sugerowały, iż „Black Doves”, produkcja sygnowana logo Netflixa, w której główne role grają Keira Knightley i Ben Whishaw, będzie przedstawicielem tego pierwszego nurtu.

Fabuła zaczyna się interesująco, a jednocześnie dość typowo. W Londynie, kilka dni przed Bożym Narodzeniem, zostają zamordowane trzy osoby. Jedna z nich, Jason (Andrew Koji) okazuje się kochankiem Helen Webb (Knightley), żony wysoko postawionego polityka, typowanego choćby na przyszłego premiera. Helen postanawia dowiedzieć się kto zabił Jasona. A iż sama pracuje dla tajemniczej organizacji i szpieguje swojego męża, ma zarówno potrzebne do tego umiejętności jak i środki, by się tym zająć. Do pomocy jej zostaje oddelegowany Sam (Whishaw), zabójca, a przy tym stary przyjaciel kobiety, który przed laty musiał uciekać z Anglii. Zgodnie z najlepszymi regułami gatunku, intryga, początkowo błaha, zatacza coraz szersze kręgi.

Zasiadając do seansu, miałem nadzieję, iż serial będzie miał klimat rodem z filmów Guya Ritchiego, podlany sosem kina o szpiegach. I rzeczywiście, do pewnego stopnia „Black Doves” oferuje rozrywkę, w której pobrzmiewa dalekie echo tytułów wyreżyserowanych przez twórcę „Przekrętu”. Bo mamy tu i trochę londyńskiego przestępczego podziemia, i kilka związanych z nim odjechanych postaci (na przykład dwie barwne zabójczynie), i dosadne przekleństwa, wypowiadane z cudownym brytyjskim akcentem, a także kilka lepszych lub gorszych zwrotów fabularnych. Jednocześnie, scenarzyści, chcąc prawdopodobnie pogłębić odrobinę charakterystykę postaci i sprawić, by nie były one całkowicie papierowe, dodali głównym bohaterom rozbudowane wątki osobiste. I w tym momencie pojawia się mój najważniejszy zarzut do „Black Doves” – fragmentów skupiających się na prywatnym życiu bohaterów jest po prostu za dużo i są niezbyt angażujące. W efekcie, przez pierwszą połowę (czyli pierwsze trzy odcinki) serial ma nie najlepsze tempo, zbyt wolno się rozpędza i momentami nuży. A iż można takie elementy wprowadzić w interesujący sposób, pokazał dawno temu James Cameron w „Prawdziwych kłamstwach”. Na szczęście w drugiej połowie, gdy twórcy już powiedzieli nam najważniejsze rzeczy o przeszłości postaci i na pierwszy plan wychodzi wreszcie główny wątek, całość nabiera werwy i serial ogląda się o wiele lepiej.

Aktorsko serial prezentuje się wyśmienicie. Keira Knightley i, zwłaszcza, Ben Whishaw wcielają się w swoje postacie bezbłędnie i wspaniale oddają ich stany emocjonalne. Jest w jednym z odcinków taka scena, gdy Sam musi skonfrontować się z osobą ze swojej przeszłości i to jak aktor pokazuje kłębiące się w nim uczucia, aż wbija w fotel. Trochę gorzej Whishaw wypada w momentach wymagających stosowania siły fizycznej, choć nie przeszkadza to na tyle, by skreślać „Black Doves”. Świetna jest za to Keira Knightley, jako kobieta rozdarta między obsesją znalezienia zabójcy swojego kochanka, a życiem rodzinnym. Pikanterii fabule dodaje fakt, iż adekwatnie kilka wiadomo o organizacji, dla której Helen pracuje, a którą uosabia tajemnicza pani Reed (Sarah Lancashire).

„Black Doves” może dać sporo frajdy, bo ostatecznie jego zalety przeważają nad wadami. Tylko nie warto za bardzo analizować przebiegu fabuły, a zamiast tego lepiej dać się jej ponieść. W tych sześciu odcinkach czeka bowiem na widza trochę akcji, trochę wybornego brytyjskiego humoru oraz kilka bardziej intensywnych momentów. A uroku całości dodaje emanująca z kadru atmosfera Bożego Narodzenia. Niestety, chwilami do seansu wkrada się nuda, więc trzeba się przebić przez zbyt wolną pierwszą połowę sezonu. Prawdopodobnie powstanie kontynuacja, ponieważ choć w finale większość wątków została zamknięta, jednocześnie pozostawiono sobie furtkę na dalszy ciąg. I myślę, iż sięgnę po niego, gdy już się pojawi.

Idź do oryginalnego materiału