Niemiecka scena heavy metalowa rozrasta się o kolejny band. Black Adder działa od 2012 r, ale dopiero teraz 27 czerwca band wydał swój debiutancki album zatytułowany " hellraiser". W ich muzyce słychać inspiracje Metalium, primal fear czy hammerfall. Co przyciągnie uwagę nie jednego dana heavy/power metalu to fakt, iż na płycie w roli wokalisty jest niezniszczalny Henning Basse. Nic więcej mi nie trzeba mówić by sięgnąć po debiutancki album Black Adder.
Henning to mistrz w swoim fachu. Jego technika, charyzma i styl śpiewania jest niedopodrobienia. Mam słabość do jego głosu. Do muzyki Black Adder pasuje idealnie bo takie klimaty Metalium. Za partie gitarowe odpowiada duet Jannis Hoffman i Florian Ewart. Panowie stawiają na klasyczne rozwiązania. Na chwytliwe melodie i zadziorne riffy. To wszystko jest przemyślane i zagrane z pomysłem. Brawo! Kawał świetnej roboty. Panowie zadbali o mocne brzmienie i klimatyczna okładkę i to wszystko przedkłada się na jakość płyty.
Band nie bawi się w podchody i od razu przeprowadza atak. Mocny riff rodem z Judas Priest napędza genialny " Black Adder". Kocham takie klimaty i choć nie ma tu nic nowego to jestem kupiony tymi dźwiękami. Galopady na miarę iron maiden i ostre riffy niczym w "painkiller" judas priest uświadczymy w killerze " hellraiser". Co za świetne otwarcie płyty, a to jeszce nie koniec. Ciarki mam przy " shepherd of the rats". Riff wgniata w fotel i takie proste motywy zawsze potrafią pozytywnie zaskoczyć. Jeden z najlepszych utworów na płycie. Pewne echa Manowar czy hammerfall można uświadczyć w rycerskim hicie "evil". To kolejny przebój na tej płycie. Henning rozwala system. Troszkę zaskoczenia wnosi stonowany i marszowy " nobody gets in my way" . Dalej mamy jeszce nastrojowy "10-33" , który ma elementy ballady i hard rocka. Jakoś running Wild zleciało mi w energicznym "old ghost, new blood". Mocny riff, szybkie tempo i dużą melodyjność czynią ten utwór killerem. Mocna rzecz. Band nie zwalnia tempa i podobną stylistykę dostajemy w rozpędzonym " King of the Night" i utwór buja i zapada w pamięci. Na koniec został "Anybody there". Wejście gitary pierwsza klasa. Przebojowy refren, energiczny riff i dużą dawką melodyjności. Black Adder błyszczy.
Nie zawsze debiut oznacza pierwsze nie pewne kroki w karierze. Niemiecki Black Adder startuje z innego pułapu i pokazuje swoją klasę. Płyta energiczna, agresywna, melodyjna i w zasadzie tak powinien brzmieć heavy metalowy krążek. Od razu wiem czego słucham. Bije z tego albumu szczerość, pomysłowość i miłość do heavy metalu. Jedna z ważniejszych premier dla mnie, jeżeli chodzi o rok 2025.
Ocena : 9.5/10